Pochodzący z Opola Jakub Ćwiek znany jest przede wszystkim jako autor Kłamcy. Cykl składający się z dwóch zbiorów krótkich form i dwóch powieści stanowi przykład popkulturowego melanżu przyrządzonego ze składników podebranych z różnych mitologii, wierzeń i innych tekstów. Czytając opisy i recenzje, zgaduję, że to tacy Amerykańscy bogowie Neila Gaimana z większym naciskiem na akcję albo coś w guście Lucyfera Mike`a Careya. W Ćwiekowym uniwersum nordycki bóg kłamstwa Loki jest cynglem na usługach aniołów. Jakoś na życie zarobić trzeba. Blondwłosy cwaniak z nieodłączną wykałaczką w ustach rozwiązuje problemy z elegancją Franka Castle`a, bo słudzy niebios nie lubią brudzić sobie rączek. Tym razem będzie musiał odnaleźć człowieka, który w boskim planie miał odegrać rolę proroka nowej ery.
Viva l`arte to typowy one-shot. Zamknięta fabuła będąca fillerem pomiędzy poszczególnymi tomami cyklu. Historia jest do bólu prosta, żeby nie powiedzieć prostacka – nie ma za grosz tajemnicy, dramaturgii, humoru, zaskakujących zwrotów akcji. Dochodzenie w sprawie zaginięcia to jedna scena, a ekspozycja postaci nie istnieje (bo w sumie nie jest konieczna). Moment, w którym czytelnik miał zostać zaskoczony, wyszedł niemrawo. Jest jedna udana sekwencja strzelaniny w kanałach. I to właściwie wszystko. Jeśli by się uprzeć, dałoby się całą fabułę skompresować w szorciaku wysyłanym na łódzki konkurs. Lokiemu, który upozowany jest na cynicznego bad assa i cwanego zabijakę, brakuje charyzmy, charakteru, jakiekolwiek głębi. Jest boleśnie papierowy i nudnie przewidywalny. Skoro na scenie pojawia się strzelba, to w finale musi wystrzelić…
Komiksu nie ratują ilustracje. Dawida Pochopienia z jego dość ostrą kreską można porównać do mainstreamowego Macieja Pałki albo uładzonego Adriana Madeja i policzyć go w poczet wyrobników. Oprawa wizualna Viva l`arte, utrzymana w mrocznej palecie kolorów, pozostaje wierna ortodoksji rysunku realistycznego. Pochopieniowi brakuje jeszcze pewnej swobody, której nabiera się po narysowaniu kilku albo i kilkunastu takich albumów. Widać, że wciąż zmaga się z materią, a momentami jego prace zajeżdżają amatorką. Czasem kuleją proporcje, czasem sypie się perspektywa, a najgorzej wychodzą szczegóły architektoniczne i budynki, ale generalnie grafika całkiem nieźle się broni. Kadry są ciekawie zmontowane (choć brakuje trochę różnorodności), narracja jest płynna, a plecy konia narysowane są (w miarę) poprawnie.
Pod względem edytorskim trudno coś komiksowi zarzucić – kreda jest śliska, czerń nasycona, nie można narzekać na korektę. Na czcionkę podobną do Comic Sans sarkać nie zamierzam, bo akurat do tego typu produkcji ta czcionka pasuje.
Miałem spore oczekiwania co do Viva l`arte. Choćby dlatego, że to chyba pierwszy album stworzony przy kooperacji dwóch środowisk – komiksowego i fantastycznego. Dla pierwszego miał to być kolejny sposób na wyjście z niszy, a temu drugim miał pomóc umocnić pozycję na rynku. Komiksy pisane przez twórców popularnej prozy spod znaku Fabryki Słów, o dużej poczytności i solidnym fan basie, mogłyby okazać się brakującym ogniwem masowego rynku komiksowego. Albo przynajmniej dołożyłyby kilka cegieł do jego budowy. Bo co, jeśli nie pulpową fantastykę, kupują ci, którzy już wyrośli z Kaczora Donalda, a jeszcze są za młodzi na Sandmana? Może więc uda się ich przyciągnąć do historyjek obrazkowych nazwiskami znanych fantastów, takich jak Jakub Ćwiek? Mam nadzieję, że porażka (przynajmniej pod względem artystycznym) komiksowego Kłamcy nie przekreśli całkowicie idei takiej symbiozy.
Kłamca - Viva L`Arte
scenariusz: Jakub Ćwiek
rysunek: Dawid Pochopień
kolor: Grzegorz Nita
Sine Qua Non
10/2012