Jako się rzekło, protagonista Cyrku... wraca do Bośni i Hercegowiny na początku lat 90., po dwudziestoletniej emigracji zarobkowej w Niemczech. Wyjeżdżając z komunistycznej ojczyzny, pozostawił w niej żonę i – wkraczającego obecnie w dorosłość – syna, Martina. Divko (Miki Manojlović) powraca i z iście nowobogacką butą wchodzi do opuszczonego przed laty domu, w którym mieszkają porzuceni przez niego bliscy. Mężczyzna bez skrupułów wyrzuca ich na bruk, a sam wprowadza się z nową, młodą partnerką i kotem oraz wizją niczym niezmąconej przyszłości. Jak można się spodziewać, życie pisze dla niego całkiem inny scnenariusz.



Dynamiczny początek i szybki bieg wydarzeń zwiastują barwną, komediową fabułę z nutką dramatu, z jaką kojarzyć można kino Bałkanów, z filmami Emira Kusturicy na czele. Lecz choć tragikomiczny ton i tutaj dochodzi do głosu – w końcu przez długi czas centralnym wątkiem są poszukiwania zaginionego kota – Tanović ma swój wyraźny styl. Nie popada w rozbuchaną, operową epikę, rodem z Czasu Cyganów czy Underground.
W zamian daje nam intymną opowieść o losie ludzi, w których życie niepostrzeżenie wkrada się wielka historia. Jak napisałem, przez niemal trzy czwarte akcji wydarzenia oscylują wokół poszukiwań Bonniego, kota-talizmanu Divka. Z czasem staje się jasne, że ten motyw jest tylko pretekstem do rozwoju wątków o wiele istotniejszych. Niektóre z nich są wręcz od początku oczywiste i łatwo domyślić się, jak potoczą się dalej. Narracja toczy się jednak wciąż dosyć leniwie, długie rozmowy i spacery po mieście i swego rodzaju przewidywalność może po jakimś czasie zniechęcić. Siłą podtrzymującą Cyrk Columbia jest w tych momentach emocjonalny autentyzm bohaterów i więcej niż poprawna gra aktorska. Do tego Tanović, poza nielicznymi momentami, unika psychologizowania. Najbardziej pod tym względem dosłowną postacią jest chyba matka Martina, która nie omieszka wypomnieć byłemu mężowi wszystkich wyrządzonych jej krzywd. Natomiast sam Divko definiowany jest już tylko poprzez swoje działania. Początkowo wzbudza raczej antypatyczne wrażenie, zimnego i obojętnego drania. Wątek kota dodaje do tego oblicza element szaleństwa, dla bohatera liczy się tylko zaginione zwierzę. W końcu akt heroicznej, bezinteresownej pomocy bliskim definiuje go jako mężczyznę co prawda niepozbawionego skaz, ale zdolnego do prawdziwego poświęcenia, ukazuje prawdziwe oblicze Divka i ujawnia, co tak naprawdę jest dla niego najważniejsze. Inna sprawa, że to poświęcenie może okazać się daremne i spóźnione. Stonowana gra Manojlovicia idealnie wpisuje się w wewnętrzną złożoność jego postaci.



Tak jak Ziemia niczyja skupiała się na absurdach bratobójczego konfliktu bałkańskiego, tak Cyrk Columbia ukazuje tamten świat w przededniu katastrofy. Tanović nie ma ambicji politycznej analizy wydarzeń i genezy narodowościowych podziałów, które doprowadziły do wojny. Zdaje sobie sprawę, że jest ona tragiczną przeszłością, która naznaczyła wszystkie narody Bałkanów. Lecz zamiast rozdrapywania kolejnych ran i pogłębiania podziałów, daje nam czysto ludzki, uniwersalny dramat uwikłania zwykłych ludzi w wojenną machinę. Bo choć ta wybucha dopiero w ostatnim ujęciu, bohaterowie filmu, czy im się to podoba czy nie, są już zbyt głęboko w nią wplątani, by uniknąć reperkusji. Czy to pośrednich czy bezpośrednich.



Cyrk Columbia (Cirkus Columbia)

scenariusz i reżyseria:Danis Tanović
zdjęcia: Walther van den Ende
grają: Miki Manojlović, Mira Furlan, Boris Ler, Jelena Stupljanin, Milan Štrljić i inni
kraje: Belgia, Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Słowenia, Bośnia i Hercegowina, Serbia
czas trwania: 113 min
premiera: 26 sierpnia 2011 (Polska), 23 lipca 2010 (Świat)
Vivarto


Iwo Sulka – filmoznawca, rocznik ’85. Interesuje się kinem amerykańskim i europejskim. Filmowe gusta lekko konserwatywne, acz otwarte na nowe propozycje. Opublikował artykuł na temat Darrena Aronofsky’ego w trzecim tomie Mistrzów kina amerykańskiego, a także recenzje i inne teksty na łamach e-splotu oraz na blogu „Salaam Cinema!”


Za seans dziękujemy
Kinu Pod Baranami