Podpisał się, ale specjalną inwencją raczej się nie wykazał. Gangster jest bowiem dobrze zrobioną klasyczną hollywoodzką historią skrojoną według znanych zasad; w związku z czym raczej nic nas w niej nie zaskoczy. Trudno też dostrzec w tym filmie choćby cień aspiracji do gry z konwencją. Nic z tych rzeczy; to kino gatunków pełną gębą. Nie zmienia to jednak faktu, że obraz Hillcoata i Cave'a ogląda się dość przyjemnie – zgodnie z zasadą: dobrze zrobione, łatwe kino równa się łatwa przyjemność.

Rzecz dzieje się w czasach prohibicji na amerykańskiej prowincji – bimbrowniczy biznes, którym trudni się połowa miasteczka, w tym trzech braci Bondurant, wygląda tu dość siermiężnie. Wielkie pieniądze i gangsterski glamour kwitną w metropoliach. Bondurantowie dysponują domową bimbrownią i rozklekotaną półciężarówką, którą rozwożą swoją gorzałę home made, ale interes jakoś się kręci. Trzech braci żyje w aurze swojej własnej legendy, na którą jednak cały czas wytrwale pracują. Są niezniszczalni, nieugięci, nie podporządkowują się, nie płacą haraczu.
Liderem jest Forrest (Tom Hardy), który brutalną męską siłę łączy z nadzwyczajną nieśmiałością w relacjach z płcią przeciwną – przyznać trzeba, że wygląda to dość zabawnie. Najmłodszy z kolei Jack (Shia LaBeouf) żyje w cieniu dwóch starszych braci. Nie ma ani ich krzepy, ani odwagi do przekraczania kolejnych granic w pełnym przemocy świecie. „Chodzi przede wszystkim o to, jak daleko jesteś się w stanie posunąć”, mówi mu Forrest, ale ta lekcja udzielona przez starszego brata nigdy nie zostanie odrobiona. Jack zmuszony będzie odkryć swoje własne atuty – intelekt, błyskotliwość, przebojowość – i przy ich pomocy zredefiniować swoje relacje z braćmi i określić na nowo swoją pozycję w rodzinnym biznesie. W tym układzie główne dramaturgiczne napięcie przebiega pomiędzy Forrestem a Jackiem. Trzeci z braci, Howard (Jason Clarke) pełni tu właściwie jedynie rolę ornamentu. Twórcy filmu chyba nie bardzo mieli pomysł na tę postać, bo o Howardzie dowiadujemy się tylko tyle, że gdy przesadzi z alkoholem, bywa dość nieobliczalny. Dostaniemy więc dwie sceny doskonale ilustrujące tę jego cechę i na tym koniec.
    
W Gangsterze oczywiście kibicujemy gangsterom, bo to bandyci z zasadami, ceniący wartości rodzinne, a prawdziwy czarny charakter, choć oficjalnie legitymuje się po stronie prawa, w rzeczywistości jest typowym, sadystycznym frustratem (Guy Pearce w roli Charliego Rakesa dwoi się i troi, by nie znaleźć w nim ani cienia jakiejś pozytywnej cechy i trzeba przyznać, że mu się to udaje). Rakes jest kwintesencją zła, którym rozkoszuje się na swój wyrafinowany obsesyjno-maniakalny sposób. To wypomadowany dewiant w drogim garniturze i skórzanych rękawiczkach, co także zewnętrznie bardzo odróżnia go od Bondurantów – ogorzałych, spoconych, we flanelowych koszulach, tzw. prawdziwych mężczyzn z krwi i kości, którzy co prawda swoje na sumieniu mają, ale i tak budzą naszą sympatię.

Film Hillcoata i Cave'a można przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza, przymknąć oko na scenariuszowe mielizny i cieszyć się kolejną gangsterską opowieścią – tyle, że przeniesioną w wiejskie dekoracje. Niezłe aktorstwo – choć rygorystycznie trzymające się kreślonych grubą kreską typów – powinno nam to zdecydowanie ułatwić. Mało odważne, ale solidne kino.  



Gangster (Lawless)
reżyseria: John Hillcoat
scenariusz: Nick Cave
muzyka: Nick Cave, Warren Ellis
zdjęcia: Benoit Delhomme
obsada: Shia LaBeouf, Tom Hardy, Jessica Chastain, Mia Wasikowska, Jason Clarke, Guy Pearce i inni
kraj: USA
rok: 2012
czas trwania: 116 min
premiera: 31 sierpnia 2012 r. (USA), 23 listopada 2012 r. (Polska)
Monolith