Już na samym początku filmu dowiadujemy się, jak istotnym uczuciem jest dla miejscowych miłość - jeden z młodych tubylców popełnił samobójstwo „przez dziewczynę”. Uzbrojeni w tę informację zostajemy szybko spacyfikowani obrazami nieznośnej i trudnej do zwalczenia samotności Alvaro, który godzinami łowi ryby i ścina trzcinę ze staruszkiem Iribarrenem (José Muñoz), zastępującym mu zmarłego ojca. Jak łatwo się domyślić młodemu, wrażliwemu mężczyźnie nie wystarcza towarzystwo kogoś z zupełnie innej epoki.
Misioneros, podobnie jak większość mieszkańców tego skrawka ziemi, okazują bohaterowi życzliwość i zrozumienie. Jedynym problemem pozostaje tytułowy przewoźnik El Turo (Daniel Valenzuela), samozwańczy strażnik porządku, szukający na siłę pretekstu do wypędzenia imigrantów z - jak mu się wydaje - jego terenu. Alvaro staje się nie tylko ofiarą jego wyzwisk, ale także obiektem fascynacji erotycznej, która jak wiemy z Piękna Olivera Hermanusa, nie może skończyć się niczym dobrym w przypadku homofonicznego kryptohomoseksualisty. El Turo naszkicowany jest w Przewoźniku może nieco zbyt grubą kreską jako od początku do końca demoniczny i odrażający, ale z drugiej strony doszukanie się w tym typie bohatera jakiejś emocjonalnej ambiwalencji bywa trudne i rzadko się udaje.
Przewoźnik jest potencjalnie filmem bardzo kolorowym, w którym ładne widoki mogłyby wypełniać czas potrzebny do stworzenia pełnego metrażu. Otheguy idzie jednak w zupełnie inną stronę, chcąc osiągnąć zimny i niesprzyjający klimat wyalienowania. Zdjęcia Pauli Grandio są czarno-białe, kamera skupia się na konkretnych częściach ciała bohaterów, a przewijające się, dość długie ujęcia krajobrazów wywołują raczej zaniepokojenie i przekonują nas, że w tej przestrzeni praktycznie nie ma ludzi, a linia horyzontu wyznaczana jest przez niekończącą się rzekę. Kontrastem dla zewnętrznej pustki jest wewnętrzne pragnienie Alvaro do poznawania i bycia poznanym. Jego miłość do literatury i szukanie życzliwości (a może czegoś poważniejszego) u poznanych ludzi są nie tylko urzekające, ale zaskakująco wiarygodne i niewymuszone. Duża w tym zasługa Jorge Romána, który gra przede wszystkim spojrzeniem, wyrażającym całą złożoność tej postaci.
Nie będę ukrywał, że Przewoźnik jest filmem bardzo festiwalowym. Długie ujęcia, niewiele akcji, ogólny minimalizm i pozorna hermetyczność nie powinny jednak nikogo zniechęcać, ponieważ jest to film pełen treści i porażająco piękny wizualnie. Jest też dowodem na wspólnotę doświadczeń środowisk LGBT, niezależnie od kontekstu geograficznego czy prawnego. Wielka szkoda, że nie będzie on dostępny w dystrybucji kinowej, bo zdjęcia i kompozycje Grandio zasługują na wielki ekran i całkowicie zaciemnioną salę.
Maciej Badura - rocznik '85. Kulturoznawca, amerykanista. Tytuł magistra zawdzięcza kinu kanadyjskiemu, a zwłaszcza postaci Guya Maddina. Interesuje się amerykańskim kinem niezależnym, filmem kanadyjskim, queerem i transgresją wszelkiego rodzaju. Kiedyś napisze monografię o Harmonym Korine. Nade wszystkich ceni sobie Todda Solondza. Nałogowo ogląda seriale. Platonicznie zakochany w Sashy Grey, Williamie Faulknerze i telewizyjnych programach o sprzątaniu.