Wycieczka, w której uczestniczą widzowie spektaklu Supernova. Rekonstrukcja, choć w jednym budynku, odbywa się na kilku poziomach. Najpierw każdy zostaje zaopatrzony w mapę teatru, na której zaznaczone są miejsca poszczególnych performansów, składających się na pierwszą część spektaklu. Wybór drogi zależy od samego widza. W oznaczonych miejscach czekają na niego aktorzy Łaźni, którzy na czas przedstawienia stają się przewodnikami po interaktywnym muzeum. Poziom kolejny stanowi to, co można by nazwać współczesną mitologią, przedstawioną przy pomocy różnego rodzaju instalacji – dzięki nim dowiadujemy się, do czego w 2011 roku służyły tramwaje, co miał na celu rytuał palenia dziwnych kadzideł zwanych przed przodków „papierosami” i jak absurdalnych rzeczy ludzie obawiali się w przeszłości. Rekonstrukcja ma szansę odbyć się również w nas samych – przyglądając się znanym nam z codzienności lękom czy zwyczajom, zaczynamy zadawać sobie pytania, które często można usłyszeć od małego dziecka zadziwionego otaczającym go światem. Na odpowiedź naprowadzają nas aktorzy ubrani w białe kombinezony, którzy pełni są zdumienia wobec praktyk swoich przodków. Zamiast banału, w który łatwo było wpaść przy założeniu, żeby obudzić w widzach „wewnętrzne dzieci”, otrzymujemy dużo humoru i radości, która wytwarza się również między samymi widzami – zaskoczonymi nietypową konwencją i lekko onieśmielonymi bezpośrednimi zwrotami aktorów.

Podczas spaceru piwnicami Łaźni możemy trafić do naukowego archiwum, w którym znajdują się kartoteki z opisami lęków i fobii, na które obecnie (mamy rok 3209) nikt już nie cierpi; możemy, przy użyciu wielkiej machiny, dowiedzieć się, jakie mamy geny; możemy obejrzeć wszystko lub nie zobaczyć nic, w jednym miejscu zostać dłużej, do innego nie zajrzeć wcale, bo rekonstruowanie przeszłości zależy również od nas samych.
Mamy też możliwość spotkania zagrzebanych w ubraniach bezdomnych, którzy leżą w przyciemnionych miejscach korytarza, przez co sprawiają wrażenie rekwizytu. Tu znów widz decyduje o tym, jaki przebieg będzie miał spektakl – czy potraktować bezdomnego jako element scenografii czy jak aktora? Możemy wysłuchać monologu chłopaka, który na co dzień żył trawiony lękiem związanym z zagrożeniem III wojną światową, możemy też usiąść na fotelu ginekologicznym, który w takiej scenerii przypomina raczej narzędzie tajemniczych tortur i zażyć kilka tabletek, które podaje nam aktor.

Druga część spektaklu nazwana „Nowohucką Księgą Umarłych”, pokazuje losy realnych mieszkańców Nowej Huty, które zostały spisane przez Annę Weiss. Aby ją obejrzeć, wyłaniamy się z piwnic teatru ku scenie, na której nie stykamy się już z muzealnymi obiektami, ale z konkretnymi historiami w trybie mikro – składowymi większej historii o nazwie „Nowa Huta”. Akcja rozgrywa się symultanicznie na płaszczyznach sceny, które zostały oddzielone od siebie białą taśmą. Pełna energii Marysieńka opowiada o swoich bezdomnych przyjaciołach, Mag Wajper w prawie każdej europejskiej stolicy robi Performans, a później pijany ląduje w lokalnych rzekach, poznajemy rodzinę, która miewa problemy. Jest to próba ocalenia przed zapomnieniem osób nietypowych, które można by nazwać współczesnymi prorokami; próba z miejsca skazana na niepowodzenie. Podłoga, której koncept zaczerpnięty jest z Dogville von Triera, przypomina przecież makietę, na scenie znajduje się też kartonowy model szkoły i boiska. Milok Wojtek wyjmuje z biurka szufladę, która wyklejona jest mebelkami dla lalek, a człowiek, który dokonał „masakry nowohuckiej” wycina papierowe ludziki, po czym zawiesza je na konstrukcji przypominającej liczydło.

Mimo że w grze aktorskiej nie ma mechaniczności, wręcz przeciwnie – każda z postaci jest wyrazista, nieuchronność zapomnienia jest dojmującym wrażeniem. Łączy się to z manifestem Zeldunga, który wygłoszony został w pierwszej części spektaklu przez reżysera, Marcina Wierzchowskiego („Bo istotą teatru jest śmierć. I śmierć jest jedynym językiem, jaki teatr ma do swojej dyspozycji.”). Spektakl Zeldunga, rumuńskiego reżysera, zakończony jego samobójstwem, jest inspiracją dla Supernovej. Rekonstrukcji Wierzchowskiego.

Śmierć teatru polega nie tylko na śmierci materiału, który pojawiał się wcześniej na próbach, ale też na śmierci teatrów pomniejszych – tych międzyludzkich, rodzinnych, losów konkretnych postaci, które mimo swojej barwności i tak „giną w zupie” (o czym wielokrotnie mówi Luźny). Ale śmierć teatru to także walka o ocalenie, nieustanne przypominanie sytuacji, emocji, ludzi.

Teatr Łaźnia Nowa
Supernova. Rekonstrukcja
na podstawie spektaklu „Supernova” Z. Zeldunga
reżyseria i scenariusz: M. Wierzchowski
scenografia / kostiumy: M. Kotlińska
muzyka: M. Litwa Litwiniec
video: A. Tarasiuk
współpraca scenograficzno-graficzna: I. Wądołowska
występują: M. Adamczyk/M. Wierzchowski, A. Jaworska/A. Kłos-Kleszczewska, J. Kotyński, M. Litkowski, T. Ratuszniak, K. Sokołowska, M. Waldera.


Fot. J. Kubica, archiwum teatru