Podstarzały pucybut Marcel Marx (André Wilms) żyje sobie spokojnie z żoną Arletty (Kati Outinen), która jest wobec niego niezwykle wyrozumiała. Ich codzienną rutynę przerywają dwa zdarzenia: ciężka choroba małżonki i odkrycie młodocianego nielegalnego imigranta Idrissa (Blondin Miguel) ukrywającego się w ich szopie. Pomimo trudnej sytuacji finansowej i nieobecności Arletty, Marcel decyduje się pomóc uciekinierowi, nie zważając na grożące mu za to sankcje (chłopak jest poszukiwany przez policję, która za punkt honoru postawiła sobie odesłanie go do Afryki). Od tego momentu film zmienia się w lukrową opowieść o tym, że wszyscy (nawet gderliwi okoliczni sklepikarze i mizantropijny komendant) posiadają w sobie pokłady nieograniczonego dobra i współczucia, którym są w stanie burzyć mury społecznej niesprawiedliwości.



Od kilku już lat temat etniczności, migracji i pozostałości systemu kolonialnego często przedstawia się w kontekście Francji. Co rusz powstają filmy o mniejszościach narodowych zamieszkujących tę część Europy. Człowiek z Hawru jest jednak pierwszym tak bezpodstawnie optymistycznym obrazem tego, jakby nie było, ogromnego problemu społecznego i politycznego. Kaurismäki proponuje rozwiązanie tyleż idealistyczne, co krótkowzroczne i zwyczajnie niemożliwe.
Cała historia zmierza do punktu, w którym Idrissa ma zostać przemycony do Londynu, gdzie od dłuższego czasu nielegalnie przebywa jego matka. Nikt nie pyta tu o sens tego przedsięwzięcia, które mimo że moralnie ambiwalentne, pozostaje procederem wysoce nagannym z punktu widzenia społeczeństwa. Postępowanie Marcela i jego pomocników motywowane jest najgorszym rodzajem dobrych intencji, tych, którymi piekło jest wybrukowane.

Nikt się tu nie zastanawia, co dalej stanie się z chłopcem. Nikt nie myśli o globalnych konsekwencjach tego postępowania. Wszyscy natomiast czują altruistyczną ulgę, która niby to rozgrzesza ich z drobnych przewinień, pokazując, że są ludźmi pełną gębą. Oczywiście trudno jest zachować postawę sceptyczną, gdy widzi się wielkie oczy skrzywdzonego dziecka. Do pewnego stopnia możemy zrozumieć motywację bohaterów, którzy dodatkowo kontrastowani są z bezdusznym sąsiadem donosicielem, wzywającym policję, gdy tylko zobaczy poszukiwanego chłopca. Kaurismäki doskonale wie, jak wmanipulować nas we współczucie i poparcie dla Marcela. Pytanie tylko, po co miałby to robić? Być może tylko po to, by poprawić nam nastrój, co w założeniu jest celem bardzo szlachetnym, ale nie w wtedy, gdy ten nieuzasadniony optymizm zastępuje poważną refleksję nad realnym problemem.



Trzeba jednak przyznać, że Człowiek z Hawru jest porządnie zrealizowaną, całkiem zabawną komedią. Nieco przerysowane postacie zagrane, jak to u fińskiego reżysera, z lekkim zblazowaniem i bez przesadnych emocji, są urocze i zapadają w pamięć. Nieznoszący ludzi komisarz, barmanka, która niejedno w życiu przeszła, dobrotliwa właścicielka piekarni i Arletty, która do samego końca ukrywa przed mężem, że zostało jej zaledwie kilka dni życia – to grupa, którą naprawdę trudno jest potępiać i nie czuć do nich choćby odrobiny sympatii. Kaurismäki mógłby stworzyć z ich pomocą dobry, lekki film, gdyby nie porwał się na drażliwy i trudny do trywializowania temat.

Niedawno na naszych ekranach gościł film Kobiety z 6. piętra Philippe`a La Guaya, który w nieco inny sposób opowiadał o niedolach imigrantów. Mimo że również był utrzymany w komediowym tonie, to zadbał o chwilę refleksji nad losem ludzi zmuszonych do opuszczenia własnego kraju. Tego elementu zabrakło w Człowieku z Hawru i dlatego ciężko jest przyjąć bezkrytycznie jego optymistyczny wydźwięk.



Człowiek z Hawru (Le Havre)
scenariusz i reżyseria: Aki Kaurismäki
zdjęcia: Timo Salminen
obsada: Andre Wilms, Kati Outinen, Jean-Pierre Darroussin, Blondin Miguel, Elina Salo i inni     
kraje: Finlandia, Francja, Niemcy
rok: 2011
czas trwania: 93 min
premiera: 17 maja 2011 r. (świat), 6 stycznia 2012 r. (Polska)
Gutek Film



Maciej Badura - rocznik '85. Kulturoznawca, amerykanista, Ph. D. wannabe. Interesuje się amerykańskim kinem niezależnym, filmem kanadyjskim, queerem i transgresją wszelkiego rodzaju. Kiedyś napisze monografię o Harmonym Korine. Nade wszystkich ceni sobie Todda Solondza. Nałogowo ogląda seriale. Platonicznie zakochany w Sashy Grey, Williamie Faulknerze i telewizyjnych programach o sprzątaniu.


Film do zobaczenia w Kinie Pod Baranami