Komiks autorstwa Macieja i Adama Kmiołków wspomaganych przez Darię Wiedermańską-Spalę napisany jest zgodnie z regułami superbohaterskiej konwencji. Mamy zatem pozytywnego bohatera, Aleksa Poniatowskiego, któremu przydarzył się wypadek i tylko eksperymentalna kuracja mogła uratować mu życie. Jest wątek straconego rodzica (zaginiony ojciec), nastoletniego side-kicka (komputerowy geniusz Hudini), nie braknie wreszcie arcyłotra z armią pomagierów, w dodatku stojącego na czele potężnej korporacji. Pomimo tych wszystkich boleśnie wytartych klisz, rzecz opowiedziana jest całkiem poprawnie, w dynamicznym tempie.
Nie jestem tylko przekonany, czy sposób, w jaki fabuła została poszatkowana i podzielona na trzy epizody (które składają się na premierową historię zatytułowaną Pierwszy lot), jest odpowiedni. Kmiołek, prowadząc dwie równoległe narracje (jedną jest origin Orła, a drugą – jego współczesne przygody), ciągnie kilka wątków, mnoży tajemnice, słowem – łapie kilka srok za ogon. Wolałbym, żeby postawił na jeden z nich i na nim się skupił. Zresztą rozwiązania zagadek z przeszłości, które mają pojawić się w kolejnych zeszytach, można się domyślić albo zostały one wyjaśnione na ostatniej stronie okładki, która… zdradza przyszłe (czy raczej przeszłe) wydarzenia.
Adam Kmiołek to zaginiony brat Jima Lee i Roba Liefelda, który po wielu latach odnalazł się gdzieś w Polsce, na początku drugiej dekady XXI wieku. Graficznie rzecz biorąc, Biały Orzeł to rzecz wyjęta żywcem z początku lat dziewięćdziesiątych, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wśród tych wszystkich kwadratowych szczęk, niepotrzebnych kieszeni (sprawdźcie kombinezony sługusów Wiktora) i niemożliwie anatomicznie zgrabnych kobiet zabrakło mi umiłowania szczegółów. Kmiołek, w przeciwieństwie choćby do Jima Lee z jego najlepszego okresu (przełom X-Men i Wild C.A.T.S.), idzie bardziej w uproszczenie. Nieźle radzi sobie z opowiadaniem obrazem, choć mógłby nieco bardziej urozmaicić wybór kadrów, pograć perspektywą, zrobić coś nieoczywistego. Mógłby również popracować nad tłami.
Rysownikowi Białego Orła nie można odmówić niezłego warsztatu w kategorii amerykańskiego mainstreamu. Potrafi rysować stopy, a to już coś – taki Liefeld po wielu latach pracy w branży wciąż ma z nimi problemy. Wciąż jednak wiele pracy przed nim, jeśli chce doszlusować do poziomu prezentowanego przez średniej klasy wyrobników zza Oceanu. Inna sprawa, że dziś już nie robi się komiksów tak, jak narysowany jest Biały Orzeł. I nie bez przyczyny. Życzliwie polecam Kmiołkowi podpatrzenie, jak z materią komiksową radzi sobie na przykład John Cassaday, choćby w dostępnym na polskim rynku Astonishing X-Men.
Zwykle w przypadku serii zeszytowych trudno jest oceniać historię po pierwszym odcinku, który często stanowi jedynie mniej lub bardziej zamknięty fragment większej całości. Ale żeby sięgnąć po kolejne numery, ten pierwszy musi mieć w sobie coś, co sprawi, że sięgnę po następne. Coś, dzięki czemu z pewną dozą niecierpliwości będę oczekiwał na premierę kolejnego zeszytu. W Białym Orle nic takiego nie znalazłem. W naszych specyficznych rynkowych warunkach to jednak żaden zarzut – tak samo było w przypadku innych serii zeszytowych, takich jak Konstrukt, Henryk Kaydan czy stylistycznie całkiem nieodległy Kamień przeznaczenia. Wspólne dzieło tercetu Maciej Kmiołek, Adam Kmiołek, Daria Widermańska-Spala wykonane jest zgodnie z prawidłami gatunku i jeśli tylko będzie wydawane regularnie, to z pewnością znajdzie sobie grono stałych czytelników, spragnionych superhero.
Biały Orzeł #01
Maciej Kmiołek, Adam Kmiołek, Daria Widermańska-Spala
Wizuale
01/2012