O tym, co najbardziej urzeka w muzyce Brytyjczyków, można by dyskutować bardzo długo. Od początku swojego istnienia zespół konsekwentnie podąża obraną przez siebie drogą, nagrywając niemodnie brzmiące piosenki pełne emocji, delikatności i przepięknych melodii, nad którymi króluje niezwykły baryton Stuarta. Zarazem jest w tym coś dostojnego. Myślę, że potwierdzi to każdy, kto choć raz miał okazję słuchać muzyki zespołu na żywo.

Nie inaczej jest na najnowszym dziele Tindersticks. The Something Rain to dziewięć kompozycji utrzymanych w spokojnym, chwilami onirycznym klimacie, znanym już dobrze z wcześniejszych albumów.
Najważniejszy jest tu jednak nadal Stuart, który swoim śpiewem nadaje całości charakteru.

Płytę otwiera prawie dziesięciominutowy Chocolate, w którym zamiast śpiewu słyszymy melodeklamacje (podobny zabieg miał już miejsce na płycie Waiting For The Moon). Reszta utworów to delikatne ballady (m.in. singlowy Medicine), które raz po raz przeplatane są bardziej energicznymi utworami,  jak choćby The Fire of Autumn czy Frozen. Nie brak tu również bardzo chwytliwych piosenek, czego przykładem jest świetnie brzmiący Show Me Everything.



Płyta jest  bardzo spójna, przez co słucha się jej znakomicie. Dużym atutem The Something Rain jest też  staranna produkcja i urozmaicone brzmienie, na które oprócz tradycyjnego instrumentarium składają się partie różnych instrumentów smyczkowych, klawiszowych i dętych, co znacznie wzbogaca muzykę zespołu.

Po przesłuchaniu The Something Rain nie pozostaje nic innego jak tylko czekać na kolejny przyjazd zespołu do Polski. Z pewnością warto byłoby posłuchać tych utworów na żywo, zwłaszcza że już na płycie brzmią znakomicie.


Tindersticks – The Something Rain
Lucky Dog 2012