Odmiennie świat pokazany jest w innych animacjach Dunbara, które stworzył wraz z Paulem McCartney’em. O tym, jak udanym duetem się okazali, świadczą takie animacje jak „Wtorek” – bajka o pewnym wtorkowym wieczorze, kiedy żaby zaczęły latać na kwiatach lilii; „Niedźwiadek Rupert i piosenka żab”, gdzie miś Rupert trafia na niezwykły żabi koncert; czy „Pomruk tropikalnej wyspy” z wiewiórką o głosie McCartney’a uciekającą na rozśpiewaną wyspę. Oczywiście dzięki McCartne’yowi bardzo dużą rolę odgrywa tu muzyka. Znakomita, wpadająca w ucho, piosenka „We All Stand Together” z „Niedźwiadka Ruperta i piosenki żab” była nawet na szczycie list przebojów.
Oprócz etiud i animacji na dużym ekranie można było obejrzeć pełnometrażowe filmy animowane, które standardowo są pomijane w polskiej dystrybucji. Jednym z nich jest chwalony przez media „Zżerający dusze” Christophera Sullivana., który pracował nad filmem od 1999 roku – reżyserował, napisał scenariusz i muzykę, animował i projektował. To pełna rozmachu historia podstarzałego dziennikarza Earla Graya, smutnej okularnicy opiekującej się matką i Victora Blue. Widać ogrom pracy włożony w film, zarówno pod względem wizualnym, jak i scenariuszowym. Wizualnie jest to bardzo interesujący miks technik animacji; wycinankowa animacja lalkowa w teraźniejszości, czarno-biały prosty rysunek gdy bohaterowie wspominają przeszłość czy też niemal dokumentalne obrazy rzeczywistości. Fabuła jest skomplikowana, losy postaci wiążą się ze sobą, a z czasem odkrywamy rodzinne sekrety i tajemnice. Bywa to intrygujące, ale chwilami przypomina nieco telenowelę, w której można się pogubić. Być może Sullivan nie stworzył łatwego kina, ale ciekawe wizualnie pomysły i absurdalny humor sprawiają, że ponad dwie godziny emisji nie dłużą się. To nietypowa animacja, która mogłaby być również fabularnym dramatem psychologicznym (relacja z chorą matką, ukryte kompleksy, zdrady i sekrety), czasem brutalna, czasem śmieszna, ale z pewnością niebanalna.
Innym filmem, nad którym praca trwała także długo bo sześć lat, było „Rio 2096. Historia miłości i nienawiści” Luiza Bolognesi. Reżyser bardzo starannie przygotował się do realizacji, konsultował z historykami sceny, które najpierw były odgrywane przez prawdziwych aktorów tak, by mogły stać się punktem odniesienia dla animatorów. To historia Brazylii na przestrzeni 600 lat, tyle lat ma też bohater. Świat się zmienia, niestety wciąż na gorsze. Wojownik cierpi przez niewolnictwo, kolonizację, wojskowe reżimy, katastrofy ekologiczne. To, co nadaje jego życiu sens, to miłość do Janiny. W kolejnych stuleciach spotyka nowe wcielenia utraconej kobiety, zdobywa jej uczucie, ale nigdy nie jest im dane zostać razem na dłużej. Jest to klasycznie animowany film, w stylu komiksu; szybki, pełen rozmachu, przypominający nieco film akcji. W sposób klarowny i prosty można uświadomić sobie jak bolesną historię kryje w sobie Brazylia. To dosyć smutna wizja o tym, że fatalny los jest niezależny od działań człowieka, ale też efektowna opowieść.