Album autorstwa Tobiasz Piątkowskiego i Jarosława Gacha został wydany nakładem Instytutu Marka Kamińskiego. Na wieść o tym, wiedziałem już, czego się spodziewać – to będzie rzewna laurka na część pierwszego zdobywcy obu biegunów, w której upozowany na superherosa Kamiński będzie się zmagał z własnymi słabościami i siłami natury, aby wreszcie zatriumfować. Jakież było moje zaskoczenie, gdy się okazało, że Kamiński ograniczył się tylko do napisania wstępu i odegrania epizodycznej rólki. Fabuła zbudowana jest bowiem wokół losów Mateusza, Janka i Tomka. Losy trójki przyjaciół z dzieciństwa zostały podzielone przez tzw. życie, ale skrzyżują się znowu, kiedy jeden z nich będzie potrzebował pomocy. Więcej z fabuły zdradzać nie będę, opis wydawcy w Internecie i na ostatniej stronie komiksu zdradza z niej dość, aby trochę zepsuć efekt zaskoczenia.  

Piątkowski i Gach odwalili kawał dobrej roboty. O kresce rysownika, znanego z takich tytułów, jak „Alicja po drugiej stronie lustra” czy „Legend warmińskich”, trudno powiedzieć coś więcej, poza tym, że jest solidnym rzemiechą.
W realistycznej konwencji dość sprawnie operujący ołówkiem, choć pozbawiony jakiś szczególnych cech, dzięki którym można byłoby się zachwycać jego pracą. Niekiedy zdarzają mu się nieco słabsze kadry, ale raczej trzyma poziom. Co innego Piątkowski, który wyraźnie wybija się ponad przeciętność. Trudno się jednak dziwić – to ten sam scenarzysta, który był współtwórcą znakomitych sensacji spod znaku „Status 7” („Overload” i „Breakoff”) oraz czekającej o wiele za długo na kontynuację „Pierwszej brygady”. Sprawnie nakreślone charaktery postaci, którym daleko od papierowości. Fabuła skomponowana z dużym wyczuciem dramatyzmu, w której retrospekcje przeplatają się ze współczesną akcją. Elementy „sponsorskie”, będące miłym dodatkiem do fabuły, dołączone bardzo gustownie. Aż żal, że nazwisko Piątkowskiego tak rzadko pojawia się na okładkach komiksowych albumów, bo to ścisła, krajowa elita.






































Historia Mateusza, Tomka i Janka jest typową opowieścią, która ma dodawać sił. Inspirować. Pokazywać, że nie ma rzeczy niemożliwych, że do odważnych świat należy, a w Polsce B da się na chybcika zaimprowizować biegun północny. Przez obecność takiego „pozytywnego przekazu” komiks włącza się w nurt literatury przeznaczonej dla upadających na duchu. Trochę w stylu niesławnego Paulo Coelho, będącego duchową strawą dla poszukujących odpowiedzi na palące pytania egzystencjalne.

Piątkowski i Gach na szczęście uniknęli mentorskiej maniery podpowiadania „jak żyć” i skupili się na opowiadaniu prostej, ale dość poruszającej (choć bez przesady) historii o sile przyjaźni, pokonywaniu przeciwności losu i odnajdywaniu swojej życiowej drogi. Zrobili to w taki sposób, że udało im się mnie przekonać, że to, co przydarzyło się bohaterom „Bieguna”, może przytrafić się każdemu. Oczywiście, nie uniknęli przy tym patosu, ale przy odpowiedniej dawce humoru, udało się im utrzymać jego stężenie na znośnym poziomie.

„Biegun” komiksem wybitnym może i nie jest, ale, jak pisałem, to kawał porządnej komiksowej roboty, której autorzy nie będą musieli się wstydzić po latach. Może to jeszcze nie poziom „Tragedyi płockiej”, ale po pracę Gacha i Piątkowskiego warto sięgnąć, pomimo dość wysokiej ceny.

„Biegun”
scenariusz: Tobiasz Piątkowski
rysunek: Jarosław Gach
Instytut Marka Kamińskiego
5/2012