Rodzina i ziemia to tytuł wystawy Sally Mann prezentowanej w Muzeum Etnograficznym w ramach jubileuszowego Miesiąca Fotografii w Krakowie. Doskonała prezentacja opiera się na elementach szeroko komentowanej, cyklicznej Najbliższej rodziny [Immediate Family] z roku 1992, będącej swoistą kontynuacją poprzedzającej jej o cztery lata At twelve: Portraits of Young Women, gdzie fotografie dwunastoletnich dziewczyn z sąsiedztwa zawczasu przywoływały późniejsze tematy twórczości Sally Mann, tak skrupulatnie wyliczone w notatce biograficznej zamieszczonej w katalogu Miesiąca. Te lejtmotywy to ludzkie ciało, złożony charakter dzieciństwa, krajobraz amerykańskiego południa, ulotność życia. Ponadto, również pierwszy raz w Polsce, mamy możliwość konfrontacji z wyborem prac z dwóch późniejszych cykli. Jeden z nich to Głębokie Południe [Deep South] z 1996, drugi – mający swą premierę w roku 2005 – Twarze [Faces]. Jeśli komuś sam materiał wizualny nie wystarcza, z pewnością powinien także zapoznać się z przedrukiem udzielonego niedawno przez artystkę wywiadu – do znalezienia także w katalogu. Wprawdzie wywiad jest lapidarny (konsekwencja godna uwagi – w wywiadzie Mann przyznaje się do sympatyzowania z japońskim haiku), ale autorka dostarcza w nim szeregu wyjaśnień dotyczących swej twórczości.
Sally Mann z cyklu Głębokie Południe
Nie robi się zdjęć ot tak. Nie można na nikim wymusić wyrazistości, ona musi być na zdjęciu nadana przez fotografowanego – twierdzi Mann w dokumencie BBC [Historia fotografii: Geniusz zaklęty w fotografii]. To wyznanie artysty pokornego – fotograf nie jest demiurgiem – zdaje się mówić bohaterka filmu, a wszystko, czym dysponuje, to zdolność reagowania na to, co dzieje się przed obiektywem.
Trudno uciec od wrażenia schizofrenicznego zanurzenia w czasie klanu Mannów w kontakcie z Najbliższą rodziną. Z jednej strony całość wygląda tak, jakby najbliżsi autorki cieszyli się nadmiarem wolnego czasu, a nad Lexington w stanie Virginia słońce nie zachodziło nigdy. Jak bowiem inaczej tłumaczyć tę idyllę permanentnych wakacji w entourage’u arkadyjskiej przyrody, gdzie czas zdaje się rozciągać na niekończący się ciepły sierpień (przypuśćmy), a cała dziecięca aktywność rozgrywa pomiędzy odpoczynkiem a zabawą – co z tego, że czasem efektem tej zabawy jest drobny i typowy dla dzieciństwa wypadek [Zakrwawiony nos Emmetta]?
Z drugiej strony fotografiom podskórnie towarzyszy wyczuwalny niepokój. To poczucie nieodwracalności czasu, jego stałego i bezlitosnego upływu. Każda z fotografii podpowiada: kolejne “pstryk” i to wszystko przeminie, już za chwilę zamieni się w coś innego. W dorosłość – by nie szukać daleko. Cokolwiek jest, przeminie, i jest to przemiana absolutnie uniezależniona od tego jak bardzo dzieci (wszystkie dzieci) – wyczekują własnej dorosłości, czego tak trafnym przykładem są uwiecznione przez Mann dziecięce gesty, naśladujące świat rodziców.
Sally Mann Candy cigarette
Tę niesamowitą aurę Najbliższej Rodziny tworzą zatem obrazy dziecięcej beztroski – czyli bycia poza czasem – oprawione w ramy świadomości ulotności istnienia. W taki sposób odziedziczona po ojcu wielkoformatowa kamera Sally Mann, pozostając jak każdy aparat fotograficzny zadatkiem na maszynę czasu, utrwala postawę artystki-matki (matki-artystki), zasadzającej się na dzieciństwo Jessie, Emmetta i Virginii z tak niepohamowaną i systematyczną zachłannością.
Kolega po fachu Mann, Jeff Wall dzieli fotografów na myśliwych i farmerów. Pierwsi ‘polują’ na ciekawe ujęcia, drudzy starają się je cierpliwie ‘hodować’. [Cotton, Fotografia jako sztuka współczesna]. Sally Mann zdaje się nieco wymykać tej dychotomii. Z jednej strony ewidentnie poluje, bierze tylko to, co i tak toczy się swoim rytmem; z drugiej natomiast – i trudno się z tym nie zgodzić – rzecz dzieje się w “ogródku farmera”, czyli w stale doglądanej hodowli. W rzeczywistości cały proces dokumentowania dorastania dzieci zajmie jej kilkanaście lat. W przywołanym dokumencie BBC syn autorki pojawia się na chwilę już jako dorosły mężczyzna – w tym czasie ona jest zanurzona w kolejnych projektach. Rozdział zostaje zamknięty, a przyczyna jest prozaiczna – modele dorosły i wyfrunęły z gniazda. Obecnie Mann kieruje obiektyw w stronę męża zmagającego się z ciężką chorobą. Lokalne pozostaje źródłowe…
Sally Mann z cyklu Twarze
W dobie miliardów cyfrowych zdjęć wegetujących w wirtualnych przestrzeniach serwerów i twardych dysków kontakt z powiększeniami fotografii (najchętniej oczywiście autorskimi) zaczyna mieć trochę inne znaczenie. Pośród licznych podziałów ujawnia się także i ten: istnieją zdjęcia, które wystarczy zobaczyć wyłącznie na ekranie – te niczego więcej nie potrzebują. Ale istnieją też fotografie, którym nader dobrze robi fizyczna obecność, czyli relacja angażująca odbiorcę z jednej strony oraz zmaterializowany pod postacią starannego powiększenia lub dobrego wydruku artefakt z drugiej. W takiej właśnie sytuacji do pełnoprawnego głosu dochodzi fotograficzne medium. Szczególne istotne staje się to w kontakcie ze zdjęciami wykonanymi w szlachetnych technikach, jak ma to miejsce w Twarzach, opracowanych przez artystkę w technologii mokrego kolodionu. Równie interesujące są dywagacje nad właściwościami optycznymi wiekowych aparatów, których niezmiennie używa Amerykanka. Możemy z satysfakcją obserwować to w realizacjach z cyklu Głębokie Południe. Oczywiście wiele z tych poruszających fotografii znaleźć możemy w internecie, ale twierdzę, że ekran, mimo pewnych zalet, nie jest w stanie przywołać pełnej ich jakości – a przynajmniej nie w tak wysokim jakościowym stężeniu, jakiego moglibyśmy oczekiwać. Prace Sally Mann bez wątpienia grają w “materialnej” lidze fotografii. W pierwszej światowej.
Rodzina i ziemia – Sally Mann
Muzeum Etnograficzne im. Seweryna Udzieli w Krakowie
Dom Esterki, ul. Krakowska 46
Wystawa czynna do 29 lipca 2012