Można zapytać: co to za festiwal filmowy, podczas którego nie jest organizowany żaden konkurs, nie przyjeżdża na niego rzesza twórców, a pokazywane na nim filmy bez problemu znaleźć można czy to w sieci, czy to nawet w telewizji. Jednak, w moim przekonaniu, w tym właśnie drzemie siła katowickiej imprezy, z jednej strony będącej idealną okazją do nadrobienia filmowych zaległości, z drugiej - możliwością zetknięcia się z kinem mniej udanym, mniej popularnym, jednak dostarczającym równie mocnych wrażeń.
To właśnie Festiwal Filmów Kultowych (od tego roku funkcjonujący pod nazwą Cropp Kultowe) staje się miejscem, gdzie pokazywane są retrospektywy takich twórców jak Roger Corman (sekcja pokazana w 2011 r.), który zasłynął przed laty serią niskobudżetowych ekranizacji utworów Edgara Allana Poego, czy, zaprezentowana w tym roku, sekcja poświęcona Johnowi Watersowi.
Filmów tych ze świeczką szukać na różnych przeglądach. W program katowickiej imprezy wpisują się idealnie, w pewien sposób oddają wręcz jej klimat, niespotykany nigdzie indziej.
Mocnym punktem tegorocznej edycji Cropp Kultowe było z pewnością kolejne bardzo udane wyjście festiwalu w przestrzeń miejską. Z tym zaganieniem organizatorzy festiwali radzą sobie w różny sposób, na Off Plus Camera co roku odbywają się seanse na dachu, producenci katowickiej imprezy postawili na grę miejską oraz klasykę gatunku – kino samochodowe, niegdyś dość mocno promowane przez multipleksy, dziś odchodzące już nieco do lamusa, jednak wciąż posiadające swój niepowtarzalny klimat. Pojawiły się również projekcje na ulicy Mariackiej, która na przestrzeni ostatnich kilku lat stała się towarzyskim centrum miasta.
Niezwykle udanym pomysłem była również sekcja „Pod lupą”, w ramach której filmoznawcy dokonywali na oczach widowni analizy wybranych sekwencji filmowych, pokazując, że festiwal nie tylko daje możliwość poznawania kina, ale również uczy, jak je odbierać. Fachowcy na swój warsztat wzięli między innymi
Mechaniczną Pomarańczę Stanleya Kubricka,
Pewnego razu na dzikim zachodzie Sergio Leone,
Teksańską masakrę piłą mechaniczną czy
Dziewczynę z tatuażem David Finchera.
Katowicki festiwal lubię również za jego niezobowiązującą i kameralną atmosferę. Po kinach nie biegają setki wolontariuszy, nie odbywają się niezliczone gale i bankiety, nikt nie stara się mnie przekonać, że biorę udział w jakimś superważnym wydarzeniu. Cropp Kultowe to festiwal, na którym wciąż najważniejsze pozostaje dobre kino, a nie cała medialno-reklamowa otoczka. To świetne miejsce do nadrobienia filmowych zaległości oraz spotkanie z najgorszymi guilty pleasures. To już trzecia edycja festiwalu, w której uczestniczę i z roku na rok staję się coraz większym fanem tej imprezy. Z pewnością powrócę na nią jeszcze nie raz.