W poprzednich odcinkach
PILOT SERIALU: Kraje, których nie ma
Odcinek pierwszy: Suka
Odcinek drugi: Trup Anny K

Odcinek trzeci: Kostnica


Po drodze do Dolnego Kubina, na Słowacji, zabrali autostopowiczkę. Czarnowłosą pannę o trudnym charakterze o imieniu Anna. Nie ujechali długo. Po kłótni, która się zaskakująco szybko rozpętała, Anna wywróciła ich starego land rovera, zaciągając na pełnej szybkości ręczny. Po czym zniknęła, jakby jej nigdy nie było. Niedługo później pod jej siedzeniem chłopaki znaleźli brukową gazetę. Musiała wypaść Annie z kieszeni.
W gazecie była informacja, że Anna, która wywaliła im samochód, została znaleziona martwa na rynku w Ołomuńcu. Wczoraj. Postanowili pojechać więc do  Ołomuńca. Zobaczyć, czy faktycznie Anna w kostnicy leży, jak przykazał pan Bóg, który nie istnieje. Gdy już udało im się przekupić kierownika kostnicy i szli w kierunku chłodni, Darek dostał SMS-a. Od Anny.




No i było jak na filmach. Aż się zdziwiłeś. Pomieszczenie od podłogi po sufit było jedną wielką szafą z szufladami na trupy. Wszystkie ściany – wyjąwszy jedną, oszkloną, w której mieściły się drzwi, przez które tu weszliście – lśniły od chromowanej stali, za którą – w temperaturze zbliżonej do temperatury przechowywania wina – leżakowały zwłoki dobrych Czechów, zadziornych Cyganów i kogo tu jeszcze przywiało do Ołomuńca umrzeć.

Na prosektoryjnym stole za szybą leżał jakiś nieszczęśnik, którego według wszystkich symptomów rozjechała ciężarówka. Ciało miał powykręcane jak okołojezusowi łotrowie na krzyżach, tacy, z co bardziej krwawych przedstawień, z połamanymi goleniami.

Kierownik podszedł do jednego z lekarzy-prosektorów, który właśnie rozcinał rozjechanemu skórę na czaszce. Drugi stał za nim z niewielką, tarczową piłką. W powietrzu unosił się specyficzny zapach. Coś pomiędzy grzybkami w occie a smrodem z koszmarów sennych, w których śni się wizyta u dentysty. Zerknąłeś na Roberta. Wyglądało na to, że sekcja nie zrobiła na nim wrażenia. Poza lekkim przygnębieniem. Na tobie zresztą też. Nigdy wcześniej nie widziałeś sekcji na żywo, ale nic ci nie podeszło do gardła. Ani jajecznica zjedzona jeszcze na Słowacji, ani kawa, ani parek v rohliku ze stacji benzynowej, ani rajec, ani vinea.

Jedyne, o czym mogłeś myśleć, to SMS od kogoś, kto – co przecież niemożliwe – musiał być Anną. Co było niemożliwe, bo Anna nie żyje. Co z kolei również było niemożliwe, bo jak nieżywa Anna mogła spowodować wypadek dwuipółtonowego land rovera. Zaraz po tym, jak otrzymałeś SMSa, wybrałeś numer, z którego go wysłano, ale usłyszałeś jedynie głos damskiego robota, który przemawiał do ciebie po czesku. Albo słowacku.

A tak w ogóle to czułeś się tak, jak w czasach, gdy miałeś naście lat i gdy któraś twoja dziewczyna zamykała się w łazience, by zrobić test ciążowy. One tam – zapewne celowo – przedłużały ten cały ceremoniał sikania na tester tylko po to, by cię wkurwić, a ty – z ciężkim kamieniem w brzuchu – miotałeś się po ich kilkupokojowych bloczanych mieszkaniach, w których nie było rodziców, bo w pracy byli.

Tyle, że teraz kamień był kilka razy cięższy, a krew, która waliła ci do mózgu była pompowana przez twoje serce z siłą pompy szybu naftowego.
Gdyby uciąć ci łeb, strzyknęłoby chyba do szóstego piętra. Bałeś się, bardzo się bałeś, że po otwarciu szuflady okaże się, że leży w niej właśnie Anna. Postawiłoby to na głowie bardzo wiele rzeczy. Z twoim zdrowiem psychicznym na czele. I emocjonalnym – nie bójmy się tego powiedzieć – też.

Łysy kierownik podszedł do lekarza i ujął go za łokieć. Szepnął mu coś na ucho, wskazując nas. Zrozumiałeś słowa „fakultni” i „studentu”. Łacina nas łączy, a nie, kurwa, słowiańszczyzna. Widziałeś też mrugnięcie oczka do obu prosektorów i zrozumiałeś, że jednak nie tylko łacina. Ten z piłką tarczową machnął dłonią w białej rękawiczce. Kierownik podszedł do małej, przeszklonej skrzyneczki na ścianie i otworzył ją kluczykiem. Wcisnął jeden z przycisków, nad którym widniał ideogram kamery. Gestem zaprosił was do kostnicy.

Patrzyłeś na górne półki. Żeby się do nich dostać trzeba było włazić na w ogóle niepasującą do wnętrza staroświecką drabinę. Taką samą miał twój dziadek. Właził po niej na dach swojego domku na wsi, by wymienić dachówki albo wyczyścić rynnę po jesiennym deszczu.
Uśmiechnąłeś się, mimo nerwów. Zastanawiałeś się, czemu trupy w filmach nigdy nie leżą w tych górnych szufladach. To by było dopiero wyzwanie dla scenografa: postaci tradycyjnie tłoczące się z przejęciem wokół wysuwanej szuflady musiałyby stać na drabinach. Każda na swojej. Zastanowiłeś się, czy Anna jest na górze, czy na dole.

Anna.

Ale kierownik, zerknąwszy na malutką, trzymaną w dłoni karteczkę, otworzył jedną z dolnych szuflad. Widać nad waszą historią również panował jakiś scenarzysta. Z instynktem współczucia dla kierownika planu.

Szuflada zgrzytnęła, choć spodziewałeś się, że wyjdzie gładziuteńko i zorientowałeś się, że ten cały chrom to tylko lifting. Bebechy szuflad pozostały stare, jak Czechosłowacka Republika Socjalistyczna.

Serce ci zamarło.



Zobaczyłeś, jak z ciemnej czeluści wyjeżdża para dziewczęcych stóp. Bardzo seksownych stóp. Poczułeś, jak do ciśnienia i morderczego zdenerwowania dołącza ciemne, wypływające z każdego zakamarka twojego ciała podniecenie. Widziałeś tylko te stopy, dookoła było ciemno. Krew bijąca cię po mózgu wlała ci się do uszu, przestałeś cokolwiek słyszeć. Zamiast mózgu miałeś kłęby waty.

„Mieć w uszach szum, strumieni śpiew” – brzęczało ci bez sensu w głowie, gdy patrzyłeś, jak kierownik kostnicy dotyka karteczki zawieszonej na jednym z palców stopy i porównuje numer z tym, który trzymał w ręku. Szarpnął szufladę mocniej. Zobaczyłeś łydki, kolana, uda. Wzgórek łonowy z włoskami wygolonymi w pasek. Krew biła ci bardzo mocno. Zobaczyłeś maleńki tatuaż zaraz obok paska. Gotycka litera X. Później był płaski brzuch. Rozcięty i zszyty grubą nicią. Rozcięcie biegło w górę, pomiędzy dwoma kształtnymi, bardzo kształtnymi piersiami. Wyobraziłeś sobie jej sterczące w obie strony żebra, które niczym nie różniły się od żeber zabitego i patroszonego zwierzęcia. A ona też musiała być wypatroszona. Wyjęli jej serce, żołądek, wątrobę, płuca, kurwa trzustkę. Wyjęli, pooglądali, a potem wrzucili z powrotem i zaszyli. Nie zmieniało to wszystko faktu, że dawno nie byłeś tak podniecony. Później szyja, na której leżało coś dziwnego. A później twarz.

Usłyszałeś tylko, jak Robert zwany Zygizmundem tłumi krzyk.


Mieliście przed sobą krwistoczerwoną ni to czaszkę, ni to twarz świeżego zombie. W sufit wpatrywały się dwie piłeczki pingpongowe, na których namalowano dwie zielone kropki. Szczerzyły się kształtne damskie zęby. Na twarzy trupa nie było skóry. Czerep był rozcięty i rozchylony. Widać było mózg. I dalej, na potylicy, czarne, farbowane włosy. Znane ci jakby.

- Przepraszam! – krzyknął kierownik. – Przepraszam! Co za… co za prosięta! Nie przyszyli twarzy!

I nachylił się nad trupem, i nie bacząc na fakt, że nie ma na dłoniach rękawiczek, wziął starannie w dwa palce skórę twarzy, która leżała na szyi martwej dziewczyny jak zdjęty kaptur. Naciągnął ją możliwie starannie na twarz trupa.

- To ona? – spytał z przepraszającym uśmiechem.

Robert krył twarz w dłoniach.
- Kurwa, kurwa – dobiegało spomiędzy jego palców. Po polsku. – Zamknij tę pierdoloną szufladę, zanim cię zabiję.
 Patrzyłeś w sufit. Krew, która wbiła ci się wcześniej do mózgu spływała teraz w dół jak wodospad.
- Ale to ona? – dopytywał się słodko kierownik. Zwracał się do ciebie, bo widział, że z Robertem sobie nie pogada. Zerkał na niego tylko z lekką obawą i wsuwał powoli szufladę.
- Zasuń to – powiedziałeś.
Ciało znikało w wątpiach chromowanej szafy. Brzuch, tatuaż, cipka, uda, kolana, łydki, kostki, stopy, palce, karteczka.
- To ona? – spytał kierownik, gdy szafa znów była równiutką, chromowaną, gładką powierzchnią.
- A skąd mam, kurwa, wiedzieć? – odpowiedziałeś, czując głęboko w trzewiach, że to ona i nie chcąc tego czuć. – To mógł być ktokolwiek. Lana del kurwa Rey albo Ewa Farna.
Odwróciłeś się na pięcie i wyszedłeś. Robert poszedł za tobą. Szliście przez wyłożony plastykowymi panelami korytarz. Wiedziałeś, że pod panelami kryje się socjalistyczna lamperia.
„Kurwa, kurwa” – przedrzeźniał was cicho maszerujący za wami kierownik, któremu również udzieliła się nerwowa atmosfera. – „Polacy obsrani”.

Świeże powietrze uderzyło was, jakby ktoś was wodą oblał. Miałeś wrażenie, że ciuchy przeszły ci tą trupią, prosektoryjną wonią.

Poczułeś wibracje w kieszeni. Otępiały podniosłeś do oczu ekran smartfona. To ten sam numer. Z 0042 na początku.
Twój palec ślizgnął się po ekranie. Przesunąłeś blokujący slider. Wcisnąłeś zieloną słuchawkę.
- Tak? – Głos ci drżał.
- No? – Usłyszałeś głos Anny. – Dzwoniłeś.
Brakowało ci oddechu.
- Kim… jesteś?
- Nie rozumiem. Ach… to ja. Anna. Z wczoraj. Chciałam was przeprosić za tę akcję z samochodem. W internecie znalazłam twój numer. Roberta nie znalazłam, bo nie znałam jego nazwiska. A ciebie skojarzyłam od razu, choć się nie przyznałam.
Co? Skojarzyła cię? Skąd, do cholery…
- Anna… Jesteśmy w kostnicy. W Ołomuńcu.
- O. I?
- Widzieliśmy trupa. I on…
Anna zachichotała.
- No?
- No… - Poczułeś się, jak papierowa wycinanka w przedstawieniu dla dzieci.
- No?
- Skąd mnie znasz? Jak to mnie skojarzyłaś? – spytałeś, żeby móc zebrać myśli.


Ciąg Dalszy Nastąpi


<<  PILOT SERIALU: Kraje, których nie ma

<< Odcinek pierwszy: Suka

<< Odcinek drugi: Trup Anny K


<< Odcinek trzeci: Kostnica

Odcinek piąty: Wschodnio(środkowo)europejska psychoterapia >>



AUTOR, AUTOR


Ziemowit Szczerek
, choć z wykształcenia prawnik, zajmuje się dziennikarstwem internetowym, a żeby nic nie było za proste - także stosunkami międzynarodowymi, z których się doktoryzuje. Publikował m.in. w „Lampie”, „Studium”, „Nowej Europie Wschodniej” i „Tygodniku Powszechnym”. Interesuje się granicami (w różnym znaczeniu), Europą Środkową, Wschodnią i Bałkanami, ale po pierwsze – nie tylko, po drugie – to się zmienia.

Ilustracje: Mateusz Kamieński (ur. 1977 roku w Radomiu) - ukończył Wydział Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Grafik, ilustrator, projektant. Prowadzi studio graficzne mateoo, a kiedy robi sobie przerwę od prowadzenia studia graficznego mateoo, jeździ po Europie Środkowo-Wschodniej i bardzo uważnie na nią patrzy. A potem to, co zapamiętał i obfotografował, trawi mózgiem i zwraca rękami.



Serialowi patronują









ZIEMOWIT SZCZEREK DOTYCHCZAS NA E-SPLOCIE - EAST SIDE STORIES:

Tygiel Berbera Alego – część pierwsza

Tygiel Berbera Alego - część druga i ostatnia

Potraviny


Waldhutten - część pierwsza


Waldhutten - część druga i ostatnia

Klątwa doktora Nambaryna - część pierwsza

Klątwa doktora Nambaryna - część druga i ostatnia

Sri Lanka Maz.

Diabły w Ałuszcie

Sallahaddin