Nie tego spodziewamy się po amerykańskiej superprodukcji. Ale przecież Dom w głębi lasu został zrobiony właśnie po to, by zaskakiwać. I bawić. A tego już można spodziewać się po duecie Whedon i Goddard. Jest to bowiem ich piąty wspólny projekt – wcześniej współpracowali przy Buffy, pogromcy wampirów (przy serialu i powieści graficznej) i piątej (tej jedynej dobrej) serii Anioła ciemności; Goddard wystąpił też gościnnie w miniserialu Whedona Dr Horrible Sing-along Blog. Dom w głębi lasu skrzy się od whedonizmów (specyficznych dialogów, barwnych postaci, nietypowo skonstruowanych sytuacji), które nawet jeżeli nie zostają rozpoznane, dalej stanowią doskonałe źródło zabawy.
Temu schematowi należało się porządne rozbicie
Przyjrzyjmy się typowej horrorowej historii pięciorga studentów na odludziu. Pierwszą ofiarą złych sił powinna być rozwiązła dziewczyna: widz będzie mógł najpierw nacieszyć się widokiem jej ciała w ekstazie, by potem patrzeć, jak zostaje ukarana. Bardziej przerażające niż sam horror jest to, że chłopak, który uprawia z nią seks, nie jest przez siłę karzącą (demony, kanibale, piranie, agresywne niewyżyte drzewa...) uznany za „rozwiązłego”.
Obecnie każdy reżyser próbujący sił w tym podgatunku wprowadza własne modyfikacje. Przeplata gore z komedią, przesuwa ciężar horroru w stronę sexploitation (Pirania 3D) lub dodaje do historii poziom meta (jak w Zombie SS, gdzie filmowy geek walczy z nieumarłymi nazistami przy pomocy bruceocampbellowskiej piły łańcuchowej). Jednak to wszystko to tylko modyfikacje – przesłanie pozostaje takie samo. Przekroczenie – bardzo rygorystycznie prezentowanych – norm społecznych doprowadzi cię do bolesnej i zasłużonej śmierci. Całość przeradza się w rytuał, w którym my, widzowie, z przyjemnością uczestniczymy, zgadzając się na zaproponowane reguły gry.
Goddard i Whedon zmieniają te zasady. Ich bohaterowie przyjeżdżają co prawda na stację benzynową, która wygląda tak, jakby 40 lat temu zatrzymali się przy niej młodzi ludzie z Teksańskiej masakry piłą mechaniczną, i zostają tam ostrzeżeni, by nie jechać do domku na odludziu (wyglądającego – i filmowanego w ten sam sposób – jak chata z Martwego zła). Na tym jednak podobieństwa do klasycznych filmów tego gatunku się kończą. Postaci, które tak łatwo identyfikujemy, okazują się inne niż powinny. Piszę „powinny”, gdyż nawet otaczający bohaterów świat spodziewa się po nich pewnych postaw: właściciel stacji benzynowej bez wahania przyporządkowuje rolę „kurwy” blond piękności uwieszonej na ramieniu chłopaka trzymającego piłkę futbolową, choć zachowaniem dziewczyna nie różni się od swojej koleżanki (której z kolei automatycznie w gatunkowej dychotomii przypada rola „dziewicy”).
Schematowi, który tak łatwo szufladkuje ludzi na godnych przeżycia oraz godnych ukarania, należało się porządne rozbicie. Dom w głębi lasu niszczy ten system od środka. Autorzy wykorzystują oczekiwania widza, burzą je i budują na nowo po to, by jeszcze raz je przewartościować. A wszystko to podane jest w zaskakująco lekki i zabawny sposób – wychodzimy więc z kina zadowoleni, roześmiani i uzbrojeni w typowy dla duetu Whedon i Goddard zestaw bon motów.
Whedonwersum nareszcie atakuje
Siła tego nowego komedio-horroru tkwi w dużej mierze w scenariuszu, w którym bardzo wyraźnie widać autorskie pióro Jossa Whedona (twórcy m.in. seriali Dollhouse i Firefly, filmu Serenity i wchodzących niedługo do kin Avengersów). Pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie pomysłodawca Buffy... nadał kształt Domowi w głębi lasu. Whedon ma bowiem wyjątkowy talent do konstruowania barwnych postaci (w tym interesujących i wielowymiarowych antagonistów, którzy w dużej mierze stanowią o sukcesie filmu Goddarda), po czym stawiania ich w sytuacjach, których przezwyciężenie wymaga przełamania dominującego systemu.
Dom w głębi lasu jest też zakotwiczony w twórczości Whedona na kilka innych sposobów. Do najoczywistszych należą przeniesienia aktorskie: Amy Acker znów, jak w Dollhouse i Aniele ciemności wystąpi w swoim białym kitlu, Tom Lenk raz jeszcze odegra postać zbliżoną do Andrew Wellsa z Buffy.... Ale małe sprzężenia z Whedonwersum mogą nastąpić też na innych, naprawdę zaskakujących, poziomach. Na przykład postaci (a także miejsca, instytucje), które fani tego twórcy bez problemu rozpoznają, „przebijają się na powierzchnię” i na moment dominują nad fabułą filmu. Gdy jedna z postaci Domu... zabija człowieka w dokładnie taki sposób, jak zrobiła to kiedyś Faith („ta druga pogromczyni” z Buffy...), Faith na moment ożywa w niej i znów ma wybór. Czy pierwsza – przypadkowo zadana – śmierć poprowadzi do kolejnych?
Ale naprawdę nie trzeba znać wcześniejszych dzieł Whedona, żeby na Domu... świetnie się bawić. Ta niestandardowa i dowcipna historia jest bardzo dobrze napisana, nakręcona, udźwiękowiona. Kolejne zmiany paradygmatu nie frustrują, a raczej wzmacniają chęć sprawdzenia, co stanie się za kilka minut. I co będzie dalej. A dalej, mam nadzieję, będą równie dobrzy Whedonowscy Avengersi.
Dom w głębi lasu (The Cabin in the Woods)
reżyseria: Drew Goddard
scenariusz: Joss Whedon, Drew Goddard
zdjęcia: Peter Deming
muzyka: David Julyan
obsada: Richard Jenkins, Bradley Whitford, Jesse Williams, Chris Hemsworth, Fran Kranz, Kristen Connolly
kraj: USA
rok: 2012
czas trwania: 105 min
premiera: 13 kwietnia 2012 r. (USA), 27 kwietnia 2012 r. (Polska)
Forum Film