W 2008 roku Beau Willimon napisał sztukę Farragut North, która aż prosiła się o adaptację filmową. Nie bez przyczyny nadał jej tytuł będący jednocześnie nazwą stacji metra, wokół której skupiają się siedziby waszyngtońskich lobbystów i doradców. To ich sposób pracy i robienia kariery stały się głównymi tematami historii przełożonej na język filmu przez Goerge’a Clooneya. Centralną postacią jest tu Stephen Meyers (Ryan Gosling), młody PR-owiec, który współpracuje z weteranem branży Paulem Zarą (Philip Seymour Hoffman) przy kampanii wyborczej Mike’a Morrisa (George Clooney). Wszyscy doskonale się ze sobą dogadują, sondaże wyglądają obiecująco, a nieposzlakowana opinia Gubernatora Pensylwanii pozwala im spać spokojnie. Oczywiście to tylko pozory, ponieważ ani na chwilę nie mogą stracić czujności, która później procentować będzie w postaci głosów wyborców.

W pewnym momencie okazuje się jednak, że nie wszystko idzie tak gładko, jak chcieliby tego Zara i Meyers. Ten pierwszy nie może zdobyć poparcia senatora Thompsona, a drugi daje się wplątać w gierki Toma Duffy’ego (Paul Giamatti), pracującego dla kontrkandydata w prawyborach, i zdobywa informacje, które mogłyby stać się pożywką dla czarnego PR-u konkurencji. Fabuła ma tu jednak miejsce drugorzędne, ponieważ film rozwija się stosunkowo wolno, dając widzowi możliwość lepszego poznania osobowości bohaterów i specyfiki ich pracy.
Interakcje, niuanse dialogów i dopracowany język ciała tworzą portrety ludzi zapatrzonych w swoją karierę, którzy na czas kampanii zbijają się w ciasną grupkę, połączoną z resztą społeczeństwa jedynie przedwyborczymi sondażami.

Najważniejszą postacią jest Meyers, który przechodzi znaną od wieków przemianę od idealisty do cynicznego karierowicza. Jednak nie dzieje się to schematycznie. Nie ma tu złego do szpiku kości mentora, który pochłania niewinną duszę. Nie ma też wielkich dylematów moralnych, które przerastając bohatera, sprowadzają go na złą drogę. Jest natomiast okazja, która, jak wiadomo, czyni złodzieja. Dzięki brakowi klisz i bardzo przekonującej kreacji Goslinga Idy marcowe wypadają bardzo wiarygodnie w lustrowaniu ludzkiej natury.

Pomijając świetne aktorstwo, udane zdjęcia i reżyserskie umiejętności Clooneya, Idy marcowe są filmem interesującym samym w sobie. Liczba nawiązań i cytatów jest tu imponująca i zachęca widza do zgłębienia historii prawyborów w USA, co najmniej tych z 2004, przy których Willimon pracował. Warto jest też odświeżyć sobie wiedzę na temat systemu wyborczego w Stanach i dumnie udać się do kina, by odkryć jak bardzo film Clooneya osadzony jest w kontekście politycznym.

Bogactwo postaci drugoplanowych, granych przez znakomitych aktorów, ostatecznie wypełnia cały film. Nie znajdziemy w nim nudnych fragmentów, w których nic się nie dzieje. Cały czas ktoś toczy świetnie napisany dialog z doskonale skonstruowaną postacią. Nie dziwi więc nominacja do Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany, zasmuca natomiast brak nominacji dla Goslinga, Hoffmana i za najlepszy film roku. Możemy jednak zachować optymizm, ponieważ George Clooney co rusz udowadnia, że do każdego projektu filmowego (jako reżyser lub aktor) podchodzi w sposób bardzo przemyślany i jeszcze nie raz pokaże nam swoją klasę.

Idy marcowe
są jednym z najlepszych dramatów politycznych, jakie widziałem. Zdecydowanie znajdują się w tej samej lidze co Frost/Nixon i Wszyscy ludzie prezydenta. Jest to film nie tylko bogaty w szczegóły, zachęcający do wysiłku intelektualnego, ale także bardzo widowiskowy i pełen napięcia. Ostatnie ujęcie jest absolutnym majstersztykiem i doskonałą pointą całości. Stephen Meyers na długo pozostanie w głowach widzów i niewykluczone, że często będą go oni porównywali z podobnymi postaciami w innych filmach, a samo to już świadczy o wartości Id marcowych.





Idy marcowe (The Ides of March)
reżyseria: George Clooney
scenariusz: Grant Heslov, Beau Willimon
grają: Ryan Gosling, George Clooney, Marisa Tomei, Evan Rachel Wood, Philip Seymour Hoffman, Paul Giamatti
kraj: USA
rok: 2011
czas trwania: 101 min
premiera: 31 sierpnia 2011(Świat), 3 lutego 2012 (Polska)
Kino Świat


Maciej Badura - rocznik '85. Kulturoznawca, amerykanista, Ph. D. wannabe. Interesuje się amerykańskim kinem niezależnym, filmem kanadyjskim, queerem i transgresją wszelkiego rodzaju. Kiedyś napisze monografię o Harmonym Korine. Nade wszystkich ceni sobie Todda Solondza. Nałogowo ogląda seriale. Platonicznie zakochany w Sashy Grey, Williamie Faulknerze i telewizyjnych programach o sprzątaniu.