Louie został napisany, wyreżyserowany i zmontowany przez samego Louisa C.K., który otrzymał od swoich pracodawców całkowitą wolność artystyczną i nie zawahał się jej użyć. Dwudziestominutowe odcinki stanowią mieszankę paradokumentalnych fragmentów z występami komika w Comedy Cellar w Nowym Jorku oraz fabularyzowanych skeczy inspirowanych codziennym życiem. Komik już wcześniej flirtował z własnym show, tworząc sitcom Lucky Louie, jednak serial przetrwał tylko jeden sezon w 2006 roku, gdy stacja HBO zdecydowała się zdjąć go z anteny. Zrealizowany w formie rodzinnej komedii (hołd dla Normana Leary – twórcy sitcomów z lat 70.) poprzednik Louie mierzył się z nieudanym małżeństwem komika, nie szczędząc widzom wulgaryzmów i nagości. Liga Katolicka broniąca moralności w Stanach Zjednoczonych określiła program jako „barbarzyński” i obsceniczny. Czyż może być lepsza zachęta? Jednak na następną szansę przyszło komikowi czekać aż cztery lata, do 2010 roku, gdy światło dzienne ujrzał Louie.

Po traumatycznym rozwodzie epicentrum uwagi naszego bohatera stanowią dwie córki i perypetie związane z byciem samotnym ojcem. Louis C.K. nie ma już złudzeń, nie liczy na romantyczną miłość, bo przecież nawet jeśli spotkamy swoją bratnią duszę, założymy z nią rodzinę i zestarzejemy się razem, to ta druga połówka w końcu umrze i to ma być najlepsza możliwa opcja?! Optymizm jest dla frajerów. Obok egzystencjalnych refleksji komik raczy nas absurdalnym, surrealistycznym humorem, wymyślając takie sceny, jak ta: po gościnnym występie w prowincjonalnym mieście Louis spotyka w restauracji swoją psychofankę i jej niepoczytalnego brata grożącego mu bronią.
Od niebezpieczeństwa ratuje bohatera podstarzały szeryf, który nokautuje rednecka i prosi w zamian jedynie o całusa w usta. Louie dręczony wdzięcznością za uratowanie mu życia zgadza się na pocałunek. Mężczyźni całują się, komik wraca do hotelu, policjant odjeżdża. 


Wszystko w tym serialu jest nieatrakcyjne: główny bohater jest rozwiedzionym, podtatusiałym mężczyzną po czterdziestce, ubierającym się w ten sam sprany, czarny T-shirt i jeansy, w dodatku niewiele mu się w życiu udaje poza opowiadaniem dowcipów. Nowy Jork to nie bajeczne miasto, które nigdy nie śpi, gdzie wszyscy są szczęśliwi i ubierają się u Prady i Manolo Blahnika, a raczej miejsce pełne świrów, typów spod ciemnej gwiazdy i irytujących małolatów. Louis C.K. wywleka najbardziej intymne i zawstydzające szczegóły życia nieatrakcyjnego singla po czterdziestce. Żenujący seks, nałóg masturbacji, depresja, samotność – oto tematy, które C.K. potrafi wyśmiać i sprawić, by stały się choć trochę mniej straszne. Ameryka w oczach tego urodzonego w Waszyngtonie komika to kraj egoistycznie nastawionych konsumentów, uważających się za pępek świata, prowokujących wojny i czerpiących przyjemność z dręczenia mniejszości etnicznych, niewolnictwa i ludobójstwa.

Żarty C.K. są obrzydliwe, przełamujące wszelkie bariery politycznej poprawności i dobrego smaku, do bólu szczere, pławiące się w biegunce, pierdzeniu, spermie i masturbacji, a przy tym... niewiarygodnie śmieszne. Tylko on może z gracją i autentycznym humorem opowiedzieć historię z dzieciństwa, która według jego własnych słów była tak ważna i znacząca, że nawet bombardowanie Iraku nie zrobiło na komiku większego wrażenia. Sześcioletni Louie miał nieżyt żołądka. Został sam w domu, siedział i przez kilka godzin pierdział we własną poduszkę, po czym postanowił, że musi się dowiedzieć, jak pachnie dwieście pierdnięć. Wiem, co muszą myśleć w tym momencie wszyscy czytający ten tekst (!!!?**^&$%##@@ blahhhh), ale naprawdę C.K. robi to wszystko uroczo i w taki sposób, że nie można przestać się śmiać.



Komizm C.K. to najszlachetniejsza odmiana żartu – śmiech z samego siebie, własnych ograniczeń, wad, niedostatków ciała i umysłu. Świat zwariował, kobiety są podłe, ludzie, a nawet własne dzieci, niewdzięczni i irytujący. Louie bacznie obserwuje siebie oraz świat dookoła i z rozbrajającą szczerością dzieli się gorzkimi, acz trafnymi refleksjami. Już sama czołówka serialu jest przygnębiająca: nieatrakcyjny facet wychodzi z brudnego metra przy Washington Square, a kamera z ręki filmuje go idącego do pizzerii, gdzie na stojąco wcina kawałek pizzy i ociera ręką usta pełne fast foodu. Na ulicy minęlibyście go, nawet nie zauważając, a na scenie podczas występu Louis C.K. zmienia się w superbohatera. Do swojego serialu zaprasza na gościnne występy największe nazwiska z branży: Ricky Gervais wykonuje mu rektoskopię, z legendarną 78-letnią Joan Rivers przeżywają płomienny romans w Las Vegas. Niewielki budżet wymusza jednak na serialu estetykę kina niezależnego.

Louis C.K. długo pracował na swój sukces; pisał dla najpopularniejszych programów satyrycznych w USA – Late Night with Conan O'Brien, The Late Show with David Letterman i The Chris Rock Show – zdobywając Emmy za pracę nad ostatnim z wymienionych. Był również aktorem (Parks and Recreations), reżyserem, napisał dwa scenariusze do fabuł, a jego półtoragodzinne DVD nagrane dla Comedy Central Hilarious (2010) jako pierwszy stand-up comedy w historii było pokazywane na festiwalu Sundance. Zdarzały mu się też spektakularne wpadki, jak źle przyjęty przez widownię i krytykę pełnometrażowy film „Pootie Tang” czy kontrowersyjny skecz o Billu Clintonie karmiącym piersią. 

C.K. (od prawdziwego nazwiska Szekely) jest dziś megagwiazdą wśród stand-upperów i według mnie obok Rickiego Gervaisa (The Office, rozdanie Złotych Globów) najwybitniejszym komikiem chodzącym po ziemi. Jego genialne stand-upy przyciągają tłumy, DVD Specials sprzedają się jak ciepłe bułeczki, a serial bije rekordy popularności wśród krytyków padających mu do stóp. W listopadzie tego roku Louis C.K. będzie występował z prestiżowej Carnagie Hall, gdzie koncertują na co dzień największe gwiazdy popu.