Na pierwszym albumie tkwiliśmy w środku ciemnego i wilgotnego lasu, pełnego baśni tworzonych poprzez wycinane figurki w teatrzyku cieni. Dziecięcy świat magii odkrywany na własnym podwórku - Fur and gold to połączenie freak folku i jego brytyjskiej odmiany, czyli kuriozalnego instrumentarium z prostymi beatami automatu perkusyjnego – syntezatory były przesilone przez autoharfę, wibrafon, klawesyn oraz grę na pile. Zestawianie Natashy Khan z postaciami takimi jak Kate Bush wydaje się  o tyle zasadne, o ile odnosi się do sposobu tworzenia muzyki – obie konstruują na płytach dźwiękowy spektakl, wcielając się w określone postacie i skupiając się na dramaturgii. Należy dodać jeszcze Cindy Lauper, która współcześnie błyszczy jako gwiazda kilku przebojów. W jej muzyce widać magię lat 80-tych, która pociąga Natashę Khan – pod powierzchnią gładkich elektronicznych  piosenek popowych skrywa się niezwykle skomplikowana harmonicznie struktura z pokręconą barokową linią rytmiczną. Wisienką na torcie inspiracji, do których przyznaje się brytyjska kompozytorka jest Prince – Jezus epickich funky narracji stworzył reguły tworzenia koncept albumów, pełnych fioletu, campu i seksu. Barwność drugiego albumu Bat for lashes podąża zgodnie z instrukcją. Two Suns był podróżą w głąb  ciężkiego, skomplikowanego brooklynskiego beatu, wchodzącego w krew każdemu muzykowi, który na chwilę zagościł w tej części Nowego Jorku. Rozwiązania znane z działań TV on the Radio są jedynie czubkiem góry lodowej, prezentującym możliwości połączenia harmonii głosowych z silnym basowym uderzeniem.

Koncept album Two Suns opowiadał o międzyplanetarnej drodze i rozdarciu na dwie postacie, walce dobra ze złem i kończył się melodramatycznym „The Big Sleep” z gościnnym występem Scotta Walkera. Osoby współpracujące z artystką tworzą sieć niezwykłych osobowości – producent David Kosten, Ben Christophers, Abi Fry, Josh T. Pearson, Dave Sitek, Rob Ellis, Adrian Utley, David Wrench. Muzycy występujący na albumach Khan często działają  na polu odległych od siebie gatunków muzycznych.
Ale artystka ma niezwykłą umiejętność wyszukiwania ciekawych elementów i powiązań. Na drugim albumie odwoływała się do opowieści z książki Last exit to Brooklyn, do miejsc, w których nagrywała - jak Big Sur i Joshua Tree, czy do postaci z filmu Karate Kid, mieszając prozę beatników z fantazjami dorastających dziewcząt. Eurydycja i umiejętność łączenia artefaktów kultury popularnej wychodziła na pierwszy plan dwóch poprzednich albumów, szczególnie na Two Suns, gdzie sama okładka przypominała mapę skarbów dla retromaniaków. Khan dotychczas promowali inny artyści, jak Tom Yorke chwaląc artystkę przede wszystkim za niezwykły warsztat w konstrukcji nastrojowych utworów. Patrząc na okładkę The Haunted Man, widać transformację, jaką przeszła Khan od ostatniej płyty. Czarnobiałe zdjęcie przedstawia nagą kompozytorkę bez makijażu czy retuszu, która trzyma mężczyznę niczym etolę z lisa. Złoto, brokat, fiolet zostały zastąpione przez srebro.


Muzycznie wyszliśmy już z pokoju powyklejanymi brokatowymi nalepkami z końmi, gwiazdami, plakatem Bruca Springsteena. Przestaje zalewać przesyt emocji dźwięków. Melodramatyczna końcówka Two suns odbija się w otwierającym The Haunted Man „Lilies” jednak duet strun i głosu rozbija chropowata linia basu na kilka taktów. Nastrój budowany jest powoli i konsekwentnie poprzez oszczędność, co odróżnia się od kompozycji z poprzednich płyt, gdzie energia utworu powstawała poprzez nagromadzenie elementów. Basowymi uderzeniami w struny masuje nas następne „All your gold”, które przedstawia koronkową ulotną smyczkową melodię. Po kilku taktach wchodzi ostry dyskotekowy beat, eksponując wysoki głos Khan, miękko rozpływający się po utworze. Album ma w sobie skoncentrowaną energię i monochromatyczne instrumentarium, sprawiając wrażenie, że wsłuchujemy się w odcienie podobnych dźwięków, tworzących rozciągający się przed nami horyzont wybrzeża. Natasha Khan niekiedy naświetla fragment ,aby wyłowić potrzebne jej elementy ukryte we mgle. „Horses In the Sun” wydaje się nagraniem rytuału powrotu do domu i odczarowywania, przerywanym oddechem ulgi. Obok dźwięków perkusji słyszymy harfę i klawesyn. Skomplikowany rytm rozpływa się na chwilę, pozwalając wybrzmieć dźwiękom głosu. Na tym albumie ujawnia się niezwykłe wyczucie dramatyzmu i umiejętność budowania napięcia. Ten utwór, obok „Winter field”, jest najsłabszym ogniwem albumu, funkcjonując zupełnie dobrze jako intermedium, ale słabo jako samodzielny utwór. „Laura” wydaje się dziwnym romansem z piosenkami tworzonymi dla divy. Nie komponuje się z albumem, ale sprawdziłby się perfekcyjnie jako utwór wykorzystany w filmie. Natasha Khan z powodzeniem odnalazłaby się w roli kompozytorki muzyki filmowej, lecz dotychczas jedynie efekt współpracy z Beckiem, czyli kawałek „Let’s Get lost” stał się częścią ścieżki dźwiękowej sagi Zmierzch.



Druga część albumu The Haunted Man, zaczynająca się od tytułowego utworu, jest niezwykle skoncentrowanym uderzeniem energii i zbiorem wyjątkowych utworów. Męski chór i werbel w tej piosence zostaje podbudowany pulsującą linią basu, tworząc falę, by po chwili rozbić się o brzeg w elektroniczne krople. Nie udaje się złapać oddechu w monecie, kiedy następuje „Marilyn” ze swoją nastrojowością i beatem przypominającym uderzenia deszczu o szybę. Ta piosenka znacznie bardziej pasuje do albumu niż „Laura”. Pokazuje w jak niesamowity sposób Khan tworzy klimatyczną scenerię poprzez dźwięki. Następujące po niej „A Wall” i „Rest your head” wydają się gwarantowanymi przebojami, którymi trudno się znudzić. Pozornie prosty rytm i basowa linia melodyczna przechodzi delikatne transformację, które dopiero po kilkunastu przesłuchaniach ujawniają swoją różnorodność. Słuchanie Bat for Lashes przypomina dokopywanie się do pokładów różnorodnych drobnostek, schowanych przez Khan dla uciechy odkrywców i maniaków przygód (w stylu „the Goonies”).

Zamykający album „Deep sea diver” zaczyna się delikatnym przeciągnięciem smyczka i basowymi dźwiękami. Khan pozostawia wiele przestrzeni na to, by jej głos wybrzmiał i po chwili wprowadza rytm przypominający dźwięki pociągu. Na poziomie tekstowym album jest niezwykle dojrzałą wypowiedzią, gdzie opowieści o magicznych stworach w lesie i kosmicznych miłościach przekształciły się w przypowieści pełne totemów i archetypów. Heroina występująca w utworach na poprzednich albumach rozdzierana była przez emocje – Fur and gold opowiadał o początku drogi, pragnieniach i nowych doznaniach, a Two Suns o rozdarciu na dwie osoby i niespełnionej miłości. The Haunted Man przedstawia spokojną, pewną siebie kobietę. Zamykający album „Deep sea diver” wydaje się kojącym zaklęciem. Pomimo zauważalnej różnorodności i pozornych niedopasowań, album jest najbardziej spójnym dziełem Khan. Poprzednie albumy funkcjonujonowały jako pole do badań i eksperymentów z gromadzonymi dźwiękami. The Haunted Man jest wycyzelowanym spektaklem duchów – obnażona Khan niczym Houdini pokazuje, że nie ma żadnych sztuczek w rękawie a to, co słyszymy/widzimy, to czysta magia.



Bat For Lashes, The Haunted Man
EMI Music Poland
2012