Maria Kobielska:
1. Fantomowe ciało króla Jana Sowy – nieczęsty przypadek, gdy bardzo naukowa książka (wyd. Universitas) czyta się znakomicie, proponuje nowatorski sposób myślenia o naszej rzeczywistości (i o historii, ale w takim razie właśnie o rzeczywistości), skłania do pociągnięcia go dalej, a nawet udaje jej się wywołać pewien szum w mainstreamowych mediach. Sowa precyzyjnie i przekonująco analizuje gospodarkę I Rzeczpospolitej (tak, to naprawdę jest ciekawe), aby przejść do błyskotliwej rekonstrukcji zbiorowych schematów myślowych i zachowaniowych, pokazać mechanizmy psychoanalityczne w działaniu, na poziomie kultury i dziejów (i taką psychoanalizę to ja mogę). Przy czytaniu jego książki strzępy naszej szkolnej wiedzy układają się w sensowny, spójny, a przy tym zupełnie nowy obraz. Emancypujące.
2. Wisława Szymborska zmarła 1 lutego. To oczywiste, że pogrzeb można było oglądać na wideo online, że wciąż co jakiś czas na pierwszej stronie dziennika anonsowany jest niepublikowany wiersz noblistki, że pośmiertny mikrotomik Wystarczy (a5) stał się wydarzeniem. Więcej niż szkoda jednak, że dbając o regularną obecność w mediach, sekretarz noblistki postanowił głównie prezentować światu swój samozachwyt i poczucie wyższości. Michał Rusinek poza UJ znany był jednak właśnie jako „sekretarz Wisławy Szymborskiej” i do pewnego czasu zgrabnie wykorzystywał tę popularność – dopóki nie został człowiekiem, który nie wita. Dodał do swego wizerunku rys tak antypatyczny, że nawet gdy myślę o działalności Fundacji Wisławy Szymborskiej, której prezesuje, nie mogę się oprzeć przed uczuciem rezerwy. A swoją drogą ciekawe, jaki wpływ na nasze życie literackie będzie miał fakt, że najwyższa w kraju nagroda przyznawana będzie za książkę poetycką? I czy w pierwszej edycji ktoś nominuje, hmm, Wystarczy?
3. A że znów mam problem ze wskazaniem mojej absolutnej książki-faworytki, myślę o tym, co mnie jeszcze w mijającym roku zaskoczyło. Zatem: że Masłowska taka słaba (Kochanie, zabiłam nasze koty, Noir sur Blanc), że Szabłowski i Meyza aż tacy pretensjonalni (Nasz mały PRL, Znak), że kolejne odsłony twarzy Greya aż takie nużące (ten moment, kiedy z nudów przerzucam sceny erotyczne…). Natomiast pozytywnie – że „Rowling dla dorosłych” to nie tylko uniwersalny prezent świąteczny, ale i spory kawałek tak wnikliwej prozy (Trafny wybór, Znak), a u nas – że Szostak aż tak dużo wycisnął na koniec ze swej krakowskiej trylogii (bardzo dobra Fuga, Lampa i Iskra Boża) i że jeśli Szczepan Twardoch dostanie Paszport POLITYKI, to zasłużenie. Właśnie Morfina (WL), choć niepozbawiona paru trochę irytujących wad, swoją (jednak) oryginalnością zafrapowała mnie na koniec roku najbardziej.
Marek Olszewski:
1. Śmierć Tomasza Pułki. Koniec roku to czas sprzyjający wspominkom i popadaniu w sentymentalizm. Nastrój, który urodzony w 1988 roku poeta najpewniej jowialnie by obśmiał.
2. Biuro Literackie. Mało które wydawnictwo przyniosło mi w 2012 roku tyle radości, co wrocławska oficyna prowadzona przez Artura Bursztę. To był czas nadrabiania wstydliwych zaległości – nareszcie swoich książek poetyckich po polsku doczekali się nobliwi Amerykanie: Laura (Riding) Jackson, John Ashbery i James Schuyler. Wszyscy, którzy składowali archiwalne numery „Literatury na Świecie” z przekładami pojedynczych tekstów wspomnianych autorów, mogą odetchnąć z ulgą. Dodatkowe gwiazdki przyznaję za zebranie utworów Tymoteusza Karpowicza oraz atrakcyjne przeceny książek.
3. Maleją polskie szanse na Nobla. Gdy wspominam pamiętną ankietę „Gazety Wyborczej”, fantazjującej na temat polskich szans na Nobla wśród pisarzy i pisarek, którzy nie przekroczyli czterdziestki i gdy niejasno dociera do mnie, że ranking ów wygrała wówczas Dorota Masłowska, robi mi się ciemno przed oczami. Kontekstem jest oczywiście tegoroczny bubel z zabijaniem kotów w tytule, którego nie ratuje nawet świetne ucho pisarki, wysiedziane frazy, konsekwentny estetyzm (przyznaję, trochę przyjemności podczas lektury zaznałem). Proszę mnie dobrze zrozumieć – niczego nie żałuję tak, jak tego potknięcia. Ileż dałbym, by usłyszeć mowę noblowską w wydaniu Masłowskiej! Jeśli pomyślę, że w przywołanym zestawieniu drugie miejsce zaklepał Ignacy Karpowicz, który w moim subiektywnym odczuciu uosabia większość chorób toczących polską prozę ostatnich lat, naprawdę nie mam złudzeń. Nawet niestrudzony czarny koń, ulubieniec młodzieży przedwojennej, Adam Zagajewski, też jakby odpuszcza, zadowala się byle honoris causa rodzimego uniwersytetu. Wniosek musi być następujący: naszą największą szansą na podbicie Sztokholmu wciąż pozostaje najbardziej szwedzka z polskich książek, czyli Spis cudzołożnic Pilcha z 1993 roku, której niezmiennie rokrocznie kibicuję.
Luiza Stachura:
1. Poetyckie zamilknięcie Noblistki. 1 lutego zmarła Wisława Szymborska. Paradoksalnie jej odejście stało się impulsem do krótkich, acz istotnych rozmów nad kształtem, kondycją i recepcją najnowszej polskiej poezji współczesnej. Warto również podkreślić, że założona w kwietniu Fundacja Wisławy Szymborskiej od nowego roku, poza dbaniem o spuściznę artystyczną poetki, będzie przyznawać zarówno zapomogę twórcom, jak i finansować międzynarodową nagrodę literacką imienia noblistki. I oby dwa ostatnie cele przyniosły czytelnikom inspirujące literackie odkrycia.
2. Polskie tłumaczenie Finnegans Wake. 29 lutego po ponad dekadzie prac nad przekładem Krzysztof Bartnicki zaprezentował polskim odbiorcom „noc człowieka”, (arcy?)dzieło skonstruowane z wielu języków, swoistą wieżę Babel – Finneganów tren Jamesa Joyce’a. Ha!art opublikował utwór w serii „Liberatura”, toteż polskie wydanie odpowiada graficznie pierwszej publikacji z 1939 roku. Wydarzenie to jednak, mam wrażenie, przeszło bez większego echa. A szkoda… Teraz pozostaje tylko czekać na wznowienia wcześniejszych dzieł Irlandczyka.
3. Literacki Nobel dla Chińczyka. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że 11 października świat dowiedział się o Mo Yanie – pisarzu wcześniej znanym jedynie wąskiemu gronu czytelników zafascynowanych literaturami Dalekiego Wschodu. W momencie na allegro dwie wydane po polsku powieści Chińczyka osiągnęły zdumiewająco wysoką cenę. Ale euforia trwała krótko. Zobaczymy, jak noblowski sukces przełoży się na wyniki sprzedaży kolejnych utworów Mo Yana, które zapowiada na najbliższe kilka lat wydawnictwo W.A.B. Groteskowa, surrealistyczna, somnambuliczna, krwawa i lubieżno-perwersyjna proza Mo Yana to antidotum na literaturopodobne produkty zalewających czytelniczą przestrzeń. Moim zdaniem – Nobel zasłużony.
Olga Szmidt:
1. Amerykańska literatura po polsku – w tej kategorii bez wahania wyrazy uznania należą się przede wszystkim Biuru Literackiemu, które w mijającym roku wydało nie tylko nowe tomy m. in. Tadeusza Różewicza i Andrzeja Sosnowskiego, ale po wielu latach oczekiwań doprowadziło do publikacji tomów poezji takich twórców jak chociażby John Ashbery, dotąd mniej znany w Polsce James Schuyler czy John Cage (a lista to częściowa). Obok nich pojawili się wspaniała Jane Bowles czy Edmund White. Inne wydawnictwa też nie próżnowały, proponując choćby Co na kolację? wspomnianego już Schuylera (WAB), powieści Paula Austera i dramaty Tennessee Williamsa (Znak) czy eseje Capotego (Albatros). Gdyby okazało się, że przekłady wciąż wpływają na polskich pisarzy, mają oni wyjątkowo dobry czas, jeżeli nie – czytelnicy mają wiele powodów by skupić się na amerykańskiej literaturze, nie kończąc jej lektury w 2012 roku.
2. Nike dla Marka Bieńczyka – nie jestem przekonana, czy to wielkie szczęście, że Marek Bieńczyk akurat za Książkę twarzy został uhonorowany tą nagrodą (mam w jego twórczości innych faworytów; z drugiej strony to raczej ta książka ma szansę okazać się interesującą dla szerszego grona odbiorców niż poprzednie zbiory esejów tego autora), jednak sam fakt napawa mnie nie tyle optymizmem (?!) i entuzjazmem (?), co dość radosną ulgą. Nie sądziłam, że jury kiedyś wreszcie się na to zdecyduje (sprawę pewnie ułatwił fakt, że Wiesław Myśliwski nie wydał nic nowego, a i Dorota Masłowska wstrzymała się z publikacją Kochanie, zabiłam nasze koty do bieżącego roku), a tu proszę. I książka dobra, i esej (wishful thinking, ale zaszalejmy pod koniec roku) zyska większe grono czytelników, i autor na gali dobrze wypadł. Nie zajmuję już Państwa nagrodą czytelników, miało być dynamicznie.
3. Jerzy Pilch i Dorota Masłowska – oboje wydali w tym roku oczekiwane (w przypadku Masłowskiej, jak sądzę, kwestia ta była wyraziście eksponowana) książki, które istotne okazać miały się z wielu powodów. Moją uwagę jednak zwracał przede wszystkim język tych tekstów. W przypadku Pilcha – zarówno w jego tekstach, jak i języku – nie dzieje się nic, oglądamy niezmiennie ten sam serial, w którym podmiot mówiący stara się absorbować czytelnika stosując od lat te same chwyty. Projekt Dziennika też nie okazał się przesadnie atrakcyjny, a i inspiracje gombrowiczowskie mało zajmujące. Masłowska natomiast, co liczę jej na plus, zrobiła bardzo wiele, żeby nie zakopać się w swoim świecie/języku. Efekt Kochanie, zabiłam nasze koty jest raczej zachowawczy, raczej nieprzekonujący i ostatecznie rozczarowujący. W Masłowskiej rozwój jednak wierzę i kibicuję, Pilch może zapewnić co najwyżej wątpliwie satysfakcjonujące poczucie bezpieczeństwa.
*Wit Szostak – wciąż wschodząca gwiazda polskiej literatury. Przedłużam regulaminowy czas, więc tym razem bardzo krótko: Dumanowski mógł nie zachwycić, Fuga natomiast to rzecz nie do przegapienia. Ale przypominam – zaczynamy od Chochołów, inaczej nie ma to wszystko większego sensu.
Maria Kobielska – redaktorka E-SPLOTU, doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ. Zajmuje się zwłaszcza najnowszą literaturą i kulturą polską w kontekście pamięci, przeszłości i polityki. Autorka książki Nastrajanie pamięci. Artykulacja doświadczenia w poezji Jerzego Ficowskiego (2010). Należy do krakowskiego klubu KP. Pochodzi z Górnego Śląska.
Marek Olszewski – doktorant na Wydziale Polonistyki UJ, przygotowuje rozprawę poświęconą polskiej poezji po 1989 roku. Stale współpracuje z E-SPLOTEM. Teksty krytyczne publikował m.in. w „Wyspie”, „Dekadzie Literackiej”, „FA-arcie”, „Polonistyce”, „Akcencie”.
Luiza Stachura – czytelniczka-interpretatorka, doktorantka Wydziału Polonistyki UJ, absolwentka filologii polskiej i INiB-u, bibliotekarka, autorka bloga owarinaiyume.
Olga Szmidt – kończy polonistykę na UJ. Redaktor naczelna Popmoderny i „Polisemii”, współpracuje również z E-SPLOTEM. Zdarza się, że publikuje w papierze – dotąd w „FA-arcie”, „Dekadzie Literackiej” i innych. Zajmuje się podmiotowością w literaturze i kulturze współczesnej ze szczególnym uwzględnieniem Witkacego. Po szkole ogląda teledyski, filmy, Davida Bowie i amerykańskie seriale.
2012 rok na rynku wydawniczym podsumował dla nas też Jakub Kornhauser
03.01.2013 16:29 | Olga Szmidt:
(Ucięty komentarz) cd.: Dziękuję za czujność!