Kto nosi nasze spojrzenie? Trójka studentów. To ona na własną rękę postanawia rozwikłać zagadkę grasującego po okolicy kłusownika. Idąc po śladach martwych niedźwiedzi, rozbitych obozowisk i furgonów telewizyjnych, rejestrują wszystko, co wpadnie im w obiektyw. Nie domyślają się, że odciski wielkich stóp, zarejestrowane w miejscach napaści na pobożnych turystów, doprowadzą ich do przyczepy kampingowej ostatniego łowcy trolli.
Nie tylko arsenał łowcy, złożony z krwi wierzących i kwarcówek, należy do najbardziej pomysłowych w gatunku, ale i stwory, niczym z Parku Jurajskiego, zestawione z ich wyobrażeniami z dziecięcych wierszyków, są pomysłowe i komiczne zarazem. W roli Hansa obsadzono słynnego w Norwegii komika, który wygrywa konsekwencją – grobową miną w niepoważnej sytuacji. Ciekawie wyszło też przełożenie konspiracyjnej siatki „łowców” UFO na grunt skandynawski. I tamtejszy rząd ma swoją „Strefę 51”, a linie wysokiego napięcia okazują się służyć do trzymania największych okazów w zagrodzie. Agenci i oficjele wydają się żywcem wyjęci spomiędzy Miasteczka Twin Peaks i Archiwum X. Jest wśród nich polski eksporter martwych misiów, który usiłuje wmówić ekipie telewizyjnej, że w zwyczajach niedźwiedzi jest czasem chodzić na krzyż. Gwiazdami pozostają jednak trolle. Wygenerowane komputerowo, zwaliste skupiska pikseli, są również dość głupie. Same przyczyniły się do zagłady gatunku. Stąd i stworzenia i łowca należą już do ostatnich.
Łowca trolli Øvredala nie jest ani horrorem, ani filmem przyrodniczym. To „paranormal mockumentary”, który na każdym kroku potwierdza swój autentyzm środkami technicznymi i podważa go poprzez absurdalną treść. Temu zamierzeniu nie brak konsekwencji. W jednej ze scen obiektyw zostaje rozbity. Akcja nie pozwala na natychmiastową naprawę usterki, więc pomimo niedogodności i my obserwujemy krainę trolli głównie dzięki prześwitom pomiędzy pęknięciami. W zastosowanej metodzie najważniejsze jest oczywiście słowo „mock” – kpić, wyszydzać – wskazujące, któremu z aspektów przedstawienia należy poświęcić najwięcej uwagi. Johanna, biegając z mikrofonem, najczęściej łapie wiatr. Macha drążkiem jak kosą nad głowami bohaterów. Pozostali dwaj studenci nawet w śmiertelnie groźnej sytuacji przerzucają się dowcipami. Po wykpieniu warsztatu filmowca, przychodzi kolej na naukowość. Łowca trolli w inteligentny sposób cytuje legendy i bajki, traktując je jak historyczne dokumenty. Trolle grasują więc głównie w nocy, a ostre światło zmienia je w kamień. Dodatkowe głowy to narośla – kontynuuje wykład Hans – mające odstraszać przeciwników i wabić samice. Tradycyjne opowieści zastąpione zostają nowymi mitami, próbującymi rozwikłać tajemnice na poziomie molekularnym. Weterynarz, do którego przyjeżdża łowca z ekipą, ogląda próbkę krwi pod mikroskopem. Później tłumaczy, że nagła i często makabryczna śmierć stworzeń jest rezultatem niezdolności organizmu do przetwarzania witaminy D w wapń. No, ale o tym wie przecież każde, grzeczne kładące się spać, dziecko.
Kino norweskie pojawia się i znika na mapie światowego Kina. Elling czy Historie kuchenne to jedyne w swoim rodzaju płatki śniegu, które od czasu do czasu oprószą filmowe festiwale. Produkcje pokroju Łowcy trolli zaskarbiają sobie więc głównie sympatię festiwalowiczów (film pokazywano na Nowych Horyzontach w 2011 roku). Teraz może dołączą do nich widzowie „głównego” obiegu. Zrealizowany z humorem i pomysłem Łowca trolli ma jeszcze jeden atut. To piękna pocztówka z mroźnego kraju. Zdjęcia w plenerze ukazują połacie śniegu, górski krajobraz i czyste jeziora. Mityczne trolle są częścią tej krainy. To one, w większości, skamieniały w ten pejzaż.
Łowca trolli (Trolljegeren)
scenariusz i reżyseria: André Øvredal
obsada: Otto Jespersen, Glenn Erland Tosterud, Johanna Mørck, Tomas Larsen, Urmila Berg-Domaas
kraj: Norwegia
rok: 2010
czas trwania: 103 min
premiera w Polsce: 23 grudnia 2011 r.
2M Films
Maciej Stasiowski - rocznik '85 (dobry rocznik), filmoznawca i audiofil. Laureat konkursu na najlepszy tekst krytyczny Kamera Akcja 2011, wyróżniony w konkursie im. Krzysztofa Mętraka 2010. Rówieśnik wielu wspaniałych longplayów, m.in. "Misplaced Childhood" Marillion i "Hounds of Love" Kate Bush. Nieco spóźniony na pokolenie X i zbyt laicki na pokolenie JP2. Lubi amerykańską prozę spod znaku Kurta Vonneguta i Josepha Hellera.