Trzymam w ręku książkę Filipa Springera Źle urodzone i mam niekłamaną przyjemność dotykania świetnej publikacji, za sprawą Przemka Dębowskiego także pod kątem edytorskim. Przejrzysta kompozycja i nowatorskie wykończenie graficzne. Wykorzystanie na archiwalnych reprodukcjach efektu koloryzacji wraz z nadrukowaniem na owych fotografiach całych zdań – tak prezentują się tytuły rozdziałów. Bardzo ciekawy wizualnie zabieg. Dalej widzimy, że reportaż co kilka stron przeradza się w rodzaj fotoreportażu, by znowu za moment zrobić miejsce dla tekstu. I dzięki temu książka zrywa z utartymi schematami, daje możliwość skonfrontowania naszych wyobrażeń o opisywanych budynkach z rzeczywistością, ale pokazywaną z perspektywy doznań autora. O tej symbiozie słowa z obrazem Springer opowiada w rozmowie z Tomaszem Charnasem: Przyznam, że pisząc i fotografując równocześnie, zawsze upatrywałem w tym wielką szansę, że dwie rzeczy mogę robić samodzielnie (...). Potem odkryłem, że to obciążenie, bo trzeba patrzeć na rzeczywistość w dwóch płaszczyznach (...) I rzeczywiście nie umiem tego nazwać [tego gatunku literackiego]. [„Źle urodzone”] to cykl reportaży i cykl fotograficzny nie będący absolutnie fotoreportażem, bo to zupełnie inny język. W długiej definicji nazwałbym to Formą Otwartą Hansenowską, (…) Każdy może samodzielnie nazwać ją po swojemu, nie trzeba się zamykać, można to otworzyć. Ktoś może na przykład kupić tę książkę i nie przeczytać tekstu, obejrzeć tylko zdjęcia.



Ja jednak zachęcam również do czytania.
Springer buduje opowieści o budowlach w rozbiciu na etapy – od nietuzinkowego projektu do finałowej realizacji. Stajemy się świadkami rozmów i wspomnień architektów - jak rodzą się koncepcje, jak wygląda proces decyzyjny w socrealizmie, jak radzono sobie z niedostatkami materiałowymi i problemami technologicznymi oraz jak reagowano na kaprysy Komitetu Centralnego, który w kwestiach architektury zawsze miał wiele do powiedzenia. Można by rzec, że te historie są o architekturze nie z betonu, lecz z marzeń wybitnych polskich architektów, powstającej w niedorzecznej rzeczywistości. Witold Lipiński, autor projektu obserwatorium astronomicznego na Śnieżce, wymienia tylko kilka trudności, z jakimi borykał się przy realizacji swojego projektu. Na samym początku architekt musiał tłumaczyć się z futurystycznego kształtu konstrukcji (trzy spodki pokryte aluminium), później brakowało maszyn i ludzi do budowy, następnie nie było odpowiedniej stali. W ten sposób budowę obiektu zakończono 11 lat po wyznaczonym pierwotnie terminie.

Jak się okazuje, życie częstokroć dopisywało swoje postcriptum – spoglądamy bowiem na te budynki (o ile wciąż istnieją) ze smutkiem w oku. Nie dość, że źle urodzone, to i większość z nich wygląda dziś nie najlepiej. Pozostał jedynie sentyment do czasów minionych, poczucie wielkości opisywanych projektów, ale wielkości na miarę tamtych, siermiężnych czasów. I tu mamy do czynienia z wielką wartością tej książki, wartością dokumentalną i faktograficzną. Springer przekopuje archiwa, cytuje ówczesne artykuły prasowe i opracowania architektoniczne. Ale nadaje tej relacji ludzką twarz, bo dużo w niej autentycznych wypowiedzi z tamtych lat. Wszyscy, także architekci, żyli w owym systemie i z tego też powodu ostra krytyka powojennej architektury modernistycznej wypowiadana obecnie nie ma najmniejszego sensu. Dzięki Springerowi poznajemy peerelowski kontekst i lepiej rozumiemy decyzje osób kreujących wówczas architekturę, ale przede wszystkim dostajemy szansę poznania panującej atmosfery. Ta książka otwiera oczy – to nie ulega wątpliwości.




Przedstawiciele polskiego powojennego modernizmu:

We Wrocławiu Jadwiga Grabowska–Hawrylak projektuje Osiedle Grunwaldzkie. Kto tam był, ten zna z pewnością charakterystyczne wysokościowce o półokrągłych balkonach. Ten projekt mocno wrósł w krajobraz miasta i nadal budzi sentyment wśród mieszkańców. Marek Leykam – antykomunista, przeciwnik socrealizmu i autor tzw. „żyletki” - rozwiązania architektonicznego, które polega na dołożeniu do futryny okna wystającego elementu w celu doświetlenia wnętrza (ten styl później bardzo się upowszechnił). Leykam to także twórca poznańskiego Okrąglaka i „mistrzowskiej kpiny” - siedziby Prezydium Rządu. Jerzy Hryniewiecki, o którym Tyrmand pisał, że jest „osobliwym neutralistą, potrafi kadzić reżimowi, a równocześnie wyznawać otwarcie architektoniczne herezje” - spiritus movens środowiska architektów; to za jego sprawą powstał Stadion Dziesięciolecia i eksperymentalny jak na tamte czasy warszawski Supersam. Wacław Kłyszewski, Jerzy Mokrzyński i Eugeniusz Wierzbicki - „trzy warszawskie tygrysy” - zaprojektowali w Warszawie Dom Partii, ale chyba najbardziej znani są z projektu Dworca Kolejowego w Katowicach, słynnej kielichowej konstrukcji inspirowanej twórczością hiszpańskiego architekta Felixa Candeli. Mieczysław Król, który wymyśla katowicką Superjednostkę i Halina Skibniewska, która realizuje pionierski pomysł na przyjazne dla mieszkańców, zielone osiedle o niskiej zabudowie – Sady Żoliborskie. I w końcu Oskar i Zofia Hansenowie, autorzy rewolucyjnej koncepcji Formy Otwartej. Gdyby Hansenowie żyli na Zachodzie, mogliby na trwale znaleźć miejsce w historii światowej architektury. Forma Otwarta miała na celu stworzenie architektury dostosowanej do potrzeb poszczególnych jednostek, z uwzględnieniem ich psychiki oraz gotowości do ciągłych i nieograniczonych zmian.



FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZMOWA Z FILIPEM SPRINGEREM

Filip Springer, Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u
ISBN 978-83-62376-12-4
Liczba stron: 272
Oprawa twarda
Cena: 74 zł




Wydawnictwo Karakter
www.karakter.pl