Nowy bohater Sachy Barona Cohena sklejony jest z nośnych klisz na temat homoseksualizmu. Wygląda, mówi i uprawia seks tak, jak wyobrażają to sobie Wszechpolacy. Stąd można odczytywać ten film na dwóch płaszczyznach: jako festiwal homofobii, którego konferansjerem jest słynny brytyjski komik, albo wielki żart ze stereotypów i uprzedzeń. To z pierwszej grupy odbiorczej rekrutowały się zapewne osoby, które opuściły salę przed końcem seansu. Jednak 83 minuty filmu zostały sprawiedliwie rozdysponowane między różne obiekty ataku. W roli poligonu ponownie wystąpiły Stany Zjednoczone. Brüno z amerykańskiego snu robi amerykański koszmar, z zabiegami wybielania odbytu, sushi podawanym na Meksykaninie służącym za żywy stół, wymienianiem sierot za iPoda… Ale w chęci ośmieszenia pustoty Amerykanów Sacha Baron Cohen posunął się tym razem za daleko.
Poziom i tematyka gagów komika nie zmieniły się przez ostatnie trzy lata. Po pierwszych minutach filmu, które przypominają szok termiczny przy wchodzeniu do zimnej wody – jako że Brüno nie słyszał o poprawności politycznej – temperatura emocji drastycznie spada i łatwo odgadnąć kolejne posunięcie lub ripostę bohatera. To zdecydowana wada filmu, który siłę swego rażenia buduje na nieprzewidywalności. Nawet fabuła układa się w ten sam schemat, co w poprzedniej odsłonie: obcy przyjeżdża do USA, spotykają go liczne niepowodzenia, szeregi jego wrogów mnożą się, opuszcza go przyjaciel, ale happy end i tak jest nieunikniony. Tym razem okraszony dodatkowo okolicznościową pieśnią, nie bez powodu kojarzącą się z misyjną działalnością U2.
Największa austriacka gwiazda po Hitlerze, jak skromnie reklamuje się Brüno, dostarcza nam w rezultacie znacznie mniej rozrywki, niż spodziewalibyśmy się po poprzednim show z udziałem Borata. Ten nieokrzesany Kazach miał w sobie świeżość, prostolinijność dziecka i wiarygodność. Jego kuzyn-gej z niemieckojęzycznego kraju broni się głównie dzięki genialnemu dialektowi własnego wynalazku. Angielskie _stylist_ brzmi jak _schteilist_, a Will Smith to _Wilhelm Schmidt_. Odróżnienie _hummusa_ od _Hamasu_ też stanowi problem, i to większej wagi niż drobna wpadka językowa. Reszta to standardowa mieszanka żartów z kategorii jakaś-fobia i slapstickowe pościgi, upadki, ciosy i obnażanie się (przynajmniej tutaj Brüno dystansuje Borata i jego odważny fluorescencyjny kostium).
Niewiele jest dowcipów, z których śmiejemy się za każdym razem, gdy je usłyszymy. Najczęściej zresztą nie bawią one nikogo innego poza nami. Dlatego powtórka z rozrywki, jaką są humor i prowokacje w _Brüno_, odbija się czkawką po seansie. Dobrze, że Sacha Baron Cohen ma trochę wolniejsze tempo niż Woody Allen. Może do czasu premiery kolejnego filmu z jego udziałem zdążymy się „stęsknić” za solidnymi kawałami o Żydach i niepełnosprawnych.
Foto: "Monolith":http://www.monolith.pl/
______________________________________________________________________
Brüno (_Brüno: Delicious Journeys Through America for the Purpose of Making Heterosexual Males Visibly Uncomfortable in the Pres_, _Bruno: Przepyszne podróże po Ameryce celem stworzenia heteroseksualnego mężczyzny_)
reżyseria: Larry Charles
scenariusz: Sacha Baron Cohen
występują: Sacha Baron Cohen (Brüno), Richard Beymer (Richard Bey), Ron Paul (Ron Paul) Alice Evans (Reporterka BBC), Candice Cunningham (Reporter FOX), Sandra Seeling (Niemka Tina), David Hillary (Reporter), Ben Youcef (Kaseem), Todd Hunter (Mężczyzna w oknie), Emerson Brooks (Reporter NBC), Tom Yi (Reporter), Kea Konneker (Niemka), Alexander Roon (Niemiecki reporter) i inni
kraj: USA
rok: 2009
premiera w Polsce: 10.07.2009
"Monolith":http://www.monolith.pl/
« powrót