Od samego początku Allen z nami pogrywa, mówiąc wprost, że za nic ma współczesność i na czas trwania jego filmu musimy zapomnieć o erze „social Network”. Współczesny Paryż będzie zresztą pokazany jedynie w serii filmowych „fotografii” z początku filmu oraz w scenach z udziałem przesadnie nowoczesnej i nowojorskiej narzeczonej (Rachel McAdams) głównego bohatera (Owen Wilson). Nie doczekamy się na szczęście pocałunku na szczycie albo u podnóża Wieży Eiffla, bo też mit miasta, który Allen radośnie kultywuje w filmie, nie pochodzi z 2011 roku, ale zakorzeniony jest – jak na mit przystało – in illo tempore, zależnym od tego, w czyjej właśnie wyobraźni się zanurzamy. Raz jest to więc rzeczywistość lat dwudziestych, do której podwozi świetnie zachowany „samochód retro”, innym razem belle époque (swoją drogą, reprezentowana dość marnie – przez trzech pijących ze sobą malarzy i chaotyczny anturaż), aż wreszcie renesans, pod postacią groteskowej migawki z epoki. Pod tym względem O północy w Paryżu zdaje się kpić z Incepcji Nolana, a Allen mówić, że w jego filmie niepotrzebna jest skomplikowana aparatura i zapętlona idea, by można było swobodnie przekraczać granice czasu i przestrzeni. Wystarczy bogata wyobraźnia i auto ukradzione z wystawy dawnych samochodów, które – dokładnie o północy, jak w bajce – Allenowskiego neurotyka Gila zamieni w nowego księcia paryskiej bohemy.

Gil jest taką postacią, w której można zobaczyć współczesnego Kopciuszka w spodniach i staromodnej marynarce. Podróż w miniony czas pozwoli mu wyrwać się z oczekiwań, które ma wobec niego społeczeństwo (z narzeczoną na czele), i zrezygnować ze związku, w którym stoi on na pozycji mało ważnego elementu rodzinnej układanki.
Oczywiście, by sytuacja stała się jasna, pojawia się w filmie „obowiązkowa” Allenowska scena, w której kobieta i mężczyzna siedzą na łóżku w sypialni, on mówi jej o kryzysie twórczym oraz niespełnionych aspiracjach, a ona uświadamia mu, jak to mało t obchodzi otaczający go świat. Gilowi będzie jednak sprzyjało więcej szczęścia niż Royowi Channingowi z Poznasz przystojnego bruneta. Nie będzie musiał kraść książki umierającemu przyjacielowi, by stać się pisarzem. Allen bowiem pozwoli mu spotkać na swojej drodze Hemingwaya, a ten zaprowadzi go do Gertrudy Stein (Kathy Bates), przedstawionej tu jako dobra ciocia „wszystko przeczytam, ocenię i zainspiruję, bo mam nosa do artystów”.

Pozostali „wskrzeszeni”, którzy niegdyś tworzyli fundament francuskiej moderny, również zostali przez Allena pokazani z dużą dozą dystansu i humoru. Scott Fitzgerald to zatem niepewny siebie i nieco lalusiowaty paniczyk, który nigdy nie wyjdzie z cienia swojej fascynująco paranoicznej żony Zeldy (Allen nie byłby sobą, gdyby nie kazał jej próbować się utopić). Hemingway wciąż opowiada o wojnie i szuka okazji, by wreszcie doprowadzić do bijatyki z innym mężczyzną. Buñuel zupełnie nie zrozumie pomysłu na swój przyszły najlepszy film (Anioł zagłady), który podrzuci mu nie kto inny tylko Gil; z tego, co powie nerwowy Picasso, nie zrozumiemy ani słowa, a Salvador Dali (oszałamiająco podobny do pierwowzoru Adrien Brody) będzie wszędzie widział kształt swojej najnowszej obsesji – nosorożca (daję głowę, że to zdanie szybko stanie się kultowe, zwłaszcza na facebooku). Krąg „wielkich” zamyka oczywiście tajemnicza Adriana, szara eminencja bohemy, o której zbyt wiele (jeśli w ogóle!) nie przeczytamy w leksykonach sztuki, ale która – jak mądrze i przezabawnie pokazuje Allen – w dużej mierze odpowiada za sukces swoich licznych kochanków. Trzeba podkreślić, że rzeczoną muzę zagrała Marion Cotillard – symbol współczesnej paryżanki i ikona francuskiego stylu (a nawiasem mówiąc także cel wszelkich działań głównego bohatera Incepcji). Czyżby taki dobór aktorki świadczył o tym, że obecnemu Paryżowi do tego z czasów zamierzchłych nie jest jednak tak daleko, jak się wydaje? Zawsze wszak atmosferę miejsca tworzą przede wszystkim ludzie wyjątkowi, którzy naznaczają ją swoją osobowością, temperamentem, zdolnościami. Być może dzięki temu, mimo że Allen wykpiwa słabości modernistycznych artystów, widz czuje, że jednak robi to z przyjacielskim pobłażaniem; raczej przedstawia obiegowe anegdoty, czyniące te postaci jeszcze barwniejszymi, niż szyderczo krytykuje. 

W krótszych i dłuższych recenzjach tego filmu wciąż powracają dwa komunały: pierwszy głosi, że w filmie występuje Carla Bruni, a drugi,  że „to najbardziej kasowa komedia Allena”. Prawdę mówiąc, każda z tych informacji wywołuje u mnie jedynie głęboką obojętność. Jeśli taki reżyser jak Allen wreszcie faktycznie zarobi na filmie, to tylko dobrze dla niego i dla nas – bo najpewniej nakręci następny. A sławetnej żony Sarkozy’ego jest w filmie tyle, co kot napłakał, w dodatku bije od niej nieśmiałość i pokora. Dlatego trudno zwrócić na nią większą uwagę. A jeśli dystrybutorzy użyli wizerunku pani Bruni do stworzenia tandetnego hasełka promującego, to na własną odpowiedzialność.

Nie wiem, czy to najlepszy film Allena od czasu Annie Hall, bo ja bardzo cenię Wszystko gra. Nie wiem też, czy dzięki niemu reżyser wróci do łask Amerykańskiej Akademii Filmowej (co mu się przepowiada), bo do końca roku zostało trochę czasu i premier kinowych. Nie wiem też, czy rzeczywiście tak bardzo poprawia nastrój – z upływem czasu od obejrzenia filmu błogie rozmarzenie zastępuje u mnie coraz posępniejsza refleksja nad koniecznością przemijania świata i ludzi, a wiadomo, że najmocniej zawsze się tęskni za tym, czego najbardziej nie ma.

Wreszcie, przemknęło mi przez myśl: a jeśli to Allenowskie pożegnanie z kinem, w którym po raz pierwszy otwarcie wymienia on swoich mistrzów? Wierzę, że nie, ale nigdy nie wiadomo. Dlatego nieważne jak mocno będzie się zarzucać reżyserowi gloryfikowanie eskapizmu i utopijnego zanurzenia się w przeszłości, ja wiem jedno: ten film (a z kinem tak bywa bardzo często) to pewnego rodzaju gra – z wyobraźnią, z mitem, z niespełnionym marzeniem. Allen też to wie. Skoro więc oboje znamy reguły tej gry, to niby dlaczego nie mielibyśmy się w niej dobrze bawić?



O północy w Paryżu (Midnight in Paris)
scenariusz i reżyseria: Woody Allen
zdjęcia: Darius Khondji
grają: Owen Wilson, Rachel McAdams, Marion Cotillard, Michael Sheen, Carla Bruni, Adrien Brody, Kathy Bates i inni
kraj: USA, Francja
czas trwania: 94 min
premiera: USA): 20 maja 2011 r. (USA), Sony Classics, 26 sierpnia 2011 r. (Polska),
Kino Świat