Beatnicy to młodzi ludzie zmęczeni ładem i asekuranctwem swoich czasów. Oportuniści, homoseksualiści, narkomani i pijacy. Zakały amerykańskiego społeczeństwa lat 50. Bezproduktywni, bezrobotni bankruci, którzy chcieli żyć i tworzyć w obrębie kształtującej ich kultury, ale jednocześnie gdzieś poza nią. To właśnie o nich jest powieść Jacka Kerouaca W drodze i oni mieli być bohaterami filmu Waltera Sallesa pod tym samym tytułem. Pod względem fabularnym historia jest prosta i znajoma współczesnemu widzowi. Młody pisarz, Sal Paradise (Sam Riley), wyrusza w podróż, której cel nie jest ani znany, ani isotny, ponieważ ma ona przynieść głównie ekstremalne przeżycia, potrzebne literatowi do pobudzenia weny. Pomagają mu w tym Dean Moriarty (Garrett Hedlund), uosobienie freudowskiego id, i Carlo Marx (Tom Sturridge), poeta pracujący nad swoim wielkim dziełem. Przez większość czasu towarzyszy im też Marylou (Kristen Stewart), ucieleśnienie popędu seksualnego, kochanka Deana i Sala.



Salles miał do dyspozycji świetnych aktorów, bardzo dobrego operatora, doświadczonego montażystę, godnego pozazdroszczenia kompozytora i 25 mln dolarów. Co więc jest nie tak z W drodze? Przede wszystkim to, że praca tych ludzi została nieumiejętnie ze sobą połączona i zwarzyła się jak majonez początkującemu kuchcikowi. Reżyser tworząc film o urokach nonkonformizmu, rozłożył akcenty tak, że zmieniła się ona w przypowieść o mocno moralizującym tonie. Najbardziej zapadły mi w pamięć sceny, w których bohaterowie (a co gorsza ich najbliżsi) doświadczają konsekwencji nieodpowiedzialnego postępowania.
Porzucona żona płacze w samotności, przesunięta na drugi plan kochanka wraca w rodzinne strony, by wpasować się w bezpieczny schemat, przyjaciel zostaje zdradzony, a najmniej przystosowana społecznie jednostka musi zostać przykładnie ukarana za swoje ekscesy. Salles z niezrozumiałych powodów postanawia wszystkie te sytuacje zapisać wielkimi literami, podkreślić je i pogrubić. Nie interesuje go szczeniacko pojmowana wolność, która jest tą najwyższą formą odrzucenia idei konsekwencji. Nie rozumie swoich bohaterów, wychowanych przed rewolucją seksualną, przestępczym mrokiem lat 70. i wszystkimi przewrotami myślowymi, które dokonały się w drugiej połowie XX wieku. Jest dla nich bezlitosny i wypunktowuje im grzechy, każąc widzowi być świadkiem duchowych egzekucji, burzących mity, którymi literacki W drodze stał.



Można by potraktować film Sallesa jako próbę reinterpretacji klasycznej powieści. Ale zwyczajnie brakuje ku temu podstaw, ponieważ reszta ekipy wydaje się zanurzona w literackim pierwowzorze i radośnie celebruje projekt, w którym biorą udział. Riley i Hedlund doskonale wcielili się w swoje postaci. Viggo Mortensen, grający Old Bulla Lee (pod tym pseudonimem pojawia się w książce William S. Burroughs), pokazał, że z króciutkiej roli potrafi wyciągnąć maksimum dramaturgii. Kirsten Dunst i Steve Buscemi przekazują ogromny ładunek emocjonalny, mimo że obecni są na ekranie zaledwie kilka minut. Jedynie Kristen Stewart (która na potrzeby tej roli rozszerzyła gamę swoich wyrazów twarzy do dwóch) potwierdziła, że jest żeńskim odpowiednikiem Marka Wahlberga, czyli aktora, u którego nawet drastyczne zmiany min nie zatuszują pustki wyzierającej z oczu.



Najbardziej szkoda mi zdjęć Erica Gautiera, który w filmie Sallesa zdradza talent do analizowania mitów za pomocą obrazu. Rozumie on drogę, rozumie jej znaczenie dla kultury amerykańskiej i zachęca nas do zgłębienia tej wiedzy tajemnej. Potrafi przekazać nam różnorodność emocji, jakie wzbudzać mogą słoneczne autostrady i zaśnieżone kręte dróżki. Nie relacjonuje wydarzeń prostolinijnie, a nadaje im liryczną oprawę, doskonale korespondującą z klimatem twórczości i mentalnością przedstawicieli Beat Generation.

W drodze jest jednym z tych filmów, na które czeka się z niecierpliwością. Każdy, kto choć raz w życiu przeżył fascynację dziełem Kerouaca, wie, jak wysoko została postawiona poprzeczka i skąd wynikły rozbudzone oczekiwania. Niestety Walter Salles porwał się z motyką na słońce. Bardzo chciał zrobić ten film i długo o niego walczył, ale w tym przypadku lepiej byłoby powierzyć jego realizację komuś o mniejszym zapale dydaktycznym. Myślę jednak, że adaptacja biblii beatników jest warta obejrzenia. Nie dlatego, że jest filmem dobrym (bo nie jest), ale pomimo tego, że nie tworzy spójnej całości jest zbudowany z dobrych elementów



W drodze (On the Road)
reżyseria: Walter Salles
scenariusz: Jose Rivera
zdjęcia: Éric Gautier
muzyka: Gustavo Santaolalla
obsada: Garrett Hedlund, Sam Riley, Kristen Stewart, Amy Adams, Tom Sturridge, Danny Morgan, Alice Braga, Elisabeth Moss, Kirsten Dunst, Viggo Mortensen i inni
kraj: USA
rok: 2012
czas trwania: 137 min
premiera: 14 września 2012 r. (Polska), 23 maja 2012 r. (świat)
Gutek Film

Maciej Badura - rocznik '85. Kulturoznawca, amerykanista, Ph. D. wannabe. Interesuje się amerykańskim kinem niezależnym, filmem kanadyjskim, queerem i transgresją wszelkiego rodzaju. Kiedyś napisze monografię o Harmonym Korine. Nade wszystkich ceni sobie Todda Solondza. Nałogowo ogląda seriale. Platonicznie zakochany w Sashy Grey, Williamie Faulknerze i telewizyjnych programach o sprzątaniu.