Najnowszy film Smarzowskiego to w zasadzie kino paradoksu, który tkwi nie tylko w nim samym, ale i w próbie jego, nomen omen, trzeźwej oceny. Z jednej strony jest to pozycja bardzo celna i tak samo ciekawa. Znajdziemy w niej przerażające obserwacje smutnych żywotów alkoholików – groteskowe, ale jak najbardziej prawdziwe (znacie Korkociąg?). Smarzowski nagromadził mnóstwo najrozmaitszych pijanych sytuacji, dążąc do swoistego zuniwersalizowania naszego sportu narodowego. I to mu się udało – koszmar jednego polskiego alkoholika jest zarazem zbiorowym koszmarem wszystkich polskich alkoholików. Jedna postać staje się dwoma, dwie stają się jedną. Granicy między jawą a swego rodzaju snem nie ma. Z drugiej strony brakuje w tym wszystkim wyczucia, czegoś, co dla wszechobecnego syfu stanowiłoby choćby minimalną przeciwwagę (bo nie jest nią zaskakująco rzadki humor, przeważnie będący zresztą humorem [celowo] prostackim, ani też romantyczny wątek miłosny, który znajduje się ledwie na marginesie historii). Wszyscy (sic!) chodzą tu zarzygani, obszczani i obsrani. Jeden typ wypada podczas imprezy z okna i wraca połamany czołgając się, by móc napić się więcej. Drugi siada przy przystanku na koszu na śmieci, myląc go z kiblem. I robi swoje. Kolejna postać (znakomita Kinga Preis) zostaje przyłapana przez swojego męża na kradzieży pieniędzy (wiadomo w jakim celu), za co zostaje ukarana gwałtem. I tak w kółko, do samego końca – filmu lub widza, chciałoby się sparafrazować pewnego twardziela) Problem z tego wynikły jest oczywisty i przecież, o zgrozo, typowy dla reżyserów dopiero początkujących. Kolejne sceny nie straszą, lecz znieczulają. Niektóre z nich najwyżej brzydzą, czasem nawet bardzo, ale ostatecznie ilość wypitego przez kolejne postaci alkoholu sprawiła tylko, że po seansie sam miałem ochotę się napić.
Co też uczyniłem. Cel tego wszystkiego – obawiam się, że niepowiązany z moją sympatią do piwa – również jest oczywisty. Smarzowski chciał zaszokować tak bardzo, że postanowił nakręcić najobrzydliwszy film w historii kina polskiego. I to mu się chyba także udało, tyle że ceną okazała się jakość.


Żeby było ciekawiej, od strony formalnej jest to być może najlepsze dokonanie kontrowersyjnego autora. Film jest niekończącym się ciągiem nie tylko różnego rodzaju aktów przemocy i niepoliczalnych ilości wydalanych różnymi otworami wydzielin, ale też halucynacji. Zobrazowanie delirium tremens i stanów spokrewnionych udało się rewelacyjnie: nagłe przebitki niczym flashbacki z ledwie pamiętanej imprezy, rozbijanie scen na części i mnożenie mylnych tropów odnośnie prawdziwości kolejnych wydarzeń, montaż imitujący pamięć ludzką (kto wie, może nawet Alain Resnais byłby dumny) i wreszcie ostatnie ujęcie, tradycyjnie sfilmowane za pomocą kranu, od dawna będące już podpisem, jaki Smarzowski składa pod swoją twórczością. Niby banalnie proste, ale w kontekście wydarzeń całego filmu będące błyskotliwą „kropką nad i”. Nic, tylko bić brawo.

Cóż  jednak z imponującej formy, jeśli w imię zasady "coś za coś" nikną gdzieś w tym wszystkim emocje i dramaturgia? Nie chodzi już tylko o rozczarowujące usilne szokowanie odbiorcy, ale o bohatera. Postaci drugoplanowe są na ogół świetne. Bardzo wyraźne, o ciekawych życiorysach, zagrane przez utalentowanych aktorów. Wiadomo (powiedzmy). Rzecz w tym, że tej, która jest najważniejsza, jest w pewnym sensie najmniej. Cały film to projekcja zniszczonego umysłu Jerzego. Paradoksalnie jednak narracji subiektywnej nie towarzyszy pogłębiona psychologia postaci. Przesadnie literackie dialogi też nie pomagają. Pod Mocnym Aniołem to rzecz do bólu fizyczna i niestety tylko fizyczna. Cierpienie psychiczne zostało ledwie naszkicowane. Rozwiązanie to się sprawdza w wypadku epizodów i drugiego planu, ale nie w przypadku głównego bohatera, który miał być podstawą fabuły, a okazuje się zaledwie pretekstem do przedstawienia surrealistycznego maratonu żałosnych upadków. Tym samym trudno przejąć się jego nieuleczalnym losem.

W każdym z poprzednich filmów Smarzowski korzystał z gatunkowego sztafażu. W Weselu była komedia romantyczna, w Domu złym czarny kryminał, w Róży western, a w Drogówce film sensacyjny. W "Aniele" pojawia się pewne sekwencja – dotycząca rolnika sprzedającego swojego konia – poprzez którą reżyser nagle wchodzi na teren horroru. Dochodzi do natychmiastowego orzeźwienia (otrzeźwienia?). Ale sekwencja ta kończy się, a wraz z nią potrzebna filmowi energia. Zwykle po projekcjach utworów Smarzowskiego kac dawał się we znaki. Tym razem, choć przecież na samą myśl o przelanych Pod Mocnym Aniołem  hektolitrach alkoholu może się zakręcić w głowie, żadnego kaca nie ma.

PS. Anioł nie jest filmem złym. Jest filmem średnim jak na reżysera, który na koncie miał wyłącznie pozycje wybitne. Co ciekawe, zdaniem Pilcha Anioł przebił "alkoholowe" klasyki Wildera, Wylera, a nawet Hasa. Tylko mu przypadkiem nie wierzcie.



Pod Mocnym Aniołem
sceanriusz i reżyseria: Wojciech Smarzowski
zdjęcia: Tomasz Madejski
muzyka: Mikołaj Trzaska
obsada: Robert Więckiewicz, Julia Kijowska, Adam Woronowicz, Jacek Braciak, Eryk Lubos, Arkadiusz Jakubik, Iwona Wszołkówna, Lech Dyblik, Kinga Preis, Iwona Bielska-Grabowska, Marian Dziędziel, Krzysztof Kiersznowski, Izabela Kuna, Andrzej Grabowski, Robert Wabich, Oleksandr Kryzhanivsjkyj, Wojciech Urbański, Robert Mika, Henryk Gołębiewski, Witold Wieliński, Magdalena Czerwińska, Aleksandra Domańska, Sławomir Zapała, Katarzyna Gniewkowska, Roman Gancarczyk, Agata Kulesza, Iwona Sitkowska, Grzegorz Mikołajczyk, Bartłomiej Topa     
kraj: Polska
rok: 2014
czas trwania:
premiera: 17.01.2014 r.
Kino Świat International

Marcin Zembrzuski - autor tekstów o tematyce filmowej i komiksowej, publikujący czasem tu, a czasem tam. Prowadzi bloga www.kinomisja.blogspot.com.