Główny bohater filmu pojawia się tylko na kilka sekund i jest już wtedy martwy. Usama ibn Ladin jest tu motorem napędowym wszystkich zdarzeń i emocji. To on, przy całej swojej nieobecności, kieruje losami amerykańskich agentów, poświęcających życie i karierę na znalezienie Graala walki z terroryzmem. Najdłużej i najskuteczniej poszukiwała go Maya (Jessica Chastain), młoda kobieta o przenikliwym umyśle, która przez niemal dekadę niestrudzenie brała udział w brutalnych przesłuchaniach i przerzucała tony akt, by w końcu trafić na obiecujący trop. Nieco mniej szczęścia mieli Dan (Jason Clarke) i Jessica (Jennifer Ehle), błądzący po omacku w lawinie poszlak. I właściwie na tym kończy się opis fabuły Wroga numer jeden. Każdy wie, co było później, i nie spodziewa się niezgodnych z prawdą rozwiązań. A jednak Bigelow jest w stanie odmalować nam dobrze znane wydarzenia w zupełnie nowy sposób i opowiedzieć całą tę historię tak, byśmy w napięciu czekali na to, co zdarzy się za kilka sekund.
Jednym z największych zarzutów, jakie wyciągano wobec reżyserki, jest brak wielopłaszczyznowego rozwoju postaci w ponad dwuipółgodzinnym filmie. Nie zgadzam się z tą tezą, ponieważ wysuwająca się na pierwszy plan Maya ulega ciągłym przemianom, choć chwilami możemy odnieść wrażenie, że są one zbyt arbitralne. Na samym początku widzimy ją, jak z lekkim zmieszaniem i niepewnością obserwuje torturowanie więźnia, ale już kilka scen dalej ona sama zastrasza przesłuchiwanego.
Niewątpliwie najwięcej kontrowersji wzbudzają sceny tortur. W amerykańskich mediach debata na ten temat toczy się już od dawna, a głos w niej zabrała sama reżyserka i m.in. Slavoj Žižek. Głównym zarzutem wobec Bigelow jest normalizacja zadawaniu bólu i wywoływania strachu u przesłuchiwanych więźniów. Ona broni się mówiąc, że jako artystka pokazuje na ekranie pewne procedery, co nie znaczy, że je popiera. Prawda jak zwykle leży gdzieś pośrodku, ponieważ trzeba przyznać, że tortury w filmie stają się skutecznym sposobem uzyskiwania informacji i otoczone są aurą ambiwalencji. Trudno jednak zarzucać Bigelow opowiadanie się po stronie katów tylko dlatego, że pokazuje zdarzenia zgodnie z ich rzeczywistym przebiegiem. Czy tortury są złe? Tak, są niewyobrażalnym okrucieństwem. Czy w trakcie poszukiwań Usamy ibn Ladina przyniosły zadowalające rezultaty? Tak i choćbyśmy nie wiadomo jak nimi gardzili, nie zmieni to faktów. Wróg numer jeden nie promuje odczłowieczenia, a jedynie staje się jego świadectwem.
Atmosfera skandalu nie powinna przysłaniać tego, co w filmie reżyserki jest najbardziej interesujące: misternej konstrukcji stworzonej nie tylko w celach rozrywkowych, ale także ku pokrzepieniu serc. Na sukces Wroga składa się wiele czynników, z których najważniejszymi są scenariusz, aktorzy i montaż. Tekst Marka Boala (The Hurt Locker. W pułapce wojny i W dolinie Elah) nie był łatwy do przeniesienia na ekran – jest dość rozwlekły, a znaczna jego część opiera się na dialogach prowadzonych w zamkniętych pomieszczeniach biurowych. Bigelow potrafi jednak rozłożyć akcenty tak, byśmy ciągle pozostawali w stanie lekkiego napięcia, a rytm montażu zapobiega powstaniu dłużyzn. Do tego dochodzą wyśmienite role, zwłaszcza Jessiki Chastain, która do tej pory grała zupełnie inne postaci niż Maya. Jej interpretacja pozwala odkryć całą potencjalną złożoność agentki CIA i subtelnie łączy jej wrażliwość z „twardością”. Absolutnie mistrzowska jest ostatnia scena filmu, skupiona na nieruchomej twarzy Mai, wyrażającej więcej niż wszystkie publicystyczne komentarze dotyczące śmierci ibn Ladina.
Na koniec muszę ostrzec wszystkich potencjalnych widzów, że Wróg numer jeden jest bardzo mocno osadzony w mentalności Amerykanów. Stanowi potwierdzenie tego, że warto było angażować się w konflikty zbrojne i tracić miliardy dolarów na poszukiwanie współczesnego ucieleśnienia zła. Film może zrazić zagorzałych pacyfistów i osoby, które (całkowicie niesłusznie) uważają, że USA jątrzy na Bliskim Wschodzie z powodu ropy naftowej. Jeżeli jednak wczujemy się w sytuację Amerykanów, dla których ostatnie kilkanaście lat to nieustająca, często histeryczna walka z realnym zagrożeniem, wtedy możemy docenić nie tylko kunszt reżyserski Bigelow, ale także sam wydźwięk Wroga. To film, który opowiada o obsesji wywołanej strachem i niepewnością. Kto jak kto, ale my Polacy powinniśmy to rozumieć jak nikt inny.
Wróg numer jeden (Zero Dark Thirty)
reżyseria: Kathryn Bigelow
scenariusz: Mark Boal
zdjęcia: Greig Fraser
muzyka: Alexandre Desplat
obsada: Jessica Chastain, Jason Clarke, Kyle Chandler, Scott Adkins, Chris Pratt, Jennifer Ehle, Joel Edgerton, Frank Grillo, Harold Perrineau, Callan Mulvey, Mark Strong i inni
kraj: USA
rok: 2012
czas trwania: 157 min
premiera: 21 grudnia 2012 r. (USA), Sony, 8 lutego 2013 r. (Polska)
Monolith
Przeczytaj także: The Hurt Locker Kathryn Bigelow (polski podtytuł: W pułapce wojny - zapożyczony przypuszczalnie z produkcyjnej stajni Stevena Seagala) przypomina filmowy naszyjnik. Linearna akcja, przeplatana jest prawdziwymi perłami: wojskowa rutyna z poezją w tle - Łukasz Bursa
12.03.2013 19:17 | Maciek Badura:
Jeżeli chodzi o wymierne skutki tortur: jak widać w filmie, podstawowe informacje zdobyto za ich pomocą. Natomiast jeżeli chodzi o ropę, to jest to prosta kalkulacja kosztów wojny vs ewentualnych zysków + Amerykanie są genialnymi strategami wojennymi i atakując Afganistan zdawali sobie sprawę, że jest to wojna przegrana (walka partyzancka w tym regionie może trwać do końca świata bez wyraźnych wygranych), ale nie mieli wyjścia, bo kiedy jest się atakowanym, nie można przejść nad tym do porządku dziennego (choćby dlatego, że społeczeństwo oczekuje akcji). Te wszystkie poglądy to nie moje dzieła, ale myśli poważnych politologów, specjalistów od obronności, teoretyków wojny, których miałem niewątpliwą przyjemność studiować :)