W notce wstępnej piątego numeru „Herito” pojawia się zdanie o miastach, gdzie wyobraźnią trzeba się posłużyć jak jeszcze jednym zmysłem, bo te, którymi dysponujemy, tam nie wystarczają. Zapowiedź ta przypomniała mi książkę Italo Calvino, w której gawędziarz Marco Polo opowiada Kubilaj-chanowi o podróżach po imperium mongolskim. Wyobraźnia podróżnika tworzy obrazy fantastycznych miast, w których każdy szczegół odsyła do jakiejś niewidzialnej, symbolicznej sfery. Oglądając piękne zdjęcia zamieszczone w czasopiśmie, spodziewałam się właśnie takiego symboliczno-auratycznego podejścia. Po przeczytaniu tekstów okazało się jednak, że są miasta tak problematyczne, że do ich zrozumienia sama wyobraźnia nie wystarczy – potrzebna jest jeszcze znajomość historii, podłoża konfliktów etnicznych czy światopoglądu kształtującego mentalność mieszkańców.
Na przykład Triest. Piękne włoskie miasto portowe. Dziś włoskie, a przecież przez długi czas pozostające pod panowaniem Habsburgów, kiedy w Trieście mieszkali zarówno Włosi, jak i Słoweńcy. Jedni i drudzy uważali miasto za swoje, co zrodziło wzajemną wrogość i nietolerancję. Konflikt ten zakończył się ostatecznie przyłączeniem portu do Włoch. Dla Słoweńców Triest, jak twierdzi autor portretu tego miasta, Peter Krečič, stał się tematem niewygodnym, wypartym: Kiedy dzisiaj my, Słoweńcy (…), myślimy o Trieście, przed naszymi oczyma odruchowo przesuwa się długie, trudne stulecie pełne poniżeń, ucisku, niesprawiedliwości, kolejnych prób wyniszczenia… (…) wolimy się nad tym nie zastanawiać. Właśnie dlatego, postuluje autor, trzeba „przemyśleć Triest”, uwalniając się od osobistych uprzedzeń i próbując w historii, architekturze, sztuce miasta dostrzec nie rywalizację, a koegzystencję dwóch (i więcej) narodowości.
Historycznie uwarunkowany jest również dzisiejszy charakter miejskości słowackiej, serbskiej czy ukraińskiej. Niewidzialną podszewkę miast słowackich kształtują procesy, które doprowadziły do eliminacji niewygodnych „innych”; miast serbskich – narodowa ideologia wiejskiej sielskości, pośrednio prowadząca do bratobójczego przelewu krwi; a ukraińskich – sowiecka doktryna pracy. Z polskich miast sportretowany został Szczecin (ten nieoczywisty wybór zasługuje na szczególną pochwałę!), który według Artura D. Liskowackiego wymaga przemyślenia nie tylko przez szczecinian, ale w ogóle przez Polaków (iluż jest przekonanych, że Szczecin leży nad morzem!). Przypadek Szczecina dobrze pokazuje, że nie wystarczy przepracować historię miasta, ale trzeba to jeszcze zrobić dobrze, zachowując odpowiednią równowagę.
Skupieni na przeszłości diagności opisywanych miast próbują również wyjść w przyszłość, zaproponować konkretne rozwiązania. Jednym z najbardziej problematycznych miast jest Mostar w Bośni i Hercegowinie, od czasu wojny w latach 90. podzielony na dwie części: bośniacką i chorwacką. Granica jest niewidzialna, przebiega wzdłuż głównej arterii, jednak mieszkańcy jednej części nie odwiedzają części drugiej, przez co nie znają całego miasta, ale jedynie „swoją” stronę. Obalenie takiej granicy jest dużo trudniejsze niż zburzenie muru berlińskiego, można ją jedynie nieco naruszać, stopniowo przesuwać poprzez różne drobne działania. Organizacja Abrašević chce pokazać skłóconym mieszkańcom, jak żyją ich sąsiedzi – przez zamontowanie po obydwu stronach ekranów transmitujących obrazy z tej „obcej” części miasta. Bośniaccy mieszkańcy Mostaru będą mogli zobaczyć tych chorwackich, i odwrotnie. Jak zapewnia Husein Oručević, autor artykułu „Miasto i mosty”, a zarazem współorganizator akcji, takie ekrany mogą się stać rodzajem mostu, a most okazuje się najlepszym remedium na „urbicide” (miastobójstwo).
Zmianę może przynieść przede wszystkim inwestowanie w kulturę, co dobrze pokazuje konkurs na Europejską Stolicę Kultury, którego laureatem na rok 2016 został Wrocław. W wywiadzie „Laboratorium zmiany” Jacek Purchla przytacza konkretne przykłady – nie tylko polskich – miast, w których kultura przyniosła „modernizacyjną rewolucję”. Istotną rolę w tych procesach odegrał Kraków jako organizator pierwszego w historii Europejskiego Miesiąca Kultury w 1992 roku. Miasto skorzystało na tym bardzo wiele, ale w świetle ostatnich decyzji o likwidacji krakowskich festiwali jakże gorzko brzmią słowa profesora o tym, że Kraków jest naturalną scenografią dla przemysłu festiwalowego.
W kontekście historii jako punktu wyjścia do przemyślenia miasta i kultury jako „katalizatora zmiany” znaczenia nabierają rekomendowane w numerze wystawy, inicjatywy kulturalne i publikacje z całej Europy Środkowo-Wschodniej. Niezwykle interesująco omówione zostały bratysławska ekspozycja Nowa Słowacja – (ciężkie) wkroczenie w nowoczesność (1918–1949) oraz wystawa na stulecie krakowskiego Muzeum Etnograficznego Przejścia i powroty. Obie skupiają się na dawnym życiu codziennym, zachęcając współczesnego odbiorcę do tego, by przejrzał się w przeszłości i w niej zobaczył siebie.
Nie malownicze obrazy Marco Polo, nie benjaminowska aura miejskich pasaży, ale mroczna, poraniona podświadomość miasta dominuje w opowieściach autorów „Herito”. Można zadać pytanie o atrakcyjność takiego ujęcia tematu dla szerszego odbiorcy. Nie każdego wszak interesuje szczegółowa historia Triestu czy serbskiego nacjonalizmu, nie każdy chce się zagłębiać w nieprzyjemne zakamarki miejskiej przeszłości, skoro w centrum aż się roi od turystycznych atrakcji i nowoczesnych rozwiązań urbanistycznych. Ale to, co atrakcyjne, bywa powierzchowne. Oddając głos znawcom, często wybitnym, jak słowacki historyk Lubomír Lipták czy serbski architekt i urbanista Bogdan Bogdanović, twórcy krakowskiego kwartalnika słusznie postawili na dogłębne przemyślenie miasta, które może przynieść twórcze i skuteczne rozwiązania. Takiej refleksji szczególnie potrzebują poranione przez historię miasta Europy Środkowo-Wschodniej, ale nie tylko – każde miasto ma swoje węzły gordyjskie, do których rozsupłania nie wystarczy wyobraźnia.
HERITO - ZAPOWIEDŹ NUMERU
HERITO - STRONA PISMA
MIĘDZYNARODOWE CENTRUM KULTURY W KRAKOWIE