Tytułowe Alpy to nazwa, jaką w celach bezpieczeństwa przyjmuje grupa, której zajęcie jest dość specyficzne. Dwóch mężczyzn i dwie podporządkowane im dziewczyny wcielają się w zmarłych, by pomóc rodzinom stopniowo pogodzić się ze stratą, dać im szansę pożegnania się, bądź też na dłuższy czas zastąpić tych, którzy odeszli. Członkowie Alp cynicznie wykorzystują swoich klientów, żerując na przeżytych przez nich tragediach i miłości do bliskich. Znajdują ich głównie wśród ludzi, którzy odwiedzają przebywających w szpitalu członków rodziny. Tam pracuje jedna z dziewczyn, pielęgniarka o przezwisku Monte Rosa.



W otwierającej film scenie widzimy, jak lider grupy, ratownik z ambulansu, wypytuje pokiereszowaną w wypadku dziewczynę o ulubionych aktorów. Co w pierwszej chwili może uchodzić za troskę i próbę odciągnięcia jej myśli od bólu, okazuje się bezduszną grą na poczet ewentualnych zysków. Bohaterowie dowiadują się jak najwięcej o osobach, które mają zastąpić, by odgrywając ich, wypaść wiarygodnie. Mont Blanc, bo taki pseudonim przybiera lider, widzi w dziewczynie z wypadku kolejną potencjalną postać, którą można będzie zastąpić. Zajmująca się nią Monte Rosa okłamuje go jednak, mówiąc, że pacjentka przeżyła.
Bez oficjalnej zgody grupy sama oferuje zrozpaczonym rodzicom swoje usługi. Wyrastająca na wiodącą postać Monte Rosa pragnie wyzwolić się z opresyjnego środowiska grupy, która w gruncie rzeczy nie różni się niczym od autorytarnej rodziny z Kła. Kobieta chce nadać swojej egzystencji jakiś sens, stworzyć dla siebie nową tożsamość, choćby w oparciu o życie zmarłej dziewczyny. Takie zaburzenie porządku i zasad grupy nie może mieć racji bytu.



Oprócz tego wiodącego wątku obserwujemy też kilka pobocznych, w których poznajemy „stałych klientów”, korzystających z usług Alp. Wszystkie te relacje są niezwykle sztuczne i oparte na przywodzącym na myśl brechtowski „efekt obcości”, polegający na mechanicznym odgrywaniu scen i beznamiętnym wypowiadaniu słów przygotowanych przez osoby pragnące substytutu tych, którzy odeszli. Lanthimos tak konstruuje rzeczywistość i postaci w swoim filmie, że nawet szczere kontakty z najbliższymi noszą znamiona obcości i gry, tak jak ma to miejsce w związku Monte Rosy z jej ojcem. Powtarzające się codziennie rytuały zaledwie znamionują bliskość, w istocie zacierają granicę między tym, co w życiu głównej bohaterki prawdziwe a tym, co odgrywane. Starszy mężczyzna mógłby równie dobrze być kolejnym z jej klientów, ona – odgrywać rolę jego córki w zamian za możliwość mieszkania u niego.



Toksyczna zależność i wykorzystywanie innych rządzą światem i ludźmi przedstawionymi w dziełach Jorgosa Lanthimosa. Próby ucieczki z więzienia niezdrowego układu przeważnie nie odnoszą pełnego sukcesu. Zarówno w Alpach, jak i w Kle reżyser nie dopowiada losów głównych bohaterek, które zdobyły się na sprzeciw (obie grane są przez Aggeliki Papoulia). Jednak sytuacje, w których je pozostawia nie sugerują zbyt szczęśliwego rozwiązania, zwłaszcza w filmie najnowszym. Nie wydaje się bowiem, by bunt Monte Rosy zaburzył status quo grupy.

Alpom trochę brakuje świeżości i, nomen omen, ostrości Kła, jednak sugestywna, dosyć pesymistyczna wizja relacji międzyludzkich oraz przekonująca, skąpana w stalowo-błękitnych barwach strona plastyczna przemawiają na korzyść dzieła greckiego twórcy, bezsprzecznie potwierdzając jego pozycję jednego z najbardziej obiecujących współczesnych filmowców.



Alpy (Alpeis)
reżyseria: Jorgos Lanthimos
scenariusz: Jorgos Lanthimos, Efthymis Filippou
zdjęcia: Christos Voudouris
obsada: Ariane Labed, Aggeliki Papoulia, Aris Servetalis, Johnny Vekris, Stavros Psyllakis
kraj: Grecja
rok: 2011
czas trwania: 93 min
premiera: 3 września 2011 r. (świat), 24 sierpnia 2012 r. (Polska)
Against Gravity


Iwo Sulka – filmoznawca, rocznik ’85. Interesuje się kinem amerykańskim i europejskim. Filmowe gusta lekko konserwatywne, acz otwarte na nowe propozycje. Opublikował artykuł na temat Darrena Aronofsky’ego w trzecim tomie Mistrzów kina amerykańskiego, a także recenzje i inne teksty na łamach e-splotu oraz na blogu „Salaam Cinema!”