Ale pod względem formalnym Porannej mgle bardzo daleko do ascetycznej i surowej krechy Spiegelmana – opowieść o Radosavie utrzymana jest w bardzo specyficznej poetyce.
Oprawa graficzna podkreśla melancholijny, emocjonalny ton całej opowieści. Tomek Pstrągowski spodziewał się po komiksie jakiejś refleksji, pogłębienia pewnych treści. Jeśli będziecie mieli podobne podejście – podobnie jak Tomek – zawiedziecie się na Radosavie. To rzecz bardzo impresyjna, ulotna i na pewno nie powiedziałbym jednoznacznie, że zła. Nieudana – prędzej.
Historia często (zbyt często!) ociera się o banał, a w warstwie formalnej zbyt często coś szwankuje. Wszystko jest jakieś niedokończone, pourywane, zostawione w szkicu. Czy to efekt zamierzony Stanica czy raczej błąd w sztuce – trudno osądzać, ale Poranna mgła, jeśli szermować takimi terminami jak "dramaturgia", "spójność", "logika przyczynowo-skutkowa", to rzecz z licznymi niedostatkami. Źle skomponowana, fatalnie poprowadzona, urywająca się w dziwnym momencie, pozbawiona jakiegokolwiek dramatyzmu. Niepotrafiąca zaprosić swojego czytelnika do opowieści, obca i nieoswajalna, pełna rozdźwięków pomiędzy warstwą wizualną a werbalną. Ale było w niej coś takiego, co nie pozwoliło mi po prostu pieprznąć nim w kąt z "a do diabła z tym!" na ustach. Jestem w stanie zrozumieć krytykę, z jaką Radosav spotkał się w mediach, ale mnie, pomimo tych słabości, do Stanica ciągnęło.
Radosav. Poranna mgła
Boris Stanic
Centrala