Postać Mélièsa poznajemy poprzez losy tytułowego Hugona oraz jego niesamowitych przygód w poszukiwaniu rozwiązania tajemnicy automatonu, który kryje w sobie – tak sądzi chłopiec – wiadomość od jego zmarłego ojca. Poszukiwanie brakujących części, kluczyka uruchamiającego mechanizm, uniknięcie aresztowania i odesłania do sierocińca oraz przekonanie do siebie starszego, zgorzkniałego i nieprzystępnego właściciela sklepu z zabawkami – to tylko niektóre przeszkody jakie musi pokonać Hugo. Są one jedynie zaczątkiem, iskrą uruchamiającą nostalgiczną podróż Scorsesego, dzięki której zdołał przypomnieć kolorowy (może jednak należałoby powiedzieć kolorowany) świat filmów Georgesa Mélièsa.


Hugo i jego wynalazek rządzi się prawami filmu przygodowego, baśniowego (z elementami slapsticku w postaci zmagań inspektora kolejowego i jego dobermana z łobuziakami). Stąd też nie warto przykładać do niego prawdopodobieństwa i wymagać kurczowego trzymania się faktów. Mimo wszystko niektóre z przytoczonych nie ulegają wątpliwości Méliès rzeczywiście spędził ostatnie lata życia w zapomnieniu (akcja to początek lat 30.
XX wieku). Po pierwszej wojnie światowej żył z pracy w sklepie umieszczonym na dworcu Montparnasse. Zmiany w działaniu kina jako biznesu a także anachronizm jego podejścia były jednymi z powodów schyłku kariery twórcy Podróży do krainy niemożliwości. Stąd w dziele Scorsesego także sporo smutku i mroczniejszych nastrojów. Przejmująca jest rozpacz Mélièsa i chęć odcięcia się od przeszłości. Nie dlatego, że kryje ona bolesne wspomnienia, lecz właśnie dlatego, że ogrom sukcesu i chwały został tak łatwo i szybko zapomniany. Do tego stopnia, że nawet miłośnik reżysera i historyk kina uśmiercił swojego idola w książce podsumowującej dotychczasowe osiągnięcia X Muzy. Porusza także samotność małego Hugo. Ból po stracie rodziców, niezrozumienie przez otaczających go ludzi oraz życie w ciągłym ukryciu. Wedle praw gatunku wszystko zmierza jednak ku szczęśliwemu zakończeniu. Uprzedzenia muszą zostać przełamane, a samotność i zgorzknienie przezwyciężone.


Scorsese z dobroduszną naiwnością poetyki filmów swojego bohatera tworzy magiczną rzeczywistość zaludnioną przez charakterystyczne postaci (inspektor, kwiaciarka) przy użyciu najnowszych technik. Nie stara się ukryć ich udziału i wkładu. Może będzie to nadużyciem, ale gdyby Méliès tworzył dzisiaj, bez wątpienia również wykorzystywałby wszystkie z dostępnych możliwości medium. Mamy więc dekoracje generowane za pomocą efektów komputerowych, szalone travelligi i kąty widzenia kamery, wreszcie wykorzystanie techniki 3D. Nieatakujące widza łatwymi efektami, przeważnie twórczo wzbogacające stylistyczne i narracyjne rozwiązania filmu (choć nie obchodzi się oczywiście i bez tych najprostszych, jak padający tuż przed naszymi oczami śnieg). I nieważne, że tu i ówdzie dramaturgia Scorsesego traci tempo, akcja zalicza przestoje i nie unika fabularnych skrótów, które nie do końca podlegają logice. Liczy się siła oddziaływania widowiska, siła emocji postaci, a przede wszystkim miłość do kina płynąca z ekranu. Autentyczne, bezwarunkowe uwielbienie dla tej formy artystycznego wyrazu oraz głęboki ukłon dla pierwszego, który uczynił ją magicznym wehikułem dającym możliwości budowania i odwiedzania nieznanych światów.



Hugo i jego wynalazek (Hugo)
reżyseria: Martin Scorsese
scenariusz: John Logan
obsada: Asa Butterfield, Ben Kingsley, Sacha Baron Cohen, Chloë Grace Moretz, Emily Mortimer, Jude Law i inni
kraj: USA
rok: 2011
czas trwania: 127 min
premiera: 23.11.2011 r. (USA), 10.02.2012 r. (Polska)
UIP


Iwo Sulka – filmoznawca, rocznik ’85. Interesuje się kinem amerykańskim i europejskim. Filmowe gusta lekko konserwatywne, acz otwarte na nowe propozycje. Opublikował artykuł na temat Darrena Aronofsky’ego w trzecim tomie Mistrzów kina amerykańskiego, a także recenzje i inne teksty na łamach e-splotu oraz na blogu „Salaam Cinema!”

Przeczytaj także:

KAJA KLIMEK: Magia = obietnica + zwrot + Hugo >>