Podolec po trzech albumach, kilku wernisażach i paru mniejszych formach może uchodzić za prawdziwego weterana komiksowej branży. Aż strach pomyśleć, co będzie, kiedy osiągnie „komiksową dojrzałość”. Bo na razie, według kalendarza Śledziowego, jeszcze się pewnie nie urodził.


Wszytko zajęte mogło przejść do historii polskiego komiksu jako kolejny album, który nigdy nie powstał. Pierwotnie komiks miał być wspólnym dziełem Marcina Podolca i Barbary Okrasy. Prace nad nim rozpoczęły się na początku zeszłego roku. Podział ról był następujący − Kolec przygotował skrypt i miał nakładać tusz na szkice Lagu. Niestety, w składzie nastąpił rozłam: w grudniu 2011 roku pojawiła się informacja, że album nie zostanie stworzony w zapowiadanym składzie. Podolec został sam na placu boju, a w dodatku na drodze realizacji projektu stanęły przedmioty martwe − awaria dysku pożarła część gotowych plansz, które trzeba było rysować od nowa. Na szczęście te wszystkie wypadki nie zniechęciły Podolca, który dopiął swego, i jak zwykle pięknie wydany album (Kultura Gniewu, wiadomo, marka!) można było kupić na Festiwalu w Łodzi.


Przyznam szczerze, że poprzedni album Podolca, Czasem (ze scenariuszem Grzegorza Janusza), mnie nie porwał.
Album ten, powszechnie uważany za najlepszą polską produkcję ubiegłego roku (według członków Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego) i mijającego sezonu (w głosowaniu publiczności zgromadzonej na 23. MFKiG w Łodzi), to świetny komiks, ale nie udało się mu mnie oczarować. Przeczytałem go, zachwyciłem się i... tyle. Nic we mnie nie zostało, nic się we mnie nie zmieniło. Nie miałem ochoty sięgnąć po niego kolejny raz. Z Wszystko zajęte było inaczej − komiks od samego początku mnie oczarował. Najpierw oprawą wizualną, a zaraz potem opowiadaną historią.


Wspomniane Czasem w stosunku do Kapitana Sheera było prawdziwym skokiem jakościowym − Marcin Podolec z opierzonego debiutanta (bo pamiętajmy o Ser-cu) wszedł do ligi, w której grają duzi chłopcy. Wszystko zajęte jest natomiast kolejnym krokiem w dobrym kierunku. Krokiem o tyle rewolucyjnym, że opowieść o dwóch braciach pracujących w branży pogrzebowej w swojej estetyce, podejściu do narracji wizualnej i sposobie kreacji komiksowej rzeczywistości jest utrzymana w zupełnie innym stylu niż dwa poprzednie albumy, które pod tym względem były dość podobne do siebie. Oprawa graficzna komiksu utrzymana jest w oryginalnie pojmowanej estetyce realistycznego cartoonu. To trochę tak, jakby Frederik Peeters, rysując nowego „Lupusa”, zapatrzył się w niektóre komiksy KRLa. Dla mnie, pod względem estetycznym i, powiedzmy, montażowym, to rzecz absolutnie zachwycająca. Sama gra obrazów, sprytne wykorzystanie kadry, zabawa szczegółem, płynność narracji czy wreszcie dobór barw − to po prostu komiksowa maestria. Komputerowej sztuczności nie czuć nic a nic, natomiast wyraźnie widać, że Podolec nabrał więcej pewności w kresce. Trochę kolorystyką, trochę miękkim i bardzo swobodnym stylem jego ostatnia praca przypomina mi Na szybko spisane przywoływanego już Śledzia, ale oczywiście „Wszystko zajęte” jest piękne w swoich własnych kategoriach.


Nie chce być opacznie zrozumiany – Wszystko zajęte nie jest komiksowym arcydziełem. Jest komiksem znakomitym, dla mnie najlepszym w dorobku Podolca. Ani krztyny przesady nie ma w słowach Igorta, który w Łodzi nazwał ten komiks pracą na prawdziwie europejskim poziomie. Wierzcie Szymonowi Holcmanowi, który mówi, że nie wydaje autorów krajowego formatu, tylko rzeczy, które bez wstydu można pokazywać na każdym festiwalu, na każdym kontynencie. Ale nie, to jeszcze nie jest arcydzieło. Było jednak cholernie blisko. Jestem ciekaw, jak wysoko Podolec ustawi poprzeczkę następnym razem...


Wszystko zajęte
rysunek i scenariusz: Marcin Podolec
Kultura Gniewu
10/2012

Z Marcinem Podolcem rozmawia Kuba Oleksak