Gdyby było inaczej, na początku filmu zobaczylibyśmy pokaz slajdów obejmujący wszystko, co wpadło kamerzyście w oko, począwszy od zabytkowych katedr i rzeźb Rodina po gołębie w beretach z bagietkami pod skrzydłem. Wszystko wyświetlane przy akompaniamencie skwierczących na grillu żeberek. Zamiast tego, Allen otwiera swój film „paryską rapsodią”, uwerturą, podobnie jak w starszym o trzydzieści lat Manhattanie. Bohater również odbiega od powyższego rysopisu. Gil jest ambitnym scenarzystą z Hollywood. Oksymoron wygrywa sympatię widza, a jednocześnie określa psychikę postaci – stąpającego z głową w chmurach idealisty, dającego ponieść się rytmowi „miasta świateł”, zamiast przywozić ze sobą wycieńczający puls neonów. Kreacja Owena Wilsona odczuwa ponadto „fantomowe bóle” – nostalgię za czasami znanymi mu jedynie z książek. Paryż lat dwudziestych słynął z bohemy artystycznej, zabaw i kawiarnianego tygla intelektualnego, do którego dokładali się pisarze, kompozytorzy, malarze. Przy szczypcie filmowej magii, która podobnie jak kiedyś pozwoliła postaciom z Purpurowej róży z Kairu zejść na widownię, neurotyczny Houdini przenosi Gila w czasy kojarzące się mu ze „złotym wiekiem”; „jednostką chorobową”, jak dopisaliby jemu współcześni.

„To o człowieku, który pracuje w handlu nostalgią.”. „Czym do cholery jest handel nostalgią?”, wybucha Ernest Hemingway pochylony nad stolikiem w kawiarence. Gil czerwieni się i zastanawia jak wyjaśnić ów termin nader aktualnym w swej twórczości artystom, jakich poznaje w filmie – Gertrudzie Stein, Pablowi Picasso, czy grupie hiszpańskich surrealistów. Zderzenie dwóch epok, stanów umysłu, czy (jak kto woli) przeszłej fantazji i współczesnej rzeczywistości, jest chwytem pozwalającym Allenowi na rozważenie nawet najmniej prawdopodobnych scenariuszy. Współczesny pisarz mierzy się z „klasykami”. Koniunkturalne bestsellery ocenione zostają kryteriami beletrystyki, dla której jedynym metronomem, jak mówi filmowy Hemingway, powinna być prawda i odwaga.
Scenariusz Woody’ego Allena stwarza okazję, by zakorkowany i gwarny Paryż wyobrazić sobie w innym, mniej jaskrawym świetle. Ożywiony z fotografii Henriego Cartiera-Bressona, mówiący po angielsku z południowym akcentem i po hiszpańsku o nosorożcach, Paryż szalony i pełen romantycznych alejek, po których spaceruje podróżujący w czasie bohater wraz z piękną Adrianą. Wystarczy tylko zaczekać, aż zza zakrętu wyłoni się „zaczarowany automobil, z zaczarowanym kierowcą i zaczarowanymi końmi” (pod maską, rzecz jasna).



„Nie bądźmy zbyt surowi dla własnej ignorancji. Bez niej Ameryka nie byłaby tak wspaniałym krajem”, powiedział w jednym z wywiadów Frank Zappa. W przypadku postaci Allena: Inez (Rachel McAdams), jej rodziców i znajomych, problemem jest jednak nie tyle ignorancja, co mylne przekonanie o własnej nieomylności. Zarówno narzeczona Gila, jak i „wykładający na Sorbonie” przyjaciel ze studiów nie dopuszczają innych do słowa. Są podręcznikowymi przykładami erudytów turystycznych broszur – kolejnego typu pseudointelektualistów, od jakich tłoczno w klasycznych filmach Allena. Ten zdawkowy portret jest niestety jednym z rzadkich źródeł humoru w O północy w Paryżu. Reżyser dawkuje go „francuską miarką”, czyniąc eleganckim a zarazem koktajlowym, jak w filmach René Claira. Nie tylko Gil odczuwa tęsknotę za „belle époque”. Moją byłyby poprzednie dekady, kiedy humor Allena przyprawiał o spazmy śmiechu. W najnowszym filmie zastępuje go jednak co innego – zdjęcia Dariusa Khondji i Johanne Debas oraz kreacje aktorskie, a więc znane z vangoghowskiego plakatu promującego film - niebo i gwiazdy.

Po bardzo słabym Poznasz przystojnego bruneta i dość przeciętnym Co nas kręci, co nas podnieca, Allen wrócił do formy. Spoglądając na biografię reżysera – wiek i filmografię, na którą składa się ponad czterdzieści filmów – trzeba jednak przeformułować pytanie: „czy kiedykolwiek z niej wyszedł?”. Nie wchodząc w polemikę, ostatni etap twórczości najbezpieczniej nazwać „turystycznym”. Zamożny Amerykanin, po przepracowaniu najlepszych lat życia, udaje się na zasłużoną emeryturę. Wydając procentujące na funduszach pieniądze, może zwiedzić świat, przywożąc masę zdjęć i produkowanych z przeznaczeniem na rynek turystyczny „pamiątek”. Allen swoją „emeryturę” również spożytkowuje podróżując, ale na tym podobieństwa się kończą. Po bardzo angielskim Wszystko gra, objazdem przez nieudany flirt z Czechowem w Śnie Kasandry i postoju w umiłowanej przez studentki kultury katalońskiej Hiszpanii, reżyser zawitał do Paryża. Każdy z wymienionych filmów próbował uchwycić esencję danej kultury, czy to impulsywnym duetem Javiera Bardem i Penélope Cruz, czy Carlą Bruni w roli przewodniczki. Trzeci „scenariusz z wyprawy” także należy do udanych. Paryż Allena, z moknącym w deszczu Owenem Wilsonem, to miasto w większej mierze wyciągnięte z kart dzienników pisanych przez historyczne postacie, niż obiekt turystyczny. Film stanowi rewers Purpurowej róży..., w którym to widz wraz z głównym bohaterem wchodzi na ekran, by wystąpić u boku legendarnych kreacji. Przed Wilsonem stanęło wyjątkowo trudne zadanie, zważywszy na genialnie zagranych „idoli” z przeszłości: Salvadora Dalíego (Adrien Brody), Zeldę Fitzgerald (znana ze Scotta Pilgrima Alison Pill), Gertrudę Stein (Kathy Bates), czy pominiętą przez historyków, kochankę malarzy, Adrianę (Marion Cotillard). „Walentynce” dla Paryża udaje się uchwycić dwa temperamenty miasta – współczesny i przedwojenny. Oba oczarowują i pozostawiają niedosyt. Najważniejsze, że i „miasto świateł” zaadoptowało Nowojorczyka. Ostatecznie niewidomy reżyser z Koniec z Hollywood największe triumfy święcił właśnie we Francji.



Purpurowa róża... miała swoje kolce. Tom Baxter/Gil Shepard (Jeff Daniels) nie potrafił funkcjonować w pełnym półcieni świecie, na swoją obronę mając jedynie puste kwestie. Kolce z O północy w Paryżu nie przekłują iluzji bohatera. Ot stara prawda – pamięć zaciera ślady złych wspomnień. Wytrawny koneser hipochondrii, Woody Allen, porzuca w tym filmie neurozę, zwaną chorobą współczesności, dla nostalgii – przypadłości odwiecznej. Pomimo że nie występuje tu ona w roli debiutantki (Złote czasy radia  Wspomnienia z gwiezdnego pyłu), pozostaje egzotyczną i czarującą. Turysta tęskni za domem. Gil przeciwnie – wyjeżdża, by tęsknić za mitem, który nawet jeśli dostępny tylko wehikułowi czasu w fantazji rodem z opowieści niesamowitych, zasila jego wyobraźnię. Nostalgiczną fiksację, mimo szlachetniejszych od neurozy korzeni, też traktuje się jak chorobę. Kiedyś nazywano ją „hipochondrią serca”.







O północy w Paryżu (Midnight in Paris)
scenariusz i reżyseria: Woody Allen
zdjęcia: Darius Khondji
grają: Owen Wilson, Rachel McAdams, Marion Cotillard, Michael Sheen, Carla Bruni, Adrien Brody, Kathy Bates i inni
kraj: USA, Francja
czas trwania: 94 min
premiera: USA): 20 maja 2011 r. (USA), Sony Classics, 26 sierpnia 2011 r. (Polska),
Kino Świat