Radosav stanowi próbę rekonstrukcji tragicznych losów dziadka autora. Stanic próbuje na podstawie swoich własnych wspomnień, być może opowieści bliskich i innych źródeł, stworzyć własną, unikalną narrację. Uruchamiając swoją postpamięć tworzy wizję tego, jak według niego mogła wyglądać powojenna rzeczywistość. Nie ucieka przy tym do mitologizacji postaci swojego dziadka i w takim kontekście ciekawym skojarzeniem mógłby być… Maus.










































Ale pod względem formalnym Porannej mgle bardzo daleko do ascetycznej i surowej krechy Spiegelmana – opowieść o Radosavie utrzymana jest w bardzo specyficznej poetyce.
Trochę to marzenie senne, fantasmagoryczny majak, pełen zdeformowanych kształtów, ale daleki od koszmaryzmu Aleksandara Zografa, skądinąd też pochodzącego z rejonów bałkańskiego kotła. Magda Rucińska zwraca uwagę na wpływy sztuki prymitywnej i ekspresyjnej, przywołując nazwisko Marca Chagalla. Nie sposób się z nią nie zgodzić – ja do tych skojarzeń dodałbym jeszcze minimalizm i jakąś prostotę, bo dla mnie Radosav wygląda tak, jakby został narysowany przez dziecko.

Oprawa graficzna podkreśla melancholijny, emocjonalny ton całej opowieści. Tomek Pstrągowski spodziewał się po komiksie jakiejś refleksji, pogłębienia pewnych treści. Jeśli będziecie mieli podobne podejście – podobnie jak Tomek – zawiedziecie się na Radosavie. To rzecz bardzo impresyjna, ulotna i na pewno nie powiedziałbym jednoznacznie, że zła. Nieudana – prędzej.










































Historia często (zbyt często!) ociera się o banał, a w warstwie formalnej zbyt często coś szwankuje. Wszystko jest jakieś niedokończone, pourywane, zostawione w szkicu. Czy to efekt zamierzony Stanica czy raczej błąd w sztuce – trudno osądzać, ale Poranna mgła, jeśli szermować takimi terminami jak "dramaturgia", "spójność", "logika przyczynowo-skutkowa", to rzecz z licznymi niedostatkami. Źle skomponowana, fatalnie poprowadzona, urywająca się w dziwnym momencie, pozbawiona jakiegokolwiek dramatyzmu. Niepotrafiąca zaprosić swojego czytelnika do opowieści, obca i nieoswajalna, pełna rozdźwięków pomiędzy warstwą wizualną a werbalną. Ale było w niej coś takiego, co nie pozwoliło mi po prostu pieprznąć nim w kąt z "a do diabła z tym!" na ustach. Jestem w stanie zrozumieć krytykę, z jaką Radosav spotkał się w mediach, ale mnie, pomimo tych słabości, do Stanica ciągnęło.


Radosav. Poranna mgła
Boris Stanic
Centrala