W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".
The New Normal, nowe dziecko Ryana Murphy’ego ma za sobą pierwsze dni w szkole. Trudno wyrokować, czy były dobre, zważywszy na spektakularne losy wcześniejszego potomstwa. Z całą pewnością jednak, mimo że część internautów wróży kasację, część zaś hit na miarę Glee, można wyrazić ostrożny optymizm. W końcu Murphy nie jest nowicjuszem, może pochwalić się nie tylko sukcesem Glee, ale i American Horror Story, a także serialu Popular, czy Nip/Tuck. Glee okazało się sukcesem mimo (a może właśnie z powodu) specyficznej konwencji musicalowo-landrynkowo-różowej. Czy to nowy patent Murphy’ego, żeby zrobić telewizyjną rewolucję?
W The New Normal widać od razu rękę, a właściwie pióro Murphy’ego. Komedia o gejach, którzy pragną mieć dziecko – to byłoby mocno uproszczone streszczenie serialu. Bo gdy się nad tym zastanowić, to ta kwestia jest najmniej istotna. Treść scenariusza wydaje się drugorzędna wobec głównej koncepcji. I nie chodzi o nowatorsko nakręcony serial komediowy (nie, to są standardowe 24 minuty serialu zrobionego z myślą o stacji NBC). Co jest więc niestandardowe? Spojrzenie twórcy. Wodząc wzrokiem za tym, co chce pokazać nam Murphy można, owszem, dostrzec problemy zamożnych gejów z Los Angeles, problemy młodej matki z Ohio, frustrację pewnej bigotki, dla której czas zatrzymał się przed wydarzeniami w Stonewall. Jednak bardziej interesujące jest to, co widzimy poza warstwę fabularną – wyśmiewanie nie tylko stereotypów dotyczących gejów, ale i wizerunku medialnego gejów tworzonego przez gejów. Dostaje się także słodkim blondynkom, które telewizja kocha od czasów (nomen omen) serialu I love Lucy i kuguarzycom, niepotrafiącym pogodzić się z upływem czasu. Wykpiona zostaje także wszechobecna moda na tolerowanie wszystkich i wszystkiego wokół. Jeżeli tak spojrzeć na pierwsze odcinki The New Normal, to wydają się zapowiedzią ciekawej narracji. Może to bowiem oznaczać, że amerykańska telewizja jest już gotowa na wyśmiewanie tych grup społecznych, których praw dekadę wcześniej broniła i o które zaciekle walczyła (głównie w stacjach kablowych). Z pewnością jest to dobry znak, skoro potrafimy śmiać się z siebie, to znaczy, że procesy emancypacyjne są już za nami. W Polsce ciągle jeszcze nie powstają seriale komediowe o kobietach (tj. Absolutnie fantastyczne), bo tkwimy w emancypacyjnym szczerym polu i „domu ojca” wciąż nie opuściliśmy więc taki serial wywołałby raczej śmiech przez łzy, a nie uśmiech usatysfakcjonowanych przemianami społecznymi widzek/ów.
Pojawienie się The New Normal jest bardzo czytelnym sygnałem, że dzisiaj już nie musimy oglądać w amerykańskiej telewizji, seriali jak Queer as folk, bo praca, którą wykonała tamta narracja pozwala pójść o krok dalej i zakpić z wszelkich mniejszości, grup wykluczonych itd.
Dlatego oglądanie dzisiaj dosyć stereotypowo napisanych postaci, jak Bryan i David, z których jeden jest śliczny i uczuciowy (a najbardziej, rzecz jasna, kocha zakupy, gadżety i swoje odbicie w lustrze), zaś drugi śliczny i mądry (i to jest ten odpowiedzialny facet, lubiący oglądać sport w telewizji, myślący o przyszłości całej rodziny, a nie tylko o pojemności swojej garderoby) może nas bawić, bo nie mamy poczucia, że oto tajny wysłannik Partii Republikańskiej robi nam pranie mózgu. Po prostu nadszedł już czas, w którym mając wypracowany solidny kapitał kulturowy taki serial jak The New Normal, nie czyni ani z nas (ani tym bardziej z twórców) zatwardziałych homofobów, szowinistów i bigotów. Podobnie jest z wątkiem naiwnej blondynki, której biografia powiela wszystkie telewizyjne stereotypy ograne w telewizji lat 80. Zajście w ciążę w wieku 15 lat, porzucenie marzeń o karierze prawniczki, zdradzający mąż, despotyczna babka, decyzja o zostanie zastępczą matką dla dziecka gejów i cała masa jednorożców wokół. Do tego jeszcze niezbyt atrakcyjna para lesbijek na początku odcinka pilotowego, które nietrudno pomylić z mężczyznami w średnim wieku. Pozornie stereotyp goni stereotyp, a mimo wszystko jest w tym zapowiedź złamania kolejnej telewizyjnej bariery i chyba to sprawia, że The New Normal, serial który wyraźnie mówi głosem jednego z bohaterów, że „anormalność to nowa normalność” warto oglądać z nadzieją, że amerykańscy widzowie zrozumieją konwencję i zechcą dać się porwać landrynkowej rzeczywistości Los Angeles (póki co, Ohio widzieliśmy tylko przez kilka minut, więc należy wierzyć, że nie powrócimy tam zbyt szybko).
Amerykańska telewizja lubi wyciągać z zapomnienia aktorów, którzy swoje wielkie role mają już za sobą. I tak Chavy Chase święci triumfy w Community, Duchovny przeżywa drugą młodość w Californication, a Ellen Barkin ma szansę dołączyć do tego grona i przypomnieć światu, nie tylko jak trudno być kobietą* (zwłaszcza po 50.), ale jak dodać trochę pikanterii i przełamać tabu cukierkowej telewizyjnej papki. W końcu Glee Murphy’ego, mimo niewątpliwego zamieszania jakie wywołało zwłaszcza wśród młodych widzów i wielu istotnych procesów społecznych, które mogły zajść dzięki omówieniu problemu homoseksualności nastolatków, z czasem stało się niestrawne ze względu na monolityczną konwencję. Jeżeli tym razem Murphy dobrze wyważy proporcje, ma szansę uniknąć błędów, które zaczęły męczyć widzów serialu Glee.
Nienormalność może stać się nową normalnością, podobnie jak niepoprawność polityczną nową poprawnością. I to właśnie udowadnia po części bohaterka grana przez Ellen Barkin, ale i Chevy Chase w Community (czy Barry Corbin w Anger Management). Czyżby zmęczeni walką o prawa wszelakie, mamy ochotę na przekór wszystkiemu śmiać się z własnej akuratności/poprawności? Prawdopodobnie amerykańska telewizja może pozwolić sobie już na ten krok. Polska z pewnością ciągle nie, zważywszy na fakt, że nie doczekaliśmy się ani w połowie serialu takiego jak Queer as folk, czy choćby Seks w wielkim mieście (na Klub szalonych dziewic spuśćmy zasłonę milczenia) więc nie mamy czego kontestować. Zatem nie pozostaje nam nic innego jak korzystanie z dobrodziejstw amerykańskich ramówek telewizyjnych i karmienie się nadzieją, że telewizyjni decydenci w Polsce, pójdą po rozum do głowy i zaczną robić rozrywkę, a nie pogadanki dydaktyczno-moralizatorskie. W międzyczasie – polecam The New Normal, serial emitowany w NBC, niezbyt postępowej stacji telewizyjnej, która mimo wszystko zdecydowała się na emisję wyjątkowo poprawnie-nieprawnej historii o ludziach żyjących wbrew.
Małgorzata Major – rocznik 1984, doktorantka Katedry Kulturoznawstwa Uniwersytetu Gdańskiego. Poza antybohaterem zza wielkiej wody, uwielbia także porucznika Borewicza i skandynawskie kryminały. Gdy znajdzie czas, napisze książkę, pt.: O mojej miłości do Ciebie… (Dominic West, Idris Elba, Robbie Williams, George Michael i Lenny Kravitz dostaną po jednym rozdziale – peanie).
*Mowa o jednym z jej najważniejszych filmów, czyli Switch: Trudno być kobietą