Już samo uczynienie z Kriss bohaterki własnej serii uważam za błąd. Jej historia została przecież opowiedziana. Odegrała swoją rolę rozpisaną przez Jeana Van Hamme i, trzeba przyznać, że zrobiła to znakomicie. Stała się przy tym jedną z najciekawszych kobiecych kreacji w polskim komiksie, będąc dość oryginalną realizacją motywu femme fatale. Swoimi występami w Thorgalu zdobyła serca fanbojów i żadne tandetne fanfiki Yves`a Sentego tego zmienić nie mogą. Wobec Wyroku walkirii można przedstawić cały zestaw zarzutów typowych dla miernej jakości fantastyki. Płaskie jak deska postacie, do bólu przewidywalna fabuła z oczywistym finałem (dlaczego do cholery Freyja podjęła taką, a nie inną decyzję?), nieścisłości z cyklem pierwotnym, bo Kriss, którą zapamiętałem z Łuczników nie była zimnokrwistą zabójczynią, tylko niepokorną pannicą z pazurem.

Ale ta niekonsekwencja byłyby do wybaczenia, gdyby chociaż tytuł bronił się jako osobny twór.
Niestety, tak nie jest – Sente zamiast pełnokrwistej fabuły napisał streszczenie życia Kriss, pozbawione jakiejkolwiek dramaturgii, dodatkowo nasycone tanią erotyką i epatujące groteskową brutalnością. Nie mówiąc już o boleśnie stereotypowym ujęciu kobiecości głównej postaci, ale to rzecz charakterystyczna dla Thorgala. Genderowy i feministyczny czytelnik jak zwykle będzie miał używanie po lekturze drugiej Kriss.

Najjaśniejszym punktem albumu jest jego oprawa graficzna. Giulio de Vita operuje w estetyce podobnej, co Rosiński, ale jego styl, podejście do rysowania wydaje się zupełnie różne od tego, które prezentuje polski mistrz. Włoch ma znacznie lżejszą kreskę, częściej operuje uproszczeniem, „puszcza” drugi plan. Ros to typ dłubacza, który całymi dniami siedzi nad jedną planszą i dopracowuje listki krzewu zasłonięte przez konia na drugim planie, co powoduje, że kadry jego autorstwa są znacznie bardziej efektowne. Przynajmniej te z najlepszych lat. Ja jednak lubię taką nieco szarpaną kreskę, która nie odrywa mojej uwagi do narracji, choć w lidze de Vity znalazłbym kilku bardziej utalentowanych twórców.

W tym, że Thorgal z autorskiego projektu zamienia się w dojną krowę, zapychającą pieniędzmi kieszenie wydawcy, nie ma nic złego. Oczywiście oprócz samych komiksów, ale nie sądzę, żeby w Le Lombard zawracali sobie głowę takimi drobnostkami, przynajmniej dopóki cyferki na ich kontach będą się zgadzać. Czuję natomiast wielki rozdźwięk pomiędzy tą sytuacją a tym, co na jednym z konwentów deklarował Grzegorz „komiksy amerykańskie zostawmy Amerykanom” Rosiński. Jawił się wtedy jako obrońca artystycznej wolności, mocno podkreślający różnice pomiędzy amerykańskim i frankofońskim rynkiem komiksowym. Tu realizowane są ambitne, artystyczne projekty, a tam, za Oceanem, z taśm produkcyjnych schodzi masowa sieczka dla bezmózgów. Kriss de Valnor przeczy tej uproszczonej dychotomii i dobitnie pokazuje, że Thorgal stał się taką samą franczyzową marką, jaką jest Batman czy Spider-Man.


Kriss de Valnor tom 2 – Wyrok walkirii
Yves Sente, Giulio de Vita
Tłum.: Wojciech Birek
Egmont
04/2012