Po przesycie związanym z widokiem sterylnie czystych szkieł mikroskopowych, widzowie zwracają się ku detektywom w szarych płaszczach, którzy pościg za przestępcą zaczynają i kończą w głowie. Wiwat wnioskowanie dedukcyjne, wiwat proces myślowy! W tradycyjnej literaturze kryminalnej wszystko opierało się na myśleniu. Tak pracował Sherlock Holmes, tak dzisiaj pracuje Kurt Wallander (zawsze zaczyna od pustej kartki papieru) oraz John Luter, bohater stosunkowo nowego serialu BBC1, zatytułowanego po prostu Luther (BBC1 wyemitowała dotychczas dwa sezony serialu, w sumie 10 odcinków).
John Luter (w tej roli niezrównany Idris Elba, laureat tegorocznego Złotego Globa w kategorii aktor w miniserialu lub filmie telewizyjnym) to klasyczny (chciałoby się powiedzieć, że chandlerowski, ale nie, bo przecież Philip Marlowe to w gruncie rzeczy przyzwoity facet, czasem za bardzo przyzwoity) detektyw z pogmatwanym życiem prywatnym, nieuporządkowanym stosem papierów na biurku, skonfliktowany z żoną, rodziną, pracodawcami, ale mający jedną zaletę, która niweluje wszystkie wady – to wyśmienity śledczy, radzący sobie ze sprawami pozornie nierozwiązywalnymi.
John Luther jest niebezpiecznym człowiekiem. I to nie w umownym, telewizyjnym sensie, który nakazuje robić aktorowi groźne miny do kamery. Wręcz przeciwnie, Luther jest niebezpieczny, bo nie wytycza sobie żadnych granic, sam dla siebie jest nieprzewidywalny, nie wie, jak daleko posunie się w pościgu; co zrobi, aby zatrzymać przestępcę albo przyjaciela, który go zdradził. Luther jest bardzo ludzki – rzadko kiedy targają nim jednoznacznie szlachetne pobudki, nawet gdy usiłuje sobie wmówić, że nie powinien czegoś zrobić (czegoś złego, rzecz jasna), to na ogół instynkt bierze górę i Luther robi to, przed czym wzbraniały się resztki jego zdrowego rozsądku.
Brytyjskie kryminały tym się różnią od amerykańskich, że w tych pierwszych nie pojawiają się piękni bohaterowie – panie na ogół mają kiepskie fryzury i niestaranne makijaże, a panowie nieciekawe garnitury i takież same facjaty. Luther stanowi wyjątek. John Luther jest piękny. Jest uosobieniem Dionizosa, zesłanego na ten „najlepszy z możliwych światów”, aby czuwać nad ludzkością – nie dopuścić do ostatecznej katastrofy, ale równocześnie trochę ją zdegenerować, wyprowadzić z równowagi i sprawdzić jej granice etyczne. Luther ma misję, w dosyć pokrętny i zrozumiały tylko dla siebie sposób próbuje ratować świat przed samozagładą, ale jego dionizyjski background często daje o sobie znać i jak tylko jest okazja, żeby zrobić coś wbrew zasadom, to tak właśnie robi. John Luther jest fascynujący, mroczny, czasem nieco teatralny i dla siebie samego – niezamierzenie egzaltowany. Jego obecność w świecie przedstawionym serialu wywołuje magnetyczny i na długo zapadający w pamięć spektakl emocji. Bez Luthera nie byłoby serialu, a Luthera nie byłoby, gdyby nie fantastyczna rola Idrisa Elby.
Luther (inaczej niż Wallander czy psychiatra Tony Hill) nie zastanawia się nad źródłem zła we współczesnym świecie. On je po prostu zwalcza, ale czasem także wywołuje. Zaakceptował fakt, że nie wszystkie motywacje antagonistów będzie w stanie kiedykolwiek zrozumieć. Luther robi, co musi. Z tego też powodu nie uważa za stosowne komukolwiek się z tego tłumaczyć…
Stacja BBC1 wyemituje trzeci sezon serialu Luther dopiero pod koniec 2012 albo na początku 2013 r. Jest na co czekać.
Małgorzata Major – rocznik 1984, doktorantka Katedry Kulturoznawstwa Uniwersytetu Gdańskiego. Poza antybohaterem zza wielkiej wody, uwielbia także porucznika Borewicza i skandynawskie kryminały. Gdy znajdzie czas, napisze książkę, pt.: „O mojej miłości do Ciebie…” (Dominic West, Idris Elba, Robbie Williams, George Michael i Lenny Kravitz dostaną po jednym rozdziale – peanie).