Ennis w „Opowieściach wojennych” sięgnął do bardzo bogatych amerykańskich (i nie tylko) tradycji komiksu wojennego. Niemal wraz z narodzinami współczesnej sztuki opowiadania obrazem, za Oceanem wielką popularnością cieszyły się żołnierskie historie. Przygody „naszych chłopców” na froncie pojawiały się już od połowy lat trzydziestych, ale największą popularnością cieszyły się na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Wtedy właśnie debiutowały takie komiksowe ikony, jak Sgt. Rock czy Haunted Tank, które po jakimś czasie „wsiąknęły” do regularnego uniwersum DC, a obecnie próbuje się im znowu przywrócić dawny blask. „GI Combat”, „Weird War Tales”, „Sgt. Fury and his Howling Commandos”, „Blazing Combat” – jest tego naprawdę sporo. Druga wojna światowa, wojna w Wietnamie, w Korei, od taniej propagandy po motywy rodem z fantastyki – do wyboru, do koloru.
Zmierzch tego typu produkcji nastał w okolicach lat osiemdziesiątych. Ich kres można próbować zatem łączyć z brakiem globalnych konfliktów, które mogłyby służyć za atrakcyjny materiał komiksowy lub z pojawieniem bardziej superbohaterskiej, lateksowej odmiany tego gatunku, czyli „G.I. Joe”. Wojenne komiksy ukazywały się również na wyspach i Ennis w młodości był wielkim fanem tego typu pozycji – w młodości mógł zaczytywać się w „Commando Comics” albo „Battle Picture Weekly”.
W drugim tomie zobaczymy lotnictwo RAF`u bombardujące Zagłębie Ruhry, będziemy towarzyszyć nowo powstałym jednostkom SAS`u operującym na tyłach wroga w Afryce, wylądujemy w wielonarodowym okopie na frontach hiszpańskiej wojny domowej i wreszcie zasiądziemy za sterami Hurricata. Pod względem wizualnym – zachwytu nie ma. David Lloyd jakoś specjalnie się nie popisał, choć nie można uznać jego występu za słaby. Cam Kennedy ze swoją oryginalną, dość ekspresyjną kreską bardziej pasuje do „Star Wars” niż do wojennej konwencji. Carlos Ezquerra wysilił cały swój talent i stworzył chyba jedną z najlepszych prac w swojej karierze, ale to nie jest twórca grający w pierwszej lidze, więc efekt jest tylko dobry. Najlepiej zaprezentował się chyba Gary Erskine ze swoim bardzo rasowym, bardzo dokładnym, ale dyskretnym, komiksowym stylem.
Wiecie, co w „Opowieściach wojennych” podoba mi się najbardziej? To, że Ennis skupia się na ludziach. Nie na wojnie, jako wielkim konflikcie mocarstw, nie na pełnej wystrzałów akcji, nie na tanim moralizatorstwie. A jednocześnie w tych krótkich, bardzo skondensowanych fabułach, jest w stanie dać przerażający obraz koszmaru, jakim jest wojna. Nie siląc się na żadne wielkie słowa, nie tworząc wielkiej syntezy, tylko pisząc o chłopcu, który w swoje ósme urodziny jadł kapuśniak z wołowiną. To świadczy o wielkim kunszcie scenarzysty, którego wizytówką są takie pozycje, jak „Kaznodzieja”, „Hitman” czy „The Boys”.
Podczytując „Opowieści wojenne”, pomyślałem sobie – czemu w Polsce nie mogą powstawać podobne komiksy? Historię pełną wojennych epizodów przecież mamy, utalentowanych twórców również nie brakuje, więc w czym problem? No tak, zapomniałem, że zamiast dobrego komiksu wojennego produkuje się u nas w większości „komiks patriotyczny”, który z jednej strony ma służyć edukacji młodzieży, jaką to piękną historię mamy, a z drugiej – jest elementem określonej polityki. Wikłamy się zatem w narodową martyrologię w najbardziej płytki sposób, pilnując, aby plecy konia były prosto narysowane, mundury adekwatne do epoki, dbamy o ideologiczną poprawność i wytyczne historyków z IPN`u. A nie o to chyba chodzi. Ennis pokazuje grozę wojny w całej jej okazałości. Jasne, że robi to w pewien wpisany w komiksową konwencje sposób, ale w niczym nie umniejsza to jego pracy. Pokazuje heroizm, okrucieństwo i strach. Ludzi i śmierć. Mówi o niemożności jednoznacznej oceny tego, co się wydarzyło, z dzisiejszej perspektywy. Więcej – wcale się do tego nie kwapi. Choć odrobił lekcje, odwiedził niejedną bibliotekę w poszukiwaniu książek do bibliografii, nie zapomina, że robi komiks akcji, który rządzi się swoimi prawami. I cholera, świetnie mu to wychodzi.
„Opowieści wojenne” t. 2
scenariusz: Garth Ennis
rysunek: Gary Erskine, Carlos Ezquerra, Cam Kennedy, David Lloyd
Mucha Comics
10/2012
Przeczytaj także: Ennis i parszywa czwórka - recenzja tomu pierwszego