Star Trek. Into Darkness – J.J. Abrams

W ciemno. Poza tym czeka się zawsze wtedy, gdy na iMDb w opisie filmu widnieją słowa „one man weapon of mass destruction”. A już w ogóle, gdy człowieka masowego rażenia gra Benedict Cumberbatch, czyli serialowy Sherlock Holmes - ten fajniejszy z uwspółcześnionych. Podobno to Khan, ale pewności nadal nie ma. Pewne za to jest, że w komplecie wraca załoga Enterprise pod wodzą kapitana Kirka (Chris Pine), a reżyserem nadal jest J.J. Abrams. Ten kino nowej przygody kocha najbardziej we wszechświecie i składa mu hołdy – jak Spielbergowi, swojemu mistrzowi w Super 8. A do tego super-sprawnie przetwarza materiał zastany, jak w przypadku Star Treka właśnie. Na życzenie może też dopisać jakiś kolejny rozdział (jak z Mission: Impossible III czy V – tu jako producent). Zatem obsada: check, reżyser: check, a na obejrzenie tych 80 odcinków Oryginalnej Serii Star Treka z lat 1966-69, do których nawiązywać będzie Into Darkness jeszcze sporo czasu... 
Premiera polska: 21 czerwca 2013 r.





Wielki Gatsby - Baz Luhrmann

Książka FSF to klasyk, którego stronice każdy na pewno ma porozcinane. Ale „I love Leonardo di Caprio” wypisywane na marginesach zeszytów w podstawówce miejsca mu na piedestale nie ustępuje. Wtedy LOVE płynęło na fali różowych serduszek głównie do Romea z filmu Luhrmanna z 1996 roku. To był hit na czasie (i ta ścieżka dźwiękowa!), ale mówiąc między nami do dziś nie przeszło. Po drodze Boski Leo stał się jeszcze (naj)lepszym aktorem, a Luhrmann miażdżący system od debiutu ( Roztańczonego buntownika ze słynnym tekstem „Show me your Paso Doble!”), dostarczył roziskrzonego Moulin Rouge! z  jeszcze całkiem, ekhm, naturalną Nicole Kidman.
Trailer wskazuje, że Jay-G będzie witał swych licznych znajomych (i nie) na imprezkach kręcących się w rytmie beatu dostarczonego przez samego Jay-Z. I nie zdziwi wcale, gdy znad kieliszka szepnie „Welcome to my crib, yo”. Reszta po staremu: Daisy i Jay bardzo ucieszą się z ponownego spotkania, a miłość nadal będzie ślepa. Budynki będą wyższe, morale luźniejsze, a alko tańsze. Beze mnie ten melanż się nie odbędzie.
Premiera: przesunięta na czerwiec, niestety.





Elysium - Neill Blomkamp

Ręce zaciśnięte na oparciach fotela i zaparty dech – tyle pamiętam z sekwencji otwierającej Dystrykt 9, tej supernowej rozbłyskującej jesienią 2009 nad planetą sci-fi. To było „takie przerażające, naturalistyczne, super i w ogóle Blomkamp pozamiatał” (źródło: archiwa internetowych konwersacji). Poza tym kosmici dla odmiany nie lądowali w centrum Nowego Jorku, żeby go zaorać, lecz gdzieś w równoległej południowej Afryce w roku 1982, żeby znaleźć na Ziemi pomoc. A za jej cenę trafić do getta jako wykluczone „krewetki”. Po trzech latach Blomkamp wraca z nowym projektem, już bardziej hollywoodzkim w skali (czytaj: cztery razy większy budżet), z bardziej hollywoodzkimi nazwiskami: Matt Damon, Jodie Foster, ale też znanym z Dystryktu  jedynym Sharlto na iMDb (a pewnie i we wszechświecie), czyli Sharlto Copleyem. I fabułą, która znów niesie mocno polityczny przekaz. Nieliczni bogaci wyemigrowali gdzieś w kosmos, zostawiając za sobą zrujnowaną Ziemię z jej biedą i niesprawiedliwością społeczną. Ale jeden człowiek... Zobaczymy, z jaką siłą zmiecie tym razem.
Premiera: sierpień USA, u nas – pewnie wczesna jesień.


The Wolverine - James Mangold

Do dzisiaj trochę się gniewam na Daniela Craiga, mimo, że lubię go bardzo (a szczególnie w swetrach). Gdyby nie spiknęli się z Rachel Weisz, być może ona jednak nie rozstałaby się z Darrenem Aronofskym, a on być może nie porzuciłby swoich planów realizacji japońskiego rozdziału dziejów Wolverine'a. I szkoda, bo zamiast opowiadać o tym, jak Logan ostrzy swoje brzytwy pod okiem mistrza samurajskiego miecza, realizuje opowieść o Noem (zapowiadana na 2014). Ale za to Rachel i Daniel żyją długo i szczęśliwie, to już coś. Projekt za to przejął James Mangold, co rokuje nieźle, bo to ten od remaku 3:10 do Yumy, ale również od... Kate i Leopold. Na szczęście na miejscu jest Hugh Jackman. Wolverine w tej edycji zyskuje rodzajnik określony „the”, mimo że jak wiadomo i bez tego – jest tylko jeden. Choć czasem i dla niego przychodzą gorsze czasy. Po rozczarowującym do łez X-Men geneza: Wolverine Gavina Hooda gorzej raczej już nie będzie, więc trzymajmy kciuki, by Mangold stanął na wysokości swego nazwiska i faktycznie okazał się człowiekiem ze złota. Jakby co zostaje druga część Pierwszej klasy (2015, na fotel reżysera wraca Bryan Singer), gdzie jak wieść niesie, Wolverine już nie odprawi ciętą (z tych najbardziej ciętych) ripostą Profesora X i Magneto.
Premiera: koniec lipca w USA; z radością i strachem spodziewana u nas jeszcze w wakacje 2013.

Ender's Game -  Gavin Hood

To nadal ten sam Gavin Hood, co wyżej, ale podobno każdy, nawet Lex Luthor, zasługuje na drugą szansę. Ale tylko jedną. Cały świat patrzy na Gavina Hooda, więc miejmy nadzieję, że się w sweter nie zaplącze*. Gra Endera Orsona Scotta Carda to absolutna klasyka literatury science-fiction, ale dla zasady: Ender (całkiem trafnie obsadzony Asa Butterfield, czyli Hugo, ten od magicznego wynalazku) to ponad-ponadprzeciętnie utalentowany chłopiec, który trafia to rygorystycznej szkoły militarnej. A tu najmłodsza młodzież, czyli ta wczesnoszkolna (tu na potrzeby filmu odrobinę postarzona) przygotowywana jest do nadchodzącej walki z Robalami (to kosmici, a jakże). Treningi, potyczki armii szkoleniowych w zmiennej grawitacji... Automatycznie nasuwa się pytanie: jak oni to wszystko pokażą? To się okaże, ale jest coś co już na starcie winduje ten film w górę. Otóż pułkownika Graffa, czyli dowódcę Szkoły Bojowej zagra Harrison Ford. Skoro Han Solo jest na sali, jest szansa, że wygramy.
Premiera: listopad USA, u nas pewnie niewiele później.

*gwoli wyjaśnienia: to nawiązanie do zdubbingowanej na nowo wersji przygód Porucznika Borewicza z serialu „007 zgłoś się”, która kilka lat temu robiła furorę w polskim internecie. Polecam.

A czemu czekam na Django?

Bo gra tu Leonardo, ma wypracowany akcent i mieszka na ranczo o nazwie Candyland.
Bo ilość punchline'ów w samym trailerze mogłaby obdzielić siedem filmów pełnometrażowych.
Bo Django chodzi w kobaltowych ciuchach, lennonkach i kryzie, i podoba mu się sposób w jaki umierasz, chłopcze.
Bo są tu białe brwi Samuela L. Jacksona.
Bo muzyka jest jak zwykle epicka.
Bo punkt wyjścia to western, ale taki, który urwał się z łańcucha.
Bo Don Johnson ma wąsy.
Bo postać Christopha Waltza nazywa się Dr. King Schultz i jak to przewspaniale brzmi, a do tego jest dentystą.
Bo kto nie czeka na filmy Tarantino, ten, cytując fanów futbolu z Łodzi, chodzi w butach na rzepy, nie obiera ananasa ze skórki i w ogóle jest strasznym niejadkiem.

Premiera: 18 stycznia 2013 r.





Kaja Klimek - rocznik 84, pochodzi z Tarnowskich Gór. W KPSC UJ przygotowuje pracę doktorską na temat remiksu w kulturze popularnej. Tłumaczka filmów i książek.  W 2011 roku wyróżniona w konkursie dla młodych krytyków filmowych im. Krzysztofa Mętraka. Lubi plastikową biżuterię i serial Moda na sukces. Ale najbardziej Nicolasa Cage'a.

Przeczytaj także: Kaja Klimek o najlepszych filmach roku 2012 - Taka skala!