Według mnie idzie o coś innego. Najprostsza definicja komiksu (nie wikłając się żadne niuanse) opisuje go jako połączenie tekstu i obrazu, a ściślej mówiąc medium posługujące się znakami ikonicznymi (ilustracje) i znakami umownymi (literki). Oczywiście, w praktyce ta linia nie przebiega tak klarownie jak w teorii, ale jako pewien model i punkt odniesienia w pełni się sprawdza. Marek Turek chce, żeby komiksowy przekaz oparty był tylko na warstwie ikonicznej, tak jak literatura oparta jest na słowie, muzyka posługuje się dźwiękiem, czy malarstwo operujące obrazem. Wszelakie podpieranie się słowem w komiksie przy takich założeniach traktowane jest jako swoisty błąd w sztuce, niedostatek warsztatu. Turek po części miał na myśli komiks niemy, którego nawet na skromnym polskim poletku sporo (żeby przywołać tylko kilka przykładów – nieme horrory Thomasa Otta, niektóre prace Lewisa Trondheima czy rodzimi _Śmiercionośni_ Łukasza Ryłki), lecz jak sądzę chodzi mu również o komiks ograniczony wyłącznie do przekazu ikonicznego. Wyłącznie „mówiący obrazem”, próbujący stworzyć w pełni komunikatywny, własny i unikalny system znaków ikonicznych, zrozumiały dla swojego czytelnika.

_Spacedog_ Hendrika Dorgathena jest właśnie taką próbą wytworzenia języka komiksowego, posługującego się jedynie ikonami. Jakoś nie dziwi mnie, że takiego eksperymentu podjął się twórca związany ze sztukami wizualnymi i akademik – Dorgathen skończył projektowanie graficzne w Folkwangschule w Essen i jest profesorem w Kunsthochschule Kassel. Jego niewielkich rozmiarów albumik opowiada o losach sympatycznego psiaka o czerwonej sierści.
Znudzony monotonią wiejskiej egzystencji bierze przykład z innego czworonoga, który to koleją jeździł i ucieka do miasta. Mimo rozlicznych trudności udaje mu się w końcu przyzwyczaić do wielkomiejskiego stylu życia, jego przyjacielem (czy raczej panem) zostaje czarnoskóry muzyk, zapewniający mu wikt i opierunek, a nawet udaje mu się znaleźć sympatyczną suczkę, z którą chce dzielić swoją psią egzystencję. Niestety, na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności staje się członkiem projektu kosmicznego i zostaje wysłany na ziemską orbitę, gdzie spotyka… kosmitów.

W tym miejscu pierwszy rozdział opowieści zostaje domknięty i rozpoczyna się drugi. Wracający z kosmosu Spacedog szybko staje się medialnym „bohaterem dnia” z pierwszych stron gazet. Bogaty o wiedzę przekazaną mu przez kosmitów próbuje przemówić ludzkości do rozsądku. Wytyka ziemskim narodom ich przywary, nawołuje do zaprzestania bezsensownych konfliktów zbrojnych, wyzysku najbiedniejszych i niszczenia własnej planety. W tym miejscu egzamin doskonale zdają znaki ikoniczne, które „kodują” wypowiedzi psiaka. Czytelnik nie wie, jaką wiedzę i jakie rozwiązania ziemskiemu czworonogowi przekazali kosmici. Sam, według swoim poglądów, może sobie dośpiewać rozwiązania dręczących ludzkość problemów. Sam Dorgathen niczego nie sugeruje, choć nie pozostawia wątpliwości o co mu chodzi. Zakończenia komiksu nie zdradzę, powiem tylko, że Kosmiczny Pies swoimi wystąpieniami i działalnością naraził się nie do końca określonym przedstawicielom pewnych kręgów, którzy będą chcieli go za wszelką cenę uciszyć.

Fabuła, mimo że napisana bardzo zgrabnie, nie porywa. Napisana na sentymentalną nutę, swoją konstrukcją przypomina nieco baśń lub bajkę. Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to Dorgathen narzucił sobie regularną formę sześciu kwadratowych kadrów na stronie, złamaną dosłownie w jednym miejscu. Rysunki są utrzymane w minimalistycznej manierze, wypełnione krzykliwymi kolorami całkowicie podporządkowane są klarownemu przekazywaniu treści.

_Spacedog_ jako historia broni się średnio, trąci nieco naiwnością i schematyzmem, ale taki jej charakter. Natomiast jako komiksowy eksperyment udał się świetnie. Dorgathen znakomicie czuje rytm komiksowej opowieści i sprawnie rozkłada ciężar narracji na barkach grafiki. Z formą zgrana jest również tematyka opowieści – dobrze pasuje do historii o psie, który w kosmos poleciał i kosmitów spotkał. Nie spodziewaliście się chyba, że będą porozumiewać się po ludzku! Można się zastanawiać czy za pomocą takiej narracji dałoby się stworzyć historie kryminalne, bądź obyczajowe – czy jednak opowiedziane wyłącznie za pomocą obrazów nie zostaną czegoś pozbawione, czy czytelnikowi nie będzie towarzyszyło uczucie „ale zaraz, czegoś mi tu brakuje”, lub „w tym miejscu pasował by taki, a taki dialog”.

Wielka szkoda, że Ladida Books po wydaniu właśnie _Spacedoga_ zawiesza działalność wydawniczą na polu „nowel graficznych”. Pozycji drobnych formatem, ale wielkich treścią i oryginalnością. Po cichu liczyłem, że wydawnictwu Hansa Lijklemy uda się utrzymać na powierzchni naszego rynku, zajmując się komiksową alternatywą. Niestety, nie udało się. Na pocieszenie mogą tylko napisać, że autor _Kosmicznego Psa_ pojawi się na Międzynarodowym Festiwalu Komiksów i Gier w Łodzi by poopowiadać o swojej pracy i podpisać kilka albumów.

_Spacedog_
Hendrik Dorgathen
Ladida Books
5/2009


O wyższości komiksów niemych nad komiksami z tekstem Łukasz Babiel pisze "tutaj":http://motywdrogi.pl/2008/06/23/o-wyzszosci-komiksow-niemych-nad-komiksami-z-tekstem/











« powrót