Punktem wyjścia filmu jest konklawe po śmierci, w domyśle, Jana Pawła II, choć nie jest to powiedziane wprost. Ale nie ma to też większego znaczenia. Najważniejszy jest wybór nowego papieża, do czego żaden ze zgromadzonych biskupów za bardzo się nie kwapi. Moretti daje nam dostęp do myśli wszystkich księży – każdy z nich prosi, modli się: „Żebym to nie był ja”. Każdego potencjalnego następcę, nawet „faworytów”, przeraża ogrom odpowiedzialności związany z pozycją głowy Kościoła. Po wielu głosowaniach w końcu na to stanowisko powołany zostaje wspomniany Melville. Kiedy zostaje przekonany i już ma wyjść do zgromadzonych na placu wiernych, dopada go atak paniki. Także jego przytłacza, wręcz przerasta otrzymana władza i związane z nią brzemię religijnego autorytetu. Wezwany zostaje psychoanalityk (sam Moretti), by spróbować zaradzić patowej sytuacji. Przede wszystkim z tą postacią wiąże się humor Habemus Papam. Spotkanie lekarza, racjonalisty i zdeklarowanego ateisty, ze światem Kościoła prowadzi do zabawnych nieporozumień. Psychoanalityk nie może przecież dopytywać się papieża o szczegóły natury intymnej. Jego standardowe działania są więc ograniczone przez rangę pacjenta. Po pierwsze, wykluczony zostaje kryzys wiary, Melville wierzy mocno i dziękuje Bogu za otrzymany zaszczyt. Po prostu nie czuje się na siłach i nie uważa, by był odpowiednim człowiekiem na tej pozycji.



Niepowodzenie misji terapeutycznej każe podjąć bardziej radykalne środki. Papież zostaje wywieziony z Watykanu i zaprowadzony do innego psychoanalityka, incognito.
To okazuje się bardzo złym pomysłem. Ojciec święty ucieka od swoich opiekunów (rzecznika prasowego gra Jerzy Stuhr) i błąka się po Rzymie. I tu pojawia się najpoważniejszy rozdźwięk w filmie Morettiego. Z jednej strony mamy papieża wędrującego po mieście, wchodzącego anonimowo w codzienne życie zwyczajnych ludzi. Sugeruje nam to jego drogę do przemiany. Obserwacja zdestabilizowanej sytuacji, nerwowej atmosfery wśród społeczeństwa, jaką wywołuje opóźnienie ujawnienia tożsamości papieża-elekta nie prowadzi jednak protagonisty donikąd. Melville spotyka różnych ludzi, nawiązuje nawet bliski kontakt z trupą aktorską, ale Moretti nie potrafi wydobyć wiele z tych spotkań. Co prawda można uznać ten zabieg za odejście od konwencjonalnego rozwoju fabuły, pójście pod prąd oczekiwań widzów, którzy spodziewają się jakiejś przemiany, lecz takie podejście wymagałoby sporego nakładu dobrej woli. Wędrówka papieża nie daje jednoznacznych odpowiedzi co do sytuacji głównego bohatera i głębszych powodów jego wahania. Nie ma jego reakcji na otaczający świat, pozytywnej – dojrzenia do przyjęcia odpowiedzialności, czy też negatywnej – większego przytłoczenia oczekiwaniami, jakie są przed nim stawiane. Zamiast emocji fragmenty te wywołują wrażenie niespełnionej obietnicy, wędrówki bez puenty.



Z drugiej strony, za murami Watykanu psychoanalityk urządza dla znudzonych biskupów (nikt nie może opuścić tego miejsca) turniej siatkówki. Pomysł cudownie nierealny, stąd działający ożywczo i humorystycznie na partie z zagubionym ojcem świętym, ale rozwinięcie tego wątku także zostaje zawieszone. Kiedy Melville zostaje odnaleziony (jego nieobecność była oczywiście do tego czasu ukrywana przez rzecznika), biskupi po prostu opuszczają pole gry i jak gdyby nigdy nic przechodzą z powrotem do swoich spraw. Także ta sytuacja „uczłowieczenia” ludzi wiary obywa się bez głębszych wniosków. Powaga ponownie bierze górę w fabule filmu i w poruszającym – mimo wszystko – finale. Dramatyczna decyzja papieża zostaje przez niego ujawniona przed wiernymi ze słynnego balkonu na placu Świętego Piotra.



Dzieło włoskiego reżysera jest według mnie zawieszone gdzieś między lekką komedią rozgrywającą się w środowisku watykańskim a wywodem na serio o kondycji współczesnego kościoła i statusie religii w społeczeństwie. Sam temat i okoliczności zawiązujące fabułę, a także podniosłe zakończenie, zbytnio kontrastują z fragmentami i rozwiązaniami humorystycznymi. To, co najbardziej intrygujące – reakcja świata na odmowę objęcia funkcji głowy Kościoła katolickiego, zostaje widzom odebrane, kryzys emocjonalny głównej postaci – niewystarczająco uzasadniony i rozwinięty. Wydaje się, jakby wraz z bohaterem sam reżyser i scenarzyści nie wiedzieli, jaką drogę obrać i uzasadnić takie, a nie inne decyzje. Żeby wszystko nie brzmiało tak gorzko, trzeba przyznać, że w Habemus Papam jest sporo zabawnych i naprawdę ciekawych scen, doskonałe aktorstwo oraz wyśmienicie odtworzone wnętrza Watykanu. Jednak nie uważam, by składało się to w spójną myślowo całość.



Habemus Papam – mamy papieża (Habemus papam)
reżyseria: Nanni Moretti
scenariusz: Nanni Moretti, Francesco Piccolo, Federica Pontremoli
zdjęcia: Alessandro Pesci
muzyka: Franco Piersanti
grają: Michel Piccoli, Nanni Moretti, Jerzy Stuhr, Margherita Buy, Renato Scarpa, Franco Graziosi i inni
kraje: Włochy, Francja
rok: 2011
czas trwania: 102 min
premiera: 13 maja 2011 r. (świat), 28 października 2011 r. (Polska)
Gutek Film

Iwo Sulka – filmoznawca, rocznik ’85. Interesuje się kinem amerykańskim i europejskim. Filmowe gusta lekko konserwatywne, acz otwarte na nowe propozycje. Opublikował artykuł na temat Darrena Aronofsky’ego w trzecim tomie Mistrzów kina amerykańskiego, a także recenzje i inne teksty na łamach e-splotu oraz na blogu „Salaam Cinema!”

Za seans dziękujemy Kinu Pod Baranami