Gdy w zachodnich produkcjach telewizyjnych coraz częściej pojawiają się gwiazdy kinowe: Laura Dern (Enlightened), Dustin Hoffman i Nick Nolte (Luck), Glenn Close (Damages), Maggie Smith (Downton Abbey), u nas co zdolniejsi aktorzy uciekają z seriali niczym szczury z tonącego okrętu. W ciągu roku z najbardziej popularnych seriali odeszli między innymi Olaf Lubaszenko, Małgorzata Kożuchowska i Dorota Naruszewicz. Teraz przyszła pora na Piotra Cyrwusa. W sieci pojawiają się plotki, że do uciekinierów zamierzają dołączyć Tamara Arciuch oraz znany jako Doktor Ideał bądź Rowerzysta w Koloratce – Artur Żmijewski. Co takiego zatem dzieje się z polskimi serialami, że aktorzy masowo rezygnują z udziału w ich tworzeniu? Nie mogą chyba narzekać na niskie zarobki, gdyż z internetowych przecieków wynika, iż Piotr Cyrwus zrezygnował z 11 tysięcy za dzień zdjęciowy, byle nie być już dłużej kojarzonym z Ryszardem Lubiczem, uroczym pierdołą z fiksacją na punkcie mycia rąk.

Jedną z moich teorii tłumaczących niski poziom popularnych polskich seriali jest teoria  spiskowa, według której scenarzyści nie mieli styczności ze światem zewnętrznym od późnych lat osiemdziesiątych. To by wyjaśniało, dlaczego poziom i treść wszelkiej maści M jak miłości, Klanów, Barw szczęścia itp. do  złudzenia przypomina produkcje Aarona Spellinga.
Bohaterowie są piękni, ich fryzury zawsze idealne, a życie kręci się głównie wokół zmian partnerów, zdrad, intryg i ponownych zmian partnerów. Dialogi są sztywne, pozbawione współczesnego wydźwięku. Język, jakim rozmawiają nastolatkowie ze swoimi rodzicami, nie ma nic wspólnego z prawdziwym językiem młodzieży. A problemy, o jakich rozmawiają, nie są nawet w jednej setnej procenta zbliżone do prawdziwych problemów. W dobie rosnącego bezrobocia, kryzysu, ruchu Oburzonych i innych zmian w społeczeństwie, telewizja co wieczór proponuje nam utopijną bajkę w pięknych kolorach. Zasada jest prosta: nie masz pracy – zaraz ją zdobędziesz dzięki ukrytym talentom, dobremu wujkowi lub niezwykłemu zbiegowi okoliczności. Brak ci miłości? Wpadniesz na nią/niego w najmniej spodziewanym momencie i zawsze będzie to jak wybuch fajerwerków. Będzie jak w bajce, aż do następnych fajerwerków, które muszą się pojawić, bo tego wymaga schemat.

Dlaczego, gdy amerykańska telewizja pokazuje swoim widzom odrażającego i jednocześnie pociągającego doktora House`a z jego uzależnieniem, mało atrakcyjną siostrę Jackie i jej problem z tabletkami, my dostajemy nudnych i wypacykowanych harcerzy z Leśnej Góry? Zamiast skorumpowanych i moralnie ambiwalentnych policjantów, mamy obrońców wiary w coraz nudniejszej Plebani. A gdy na świecie popularność zdobywały inteligentne i frapujące lesbijki ze Słowa na L, u nas hitem okazali się niedojrzali bohaterowie Pierwszej Miłości.

W tym momencie w mojej głowie rodzi się kolejne pytanie: czy moja teoria spiskowa jest prawdziwa? A może polskim scenarzystom brak wyobraźni i talentu? Albo są leniwi i uważają widzów za mało rozgarnięte istoty śliniące się przed telewizorem?

Kolejnym krokiem ku upadkowi seriali produkowanych przez polskie stacje był wysyp pseudoaktorów, którzy z większym zaangażowaniem tańczyli, śpiewali, jeździli, haftowali, wyrabiali garnki i inne bzdury, o ile były one na lodzie, z gwiazdami i gwarantowały milionową publiczność. Dość dziwne wydaje się zatrudnianie sympatycznych, aczkolwiek całkowicie pozbawionych talentu aktorskiego, ludzi, gdy co roku szkoły teatralne kończy kolejna fala uzdolnionych absolwentów. Może tu kryje się odpowiedź na moje wcześniejsze pytania: scenariusze nie mogą być zbyt dojrzałe, skomplikowane i przepełnione szczerymi emocjami, bo to byłoby zbyt wiele jak na zdolności aktorskie celebrytów udających aktorów?

Trudno mi uwierzyć, aby stacjom telewizyjnym bardziej opłacało się wydawanie 11 tysięcy za dzień zdjęciowy jednego z wielu aktorów w miernej produkcji lub kupowanie praw autorskich do brazylijskich telenowel, niż stworzenie jednego, porządnego serialu na poziomie. A przecież takie cuda zdarzały się już wcześniej. Powstał mroczny i niepokojący Glina z  Jerzym Radziwiłowiczem w roli głównej. Był też intrygujący Oficer z Borysem Szycem. Wielkim hitem okazała się ciepła i ujmująca Rodzina zastępcza. Do produkcji z dowcipnymi dialogami, przewrotnym humorem i zdolnymi aktorami należała Licencja na wychowanie.  Milionową oglądalność zdobywają kolejne odcinki Rancza, urokliwej i ironicznej opowieści o życiu Amerykanki na zapomnianym Podlasiu.

Czy takich „wypadków” przy pracy, gdy widz, siadając przed ekranem, nie czuje się obrażany treścią z niego wypływającą, nie mogłoby być w polskiej telewizji więcej? Tak sobie marzę, po raz kolejny wyłączając telewizor i wzdychając z rozczarowaniem.


Paulina Roszkowska
- znakomity rocznik '84, który swój niezwykły smak i klasę zawdzięcza częstemu leżakowaniu. Filmoznawca, poszukiwacz nowych serialowych smaków, zawodowy spacz. Żyje zgodnie z zasadą, że wszystkie koty nasze są. Za swój największy sukces uważa fakt, że jeszcze kompletnie nie zwariowała, mimo iż wielokrotnie miała ku temu okazję.