W 2009 roku, po festiwalu w Gdyni, kiedy to pierwszy raz od lat wyświetlono aż kilka naprawdę godnych uwagi filmów, pojawiły się głosy, iż oto odradza się wreszcie kino polskie. Jak wiadomo, za jeden z tego dowodów służył znakomity Dom zły. W następnych sezonach z tą jakością bywało już różnie, ale rok 2012 okazał się dla rodzimej X Muzy udany. Nie, żeby miał zaraz obfitować w arcydzieła, ale - jeśli nie liczyć W ciemności - niejako od premiery filmu właśnie tej wagi się rozpoczął. Chodzi oczywiście o kinową premierę Róży. Minął kolejny rok i przyszła wreszcie pora na Drogówkę. W międzyczasie przybyło Smarzowskiemu konkurencji, ale - jak się okazuje - nawet mimo nieco słabszej niż wcześniej formy, w dalszym ciągu nikt nie może się z nim u nas równać.
„Pośród ciemności i manipulacji
Pod presją ciągłej indoktrynacji
Jest taka zasada, nie każdy ją zna
Wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się strach”
Akcja Drogówki rozgrywa się niemal wyłącznie w Warszawie - przy której portretowaniu autor posiłkował się powieścią Zły Leopolda Tyrmanda - jednak nie wiadomo tak naprawdę kiedy. Technologia (wszechobecne kamery czy modne smartfony), a także odniesienia do wydarzeń ciągle jeszcze świeżych (afera korupcyjna w PZPN) wskazują na czasy dzisiejsze. Ale już zastane zwyczaje czy choćby scena papieskiej pielgrzymki wskazują raczej na początek ubiegłej dekady. Niespodziewany miks teraźniejszości z przeszłością nie jest jeszcze wyraźnym zaznaczeniem umowności filmu. W wypadku pozostałych rozwiązań o jakichkolwiek subtelnościach mowy już nie ma.
Czwarty obraz Smarzowskiego jest bowiem tym najdosadniejszym i najbardziej gatunkowym. Na początku jawi się jako chaotyczna i - wbrew zapowiedziom - niezbyt przebojowa satyra społeczno-obyczajowa, prezentująca przede wszystkim codzienność siedmiorga policjantów personifikujących kolejne grzechy główne. W czasie aż półgodzinnej ekspozycji poznajemy ich jako bandę prostaków rozkochanych przede wszystkim w łapówkarstwie i wódce. To grupa antybohaterów, wprawdzie znajdą się wśród nich i typy całkiem sympatyczne, jak choćby wiecznie pijany Trybus (Jacek Braciak) czy seksoholik-gawędziarz Petrycki (Arkadiusz Jakubik), ale tak karykaturalne przejaskrawienie części z nich, jak i dystans, z jakim wszystkim im przygląda się reżyser, nie pozwalają, abyśmy darzyli któregoś z nich sympatią.
Wszystko zaczyna się zmieniać wraz z długo oczekiwanym zawiązaniem akcji, kiedy to na plan pierwszy wychodzi sierżant Król (Bartłomiej Topa), który to oskarżony o morderstwo dokonane podczas pewnej grubo zakrapianej nocy ucieka, by poprowadzić śledztwo na własną rękę.
„Jesteś odpadkiem bardzo niebezpiecznych
Zachodzących co dzień procesów społecznych
Jesteś grzechem, a także wyrzutem sumienia
Konieczną zmianą, która nic nie zmienia”
Specyficzna, wcale efektywna konstrukcja scenariusza przywodzi na myśl duńskiego Pushera (1996) w reżyserii Nicolasa Windinga Refna. I tu i tu chaotyczny zlepek przeróżnych sytuacji przeobraża się w prostą, klarowną opowieść, a wedle pewnej hitchcockowskiej teorii - wraz z nagłymi kłopotami zaczynamy kibicować obojętnemu nam wcześniej bohaterowi (zwłaszcza, że - równie nagle - z pewnego powodu okazuje się on postacią pozytywniejszą od pozostałych), który zmuszony jest stale ukrywać się i uciekać. Autor nie szczędzi mu też kolejnych ciosów, a te bywają tak samo nieprzewidywalne, co bolesne, skoro podparte są prawdziwie mistrzowską dramaturgią.
U jej podstaw leży zwykle narracja subiektywna, a znacznie wspomagają ją jeszcze rozwiązania formalne, które sprawiają, iż najnowszy film twórcy Wesela zdaje się być tym najdynamiczniejszym, choć przecież tempo opowiadania nie jest wcale szybsze niż wcześniej. Dramatyzm historii tkwi więc nie tylko w samych budujących ją wydarzeniach i punktach zwrotnych. Tworzą go także niepokojąca, agresywna muzyka autorstwa Mikołaja Trzaski (jakże inna od jazzowych szaleństw z Domu złego czy, tym bardziej, westernowych kompozycji z Róży), a także bardzo szybki montaż Pawła Laskowskiego. Ten ostatni częstokroć podyktowany jest wstawkami z filmików zarejestrowanych kamerami przemysłowymi, telefonami komórkowymi czy smartfonami. Rola tego typu nagrań jest tym razem większa niż w dwóch pierwszych filmach kinowych Smarzowskiego. Tutaj są to bowiem narzędzia służące przede wszystkim kontroli jednostek - głównie poprzez szantaż. To w zawartych w nich obrazach sierżant Król desperacko szukać będzie odpowiedzi na kolejne pojawiające się w trakcie jego wędrówki pytania.
Prowadzone przezeń śledztwo zatacza coraz szersze kręgi, a on sam z bohatera próbującego wyłącznie oczyścić się z zarzutów staje się swego rodzaju buntownikiem, przypominającym postać porucznika Mroza z Domu złego. Zresztą spośród wszystkich dokonań Smarzowskiego właśnie do tego filmu Drogówce najbliżej. Wszak oba tytuły garściami czerpią z szeroko pojmowanego kina policyjnego, są prawie tak samo groteskowe, obskurne, a wreszcie antysystemowe i wręcz nihilistyczne w wymowie.
„Jesteś krzykiem rozpaczy wśród tłumu niemych
I ostrym spojrzeniem wśród ociemniałych
Strachem dla silnych, odwagą dla tchórzy
Psem na smyczy, co nikomu nie służy”
W świecie przeżartym przez korupcję, gdzie etyka jawi się jako jakiś ledwie pamiętany mit, gdzie podstawą egzystencji jest hipokryzja i ucieczka od szarej codzienności w morze wódki i krainę rozpusty, światełko w tunelu nie może być zbyt jasne, aby historia nie popadała w naiwność i banał. Nie mogło więc obyć się bez wspomnianej wcześniej, dystansującej odbiorcę umowności. Ta niestety jednak bywa nie tylko zdrowa, ale też zwyczajnie efekciarska. Bynajmniej nie za sprawą podpierania się schematami kina gatunków. Reżyser od lat bywa oskarżany o epatowanie przemocą i wulgarnością, tyle że wcześniej tego typu zarzuty nie miały tak naprawdę uzasadnienia. Tutaj zdarza się już, że są jak najbardziej na miejscu.
Teoretycznie hektolitry alkoholu oraz galeria piersi i pośladków dobrze wpisują się w na poły turpistyczny pejzaż odmalowany przez artystę, jednak ten mnoży te sceny bez opamiętania. We wracającym z papieskiej pielgrzymki autobusie nie upija ledwie kilku policjantów, lecz niemalże wszystkich, „kurwami” rzuca na lewo i prawo poprzez usta co drugiej postaci, a wspomnianą galerię czyni w pewnym sensie niemalże nieskończoną. Zanadto stara się szokować lub może raczej podobać się entuzjastom nieuzasadnionej wulgarności. W scenach takich jak ta, w której zamiast ograniczyć się do ukazania prostytutki miłującej oralnie policjanta, to jeszcze chętnie pokazuje jak ta wypluwa już po akcie spermę, treść znika przecież w cieniu taniego efektu.
Fragmenty tego typu mówią o niebezpiecznym konwencjonalizowaniu się artysty, wskazują na to, iż mimo ciągle imponującego rzemiosła, stracił nieco wyczucia lub po prostu zaczął silić się na swego rodzaju atrakcyjność. Całe szczęście, mimo regularnego strzelania sobie w stopę, Drogówka zbyt dużo ma do zaoferowania (do wspomnianych wcześniej walorów dodajmy choćby wspaniałe aktorstwo i świetny pomysł, aby w licznych rolach drugo- i trzecioplanowych obsadzić znane twarze, dzięki czemu postaci te w swoim natłoku nie popadają w zapomnienie). Zbyt dużo dobrego, ażeby oceniać ją wyłącznie przez pryzmat fragmentów nazbyt prowokacyjnych. Po seansie, mimo wszystko, znowu więc mamy gigantycznego kaca, którego, paradoksalnie, wcale nie chcemy wyleczyć. To film, który za dużo i zbyt szczerze mówi nam o nas i naszych realiach, byśmy mogli na to pozwolić.
„Zanim ręce opadną, a nadzieje wygasną
Zamiast walczyć z rzeczywistością
Próbuj tworzyć własną”
Drogówka
scenariusz i reżyseria: Wojciech Smarzowski
zdjęcia: Piotr Sobociński Jr
muzyka: Mikołaj Trzaska
obsada: Bartłomiej Topa, Arkadiusz Jakubik, Eryk Lubos, Marian Dziędziel, Marcin Dorociński, Jacek Braciak, Julia Kijowska, Agata Kulesza, Izabela Kuna, Robert Wabich, Maciej Stuhr, Adam Woronowicz, Marcin Czarnik, Michał Gadomski, Aleksandra Domańska, Krzysztof Dracz, Lech Dyblik, Grzegorz Wojdon, Andrzej Grabowski, Henryk Gołębiewski, Łukasz Simlat, Piotr Nowak, Andrzej Beja-Zaborski, Piotr Głowacki, Ewa Konstancja Bułhak, Katarzyna Cynke, Lech Mackiewicz, Marek Kalita, Przemysław Bluszc, Jarosław Gruda, Janusz Chabior i inni
kraj: Polska
rok: 2013
czas trwania: 118 min
premiera: 1.02.2013 r.
Next Film
Fragmenty piosenki: Dezerter „Jeśli chcesz zmieniać świat”
Marcin Zembrzuski - niedoszły hotelarz, polonista i geniusz reżyserii. Autor tekstów o tematyce filmowej i komiksowej, publikujący głównie na łamach portali E-SPLOT.pl i Stopklatka.pl, blogo-magazynu Kolorowe Zeszyty, Magazynu Miłośników Komiksu KZ oraz własnego bloga – www.kinomisja.blogspot.com. Pracuje nad książką poświęconą spaghetti westernom. Bardzo kocha swoją dziewczynę.
01.03.2013 13:07 | tomasz:
burdel na kółkach ;)