W szesnastym numerze antologii zadebiutowała „Przysięga”, bestsellerowa seria pióra Fabrice`a Davida. Pierwszy tom, „Pieśń Anoroera”, zapowiada najciekawszy on-going „FK” od czasów frapującej „Zarazy”. Osadzona w quasi-średniowiecznych realiach opowieść wygląda na pełną walki o władzę i politycznych intryg epicką sagę, słusznie kojarzącą się z Martinowską „Pieśnią lodu i ognia”. David, nowa gwiazda frankofońskiego komiksu, rozwija skrzydła bardzo powoli, planując wyraźnie swoją opowieść na przynajmniej kilka albumów. „Przysięga” narysowana jest w nowoczesnym, realistycznym europejskim stylu, w którym Eric Bourgier czuje się znakomicie. Nawet jeśli fabuła zejdzie na manowce klisz, to będzie można cieszyć się znakomitymi ilustracjami.



Niestety, tego samego nie mogę powiedzieć ani o rysowniku „Łowcy Smoków”, Phillipie Brionesie, ani o towarzyszącym „FK” od pierwszego numeru Phillipie Pellecie („Lasy Opalu”).
Darko i jego drużyny wracają na łamy magazynu po prawie półtorarocznej nieobecności i są zdecydowanie najsłabszym komiksem w opisywanym gronie. „Pośród szczytów” to kolejny epizod mający za zadanie odwlec o kilkadziesiąt stron fabułę od nieodwracalnego, wielkiego pewnie finału. Nowe wątki są równie schematyczne jak cała historia, a Pellet ze swoim mocno zamerykanizowanym stylem zupełnie mnie nie przekonuje. Podobnie jak Briones, który ma znacznie swobodniejszą i dynamiczniejszą kreskę, ale równe nieciekawą. Choć drugi epizod „Łowców smoków” jest lepszy od poprzedniego, a ponad przeciętność wybija się tylko obsadzeniem kobiet w rolach głównych.

W tomie siedemnastym pojawiają się swoiste sequele „Samuraja” i „Sloki”. W nowej przygodzie Takeo Jean-François Di Georgio i Frederic Genet zrezygnowali niemal zupełnie z elementów fantastycznych na rzecz klasycznego repertuaru motywów rodem z feudalnej Japonii. Powstała z tego całkiem przekonująca samurajska opowieść o zemście, honorze, z przekonującą kreacją starego mistrz miecza, Shobeia. Muszę przyznać, że to nowe wcielenie „Samuraja” znacznie bardziej podoba mi się niż poprzednie, dlatego tym bardziej żałuję, że ostatnie strony drugiej części zwiastują powrót sił nadprzyrodzonych. W „Sloce” natomiast przenosimy się dziesięć lat w przyszłość. Wojna pomiędzy Zeidą i Okraną zakończyła się, ale na horyzoncie majaczy kolejne niebezpieczeństwo. Dość ograny schemat „herosi są zmęczeni” nie został rozegrany w zachwycający sposób, choć „Przebudzenie” broni się jak zwykle sprawnymi rysunkami Ceylesa. Pod względem graficznym diametralnie zmienił się „Zmierzch Bogów”. Dijef, na którego prace bardzo narzekałem, niemal całkowicie zmienił swój styl i komiks Nicolasa Jarry`ego wygląda teraz zupełnie inaczej. Fabularnie trzyma fason, choć ulotniła się gdzieś ta mitologiczna atmosfera z pierwszych albumów.



Przy okazji recenzji tomów dwunastego i trzynastego narzekałem na małe zróżnicowanie materiału dobieranego przez redakcję „Fantasy Komiks”. Po lekturze numerów oznaczonych jako #16 i #17 wypada mi odszczekać tamte słowa – na tyle, na ile to możliwe, jakaś dywersyfikacja się pojawia. Obok klasycznego („Lasy opalu”) pojawia się nieco dojrzalsze podejście do tematu smoków i rycerzy („Przysięga”). Zmienia się scenografia, od feudalnej Japonii po germańskie mity. Zmienia się wreszcie tonacja poszczególnych historii – komiks Davida i Bourgiera jest utrzymany w raczej poważnym tonie, w przeciwieństwie do „Łowców smoków”, nie mówiąc już o stripach „Heroic Pizza” czy „Gobliny”, które zaliczyły swój powrót w siedemnastym tomie.

Fantasy Komiks #16 #17
Egmont
4/2012, 6/2012