Brandon Sullivan (genialny Michael Fassbender) jest seksoholikiem. Nie jest uromantycznioną, oderwaną od rzeczywistości postacią jak Hank Moody z Californication. Seks nie jest dla niego ani przyjemnością, ani zwierzęcą żądzą, ale koniecznością, przymusem, który rujnuje mu życie. W domu, w pracy, na spacerze, wszędzie tapla się w małym bagienku fantazji erotycznych, które byłyby całkowicie zdrowym odruchem, gdyby były dobrowolne. Jedzenie, spanie, seks, masturbacja, praca – to jedyne elementy składowe dnia Brandona. Komputer w pracy ma przeładowany ostrą pornografią, komputer w domu służy mu do umawiania się z prostytutkami. Nie ma on ani jednego punktu codzienności, który nie byłby związany z seksem.


W tym wyobcowanym świecie nie ma miejsca na inne osoby. Można iść na drinka ze znajomymi z pracy, ale na tym kończą się aktywności towarzyskie. Niespodziewany przyjazd siostry bohatera, Sissy (Carey Mulligan), zakłóca jego wyalienowaną egzystencję i burzy perwersyjną statyczność przestronnego mieszkania. Ona jest przeciwieństwem swojego brata. Żywiołowa, impulsywna i spragniona przyjemności. Chaos, który ze sobą przywozi zmusza Brandona do podejmowania jeszcze bardziej ryzykownych, autodestrukcyjnych zachowań. Nie może się od niej całkowicie odwrócić, ale nie ma też zamiaru angażować się w sprawy rodzinne.


Wstyd nie opowiada tylko o seksoholizmie.
Z każdej sceny bije tu wyobcowanie bohatera, połączone z wiecznym niezaspokojeniem. Dzięki temu film zyskuje wydźwięk uniwersalnego komentarza naszych czasów, w których sztucznie kreowane poczucie niedosytu może na trwałe sparaliżować emocje. Dziś minimum oznacza bardzo wiele, ciągle chcemy więcej i nie potrafimy egzystować, gdy tego nie mamy, nie chcemy czuć, gdy nie możemy czuć mocno. Kultura popularna ciągle przekonuje nas, że jedynym słusznym mottem jest „wszystko albo nic”. Idealne ciała, najmądrzejsze poglądy i doskonałe życie – to wzorzec, do którego chcemy dążyć, ale nigdy go nie osiągamy, bo zwyczajnie nie istnieje w rzeczywistości. Brandon Sullivan jest ucieleśnieniem tęgo pędu do zdobywania coraz więcej, coraz szybciej i coraz mocniej. Jest też dowodem na jałowość tych poczynań, których motorem napędowym jest mylne przekonanie o istniejącym gdzieś, abstrakcyjnym uczuciu całkowitego zaspokojenia.


Bohater Wstydu zdaje sobie sprawę ze swojej ułomności. Próbuje nawiązać bliższe relacje ze współpracownicą, ale w momencie, gdy w grę wchodzą uczucia, staje się impotentem i nie wie, jak miałby się zachować. Tytułowy wstyd pcha go w zachowania coraz bardziej irracjonalne, coraz bardziej sprzeczne z dotychczasowymi przyzwyczajeniami. Wyalienowanie pogłębia się z dnia na dzień, a każda porażka przekonuje go o beznadziejności sytuacji, w której się znajduje.



Co ciekawe, film McQueena poraża intymnością. Niczego nie próbuje ukrywać. Pokazuje bohatera nagiego, dosłownie i w przenośni, bezbronnego i wystawionego na pastwę widza, który może analizować go do woli, mając dostęp do najbardziej skrywanych sekretów. Ale nawet przy całej tej otwartości, wielu rzeczy musimy się domyślać. Stosunki Brandona i Sissy nie są przedstawione ze szczegółami, ale bez trudu dopowiadamy sobie, co musiało się między nimi wydarzyć. Zdjęcia Seana Bobbitta dodatkowo wzmacniają poczucie całkowitej jawności. Pozwalają nam zajrzeć tam, gdzie nikt inny nie ma dostępu. Jednocześnie podkreślają fakt, że tylko my mamy dostęp do tych detali, bo dla otoczenia bohater ma wyłącznie udawaną powierzchowność.


Wstyd zawiera wiele bardzo realistycznych scen seksu, choć nie mają one zabarwienia erotycznego. Przypominają sceny z filmów pornograficznych, ale obciążone są bagażem emocjonalnego wyobcowania. W przeciwieństwie do wspomnianego Californication, Wstyd nie próbuje nas przekonać, że seksoholizmu może być zabawny, emocjonujący lub przyjemny. Tak, jak każde inne uzależnienie, jest zachowaniem autodestrukcyjnym, które prowadzi do życia na obrzeżach społeczeństwa. Steve McQueen z niezwykłą przenikliwością analizuje niedowład emocjonalny, współczując swojemu bohaterowi, ale i próbując nas namówić do wyciągnięcia wniosków z jego historii.



Wstyd (Shame)
reżyseria: Steve McQueen
scenariusz: Abi Morgan
zdjęcia: Sean Bobbitt
muzyka: Harry Escott
obsada: Michael Fassbender, Carey Mulligan, James Badge Dale, Alex Manette, Elizabeth Masucci, Nicole Beharie i inni
kraj: Wielka Brytania
rok: 2011
czas trwania: 101 min
premiera: 2 grudnia 2011 r. (świat), 24 lutego 2012 r.
Gutek Film


Maciej Badura - rocznik '85. Kulturoznawca, amerykanista, Ph. D. wannabe. Interesuje się amerykańskim kinem niezależnym, filmem kanadyjskim, queerem i transgresją wszelkiego rodzaju. Kiedyś napisze monografię o Harmonym Korine. Nade wszystkich ceni sobie Todda Solondza. Nałogowo ogląda seriale. Platonicznie zakochany w Sashy Grey, Williamie Faulknerze i telewizyjnych programach o sprzątaniu.

Przeczytaj także:

IWO SULKA - SEKS W WIELKIM MIEŚCIE