Dlaczego przypominamy serial, którego premiera miała miejsce blisko 12 lat temu? Ponieważ mimo upływu dekady, Queer as folk wciąż zyskuje nowe grono odbiorców, czego dowodem jest planowane na czerwiec (8-10.06.) tego roku spotkanie fanów z obsadą serialu w Kolonii.

Queer as folk jest fenomenem telewizyjnym nie tylko ze względu na nośną tematykę społeczną, ale przede wszystkim ze względu na fakt, że z sukcesem zagospodarował dwie widownie. W końcu brytyjski oryginał przykuł uwagę głównie europejskich fanów, rozumiejących kontekst obyczajowy, polityczny, ekonomiczny. Natomiast amerykański remake obejrzeli nie tylko amerykańscy widzowie, ale także fani wersji europejskiej, żeby porównać obie produkcje. Z kolei widzowie znający jedynie wersję amerykańską, nie mieli problemów z interpretacją tła społecznego, ponieważ wszyscy (niezależnie od położenia geograficznego) jesteśmy tak dalece zanurzeni w popkulturze rodem zza wielkiej wody, że bez trudu dekodujemy świat przedstawiony „made in USA”, mniej więcej znając sytuację prawną mniejszości seksualnych w Stanach.

Pomyłką byłoby stwierdzenie, że Queer as folk (USA) miał za zadanie edukować społeczeństwo. Być może część widzów chciałaby, aby takie założenie przyświecało twórcom, jednak interpretacja według tego rodzaju klucza jest „efektem ubocznym”. Serial powstał dla stacji Showtime, która (jak sugeruje sama nazwa) nie ma ambicji tworzenia „nie-telewizji”, ani dzieł przełomowych, ale wysokiej jakości rozrywkę. Scenariusz Queer as folk miał potencjał, który gdy odrzucić nieco ponury manchesterski krajobraz i kiepsko ubranych Brytyjczyków (za wyjątkiem Stuarta Alana Jonesa), mógł przykuć uwagę amerykańskiego widza i to nie tylko przedstawiciela mniejszości seksualnych. Dużą popularnością serial cieszył się wśród kobiet, ale nie znaczy to, że nie oglądali go heteroseksualni mężczyźni. Oczywiście na ogół wyemancypowani feminiści, ale przecież Showtime nie zakładał, że będzie nawracał zagubionych w oparach absurdalnych teorii zatwardziałych homofobów.
Zwłaszcza, że serial prowokował i mógł oburzać heteroseksualną widownię heterofobią, skanalizowaną w poglądach Briana Kinneya.

Amerykański remake, mimo znacznego rozbudowania scenariusza w stosunku do oryginalnej wersji (Brytyjczycy wyprodukowali 10 odcinków, natomiast Amerykanie aż 83), starał się dość wiernie, w stosunku do pierwowzoru, odzwierciedlić relacje i stany emocjonalne między bohaterami oraz wydobyć ze scenariusza brytyjską dynamikę. Akcja serialu została przeniesiona do Pittsburgha (wizualnie nawiązując korespondencję z Manchesterem), gdzie przez pięć sezonów towarzyszyliśmy grupie przyjaciół (z Brianem Kinneyem na czele) wchodzących na „dorosłą” ścieżkę życia. W końcu gdy poznajemy czwórkę bohaterów – Brian, Michael, Emmett i Ted są tuż przed, albo tuż po 30. i dopada ich (bądź sami do niej dążą) presja ustatkowania, uporządkowania swojego życia, dookreślenia planów na przyszłość. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi – mamy tutaj szeroko zakrojony wycinek obyczajowości amerykańskich 30-latków, który w żaden sposób nie różni się od tego, o czym myślą heteroseksualni przedstawiciele amerykańskiego społeczeństwa. Próba dopasowania się do reszty, postawa outsidera, wycofanego obserwatora czy sympatycznego narcyza nie stanowi telewizyjnego novum. Krytycy zarzucali serialowi, że gdyby postaci homoseksualne zastąpić heteroseksualnymi, byłby to kolejny, telewizyjny dramat obyczajowy.



Mimo głosów krytyki, nie sposób zignorować nie tylko żywiołowego odbioru widzów, jak i drugiego życia serialu w sieci. Żywiołowy odbiór oznacza nie tylko entuzjazm widzów homoseksualnych, dla których serial był ważnym głosem w debacie o emancypacji społeczeństwa amerykańskiego, ale i wykrzyknikiem, podkreślającym obecność mniejszości LGBT. Przeciwnicy serialu mówili o epatowaniu gejowskim seksem i deprawowaniu nieletnich widzów. Niezależnie od powodów, które zmotywowały stację do realizacji projektu (jak możemy się domyślać, kluczowym czynnikiem był sukces komercyjny), poza stworzeniem dobrej jakości produktu telewizyjnego, który po 12 latach nadal się nie zestrzał, ważny jest również wymiar obywatelski. Aktorzy występujący w serialu stali się rzecznikami ważnej sprawy. Otrzymywali listy, w których dziękowano im za zmotywowanie do coming outu, dodanie odwagi do wyjścia z szafy, przewartościowanie swojego życia. Nawet wśród aktorów doszło do coming outu, więc chcąc nie chcąc – Showtime zrealizował istotną misję emancypacyjną.

Na czym polega fenomen Queer as folk? Bez wątpienia dla widowni heteroseksualnej oglądanie serialu było czymś w rodzaju zaglądania przez dziurkę od klucza do cudzej sypialni. Zakradanie się do darkroomów mogło być ekscytującą zabawą, ale obserwowanie rozterek związanych z coming outem w miejscu pracy czy w szkole uświadamiało skalę problemu, z którego istnienia nie wszyscy zdajemy sobie sprawę. Wyeksponowanie problemów z dziedziczeniem po zmarłym partnerze oraz zwrócenie uwagi na kwestię opieki nad wspólnymi dziećmi par jednopłciowych z pewnością stanowiło novum na liście telewizyjnych motywów „do omówienia”. Pojawia się również kwestia HIV, AIDS, braku akceptacji ze strony rodziny, ustawodawstwa, szerzenia mowy nienawiści i wielu innych, nieporuszonych dotychczas w tak szerokim zakresie tematów. Pamiętajmy jednak, że wszystko to jest „produktem ubocznym”, bo serial jest równocześnie kapitalną rozrywką i uniwersalną historią o tematach eksploatowanych od zarania dziejów telewizji, jak miłość, przyjaźń, dojrzewanie.

Nie znaczy to oczywiście, że Queer as folk pokazywał tylko tych gejów, którzy za wszelką cenę chcieli dublować drobnomieszczański styl życia par heteroseksualnych. Wręcz przeciwnie. Główny bohater, Brian Kinney, stanowi zaprzeczenie pragnień o domu na przedmieściach i gromadce dzieci. Kinney, pierwszy telewizyjny heterofob, jest nie tylko przedstawicielem pokolenia yuppie, ale i indywidualistą, hedonistą oraz wyrazicielem innej niż drobnomieszczańska „mała stabilizacja” wizji świata. Bez wyrazistych bohaterów Queer as folk byłby jedynie nudną pogadanką dydaktyczną, a przecież w istocie jest eksplozją pełnokrwistych, nietuzinkowych postaci. Brian „jestem Bogiem” Kinney i Emmett „wolę świecić pełnym płomieniem niż być jakimś słabiutkim promyczkiem” Honeycutt okazali się katalizatorami frustracji i niepewności roczników 80. Niezależnie od konsekwencji, porwali tłum na barykady i spowodowali ważną dyskusję, oddali głos głównie młodym ludziom, którzy coming out ciągle mieli przed sobą.

Bez tego serialu nie byłoby społecznego fermentu, przecieranych ze zdumienia oczu oburzonych widzów i dyskusji na temat (jakkolwiek naiwnie to zabrzmi) prawa jednostki do manifestowania swojej indywidualności i niezależności. Queer as folk jest kamyczkiem, który może poruszyć lawinę, zwłaszcza na polskim gruncie, o ile wreszcie jedna z ogólnodostępnych stacji zdecyduje się na emisję serialu.

                                        
Małgorzata Major – rocznik 1984, doktorantka Katedry Kulturoznawstwa Uniwersytetu Gdańskiego. Poza antybohaterem zza wielkiej wody, uwielbia także porucznika Borewicza i skandynawskie kryminały. Gdy znajdzie czas, napisze książkę, pt.: „O mojej miłości do Ciebie…” (Dominic West, Idris Elba, Robbie Williams, George Michael i Lenny Kravitz dostaną po jednym rozdziale – peanie).