Marina, Sofia i Violeta snują się po wielkim domu. Jest środek lata, więc łyk lodowatej wody doskonale uzupełnia skąpy strój. Właściwie nie robią nic poza oglądaniem telewizji i wylegiwaniem się na słońcu. Długie ujęcia wkomponowują nas w ten stan bezruchu i nudy, która wypełnia codzienność bohaterek. Stopniowo narasta jednak konflikt, który objawia się burzliwymi wymianami argumentów i nagłym wyjazdem jednej z sióstr. Co się właściwie dzieje w rezydencji, którą babcia zapisała wnuczkom w testamencie? Dlaczego prawie wszystkiego musimy się domyślać? Trudno odpowiedzieć jednoznacznie, ponieważ fabuła Powrotu do domu rodzi głównie pytania i pozostawia widza w stanie twórczego domysłu.

Mumenthaler nie chce żebyśmy zbyt dużo wiedzieli o bohaterkach. Ich motywacja w znacznym stopniu pozostaje niejasna, ale obraz, który budujemy na podstawie strzępów rozmów i impulsywnych zachowań, pozwala nam zajrzeć w przeszłość, od której siostry ewidentnie uciekają. Co tak naprawdę oddaliło je od siebie? Śmierć rodziców czy surowe metody wychowawcze babci? Reżyserka celowo stawia nas w sytuacji, w której nie mając praktycznie żadnych informacji, musimy spróbować zrozumieć Marinę, Sofię i Violetę.

Najciekawszą postacią wydaje się Sofia (Martina Juncadella), która prawdopodobnie skrywa najwięcej tajemnic.
To ona usilnie próbuje uciekać od swoich korzeni i rozpocząć życie od nowa. W tajemnicy przed Violetą pozbywa się wszystkich rzeczy należących do ich zmarłych rodziców i pod wpływem impulsu opróżnia salon z mebli. Ścina drzewo, pod którym były pochowane prochy babci, bo nie chce wspomnień i świadectw traumy (jakiej? tego nie wiemy) wokół siebie. Bezlitośnie odcina się od siostry i wszystkiego co związane z rodziną. To jej najczęściej nie ma w domu, a kiedy już wraca, zamyka się w swoim pokoju. Jej wykorzenienie jest świadectwem buntu, który nie wiemy przeciwko czemu jest skierowany.

Narratorem całej historii jest dom. Nie widzimy co dzieje się poza nim, ale wewnątrz możemy zajrzeć w najbardziej intymne miejsca. Wiemy, kiedy lokator Francisco uprawia seks i kiedy Marina podkrada siostrom ubrania. Jesteśmy świadkami sytuacji do bólu zwyczajnych, w których młode kobiety oglądają telewizję, jedzą makaron albo nie odbierają telefonu, ponieważ nie chce im się wstać z kanapy. Poznajemy ich codzienność, nie znając przyczyny marazmu tej jałowej egzystencji.


Całości dopełniają zdjęcia Martína Fríasa. Kamera prześlizguje się po zamkniętych przestrzeniach, zastygając wielokrotnie i serwując nam długie, jeszcze bardziej wyciszające ujęcie jakiegoś elementu wystroju. Reżyserka wielokrotnie wstawia sceny, w których nieruchomi bohaterowie leżą nago, czytają książkę lub patrzą w telewizor. Nie ma tu jednak mowy o dłużyznach. Każdy tego typu zabieg jest wykalkulowany na wciągnięcie nas jeszcze głębiej w świat tajemniczych postaci.

Małe filmy takie, jakim jest Powrót do domu często stawiają na tworzenie klimatu, poświęcając jednocześnie fabularną przejrzystość. Dokładnie ten zabieg stosuje Mumenthaler, dając nam do zrozumienia jak wiele ukrytych przekazów skrywa się pod postacią czynności wykonywanych niby machinalnie. Niedopowiedzeniami buduje aurę gry psychologicznej, za pomocą której namawia nas do uważnego i analitycznego wpatrzenia się w świat jej filmu oraz wyniesienia tej umiejętności poza salę kinową.



Powrót do domu (Abrir Puertas y Ventanas)
scenariusz i reżyseria: Milagros Mumenthaler    
zdjęcia: Martín Frías
muzyka: Fran Gayo
obsada: Maria Canale, Martina Juncadella, Ailin Salas, Julian Tello
kraje: Argentyna, Szwajcaria
rok: 2011
czas trwania: 98 min
premiera w Polsce: 6 stycznia 2012 r.
AP Mañana

Maciej Badura - rocznik '85. Kulturoznawca, amerykanista, Ph. D. wannabe. Interesuje się amerykańskim kinem niezależnym, filmem kanadyjskim, queerem i transgresją wszelkiego rodzaju. Kiedyś napisze monografię o Harmonym Korine. Nade wszystkich ceni sobie Todda Solondza. Nałogowo ogląda seriale. Platonicznie zakochany w Sashy Grey, Williamie Faulknerze i telewizyjnych programach o sprzątaniu.

Film do zobaczenia w Kinie Pod Baranami