Fabuła filmu – frapująca i intrygująca, a w wielu miejscach kuriozalna, skupia w sobie różne aspekty: począwszy do społecznego skandalu, poprzez śmierć, samobójczy atak bombowy, a wreszcie również silną potrzebę odkupienia i zbawienia. Ironiczno-alegoryczny styl filmu, w połączeniu z bezimiennymi bohaterami (tylko jedna postać, tragicznie zmarła kobieta, nosi w filmie imię Julia), powoduje, że ten obraz staje się rodzajem symbolicznego, choć niepozbawionego trafnej i inteligentnej ironii, przesłania na temat braku uczuć oraz tożsamości, wyobcowania i braku społecznej przynależności. I choć jest to film drogi, rozgrywający się w Izraelu i Rumunii, to jednak odnaleźć w nim można szerszy, pozapolityczny i ponadnarodowy kontekst. Eran Riklis określa Misję kadrowego mianem „wołania anonimowego człowieka o godność i poszanowanie”.
Zdjęcia do filmu, kręcone przez 33 dni kamerą super 16, zachowują z jednej strony bardzo realistyczny, czasem nieco klaustrofobiczny wyraz, a z drugiej są rodzajem kontrapunktu do fabuły. Reżyser ustawia kamerę bardzo blisko aktorów. „To nie jest film, w którym można tylko podziwiać krajobraz” – tłumaczy – „chodzi tu o coś więcej, o to, co dzieje się z bohaterami podczas ich podróży”. Dzięki temu zabiegowi widz ma poczucie szczególnego rodzaju efektu, zmieniającego ten obraz w rodzaj metaforycznej przypowieści, w której podróż pełni terapeutyczno-poznawczą rolę. „Podoba mi się, że bohaterowie nie mają imion” – wyjaśnia reżyser – „muszą niejako sami na nie zasłużyć i zapracować w trakcie filmu”.
MISJA KADROWEGO
Human Resources Manager, Izrael/Niemcy/Francja/Rumunia 2010, 103 min
scenariusz: Noah Stollman na postawie książki: Kobieta w Jerozolimie Abrahama B. Jehoshuy
reżyseria: Eran Riklis
zdjęcia: Reiner Klausmann
muzyka: Cyril Morin
producenci: Haim Mecklberg, Estee Yacov-Mecklberg, Elie Meirovitz, Thanassis Karathanos, Tudor Giurgiu, Talia Kleinhendler
występują: Mark Ivanir, Guri Alfi, Noah Silver, Rozina Cambos, Julian Negulesco, Bogdan E. Stanoevitch, Gila Almagor, Reymond Amsalem, Danna Semo, Papil Pandru, Sylwia Drori. Roni Koren, Irina Petrescu, Ofir Weil
wybrane festiwale i nagrody: 2011 – Izraelski kandydat do Oscara; 2010 – Nagroda Publiczności na MFF w Locarno; 2010 – Nagrody Izraelskiej Akademii Filmowej w kategorii „Najlepszy film”, „Najlepszy reżyser”, „Najlepszy scenariusz”, „Najlepsza aktorka w roli drugoplanowej”, „Najlepszy dźwięk”; 2010 – MFF Toronto
ROZMOWA Z REŻYSEREM:
Skąd zrodził się pomysł na ten film?
Eran Rikilis: Mój producent polecił mi książkę Kobieta w Jerozolimie znanego izraelskiego pisarza i dramaturga Abrahama B. Yehoshuy. Od razu poczułem, że opisane przez niego postaci bardzo mi odpowiadają i mogłyby stać się bohaterami mojego filmu. Miałem już na swoim koncie dwa filmy: The Syrian Bride oraz Drzewo cytrynowe. Czułem, że potrzebuję zmiany, odejścia od politycznych tematów. Chciałem otworzyć się na tematy i sprawy, które z jednej strony są bardzo izraelskie, a z drugiej – uniwersalne. Ten film stwarzał taką szansę. Miałem okazję opowiedzieć historię, która zaczyna się atakiem bombowym w sercu Jerozolimy, a kończy w sercu człowieka, który musi nauczyć się, czym tak naprawdę jest zawód kadrowego.
Wykazał się Pan dużą kreatywnością we współpracy ze scenarzystą filmu.
Zawsze staram się przekazywać scenarzystom doświadczenie, które sam posiadam jako reżyser i scenarzysta. Noah i ja mamy podobne spojrzenie na proces pisarski. Naszym celem było w tym wypadku poszanowanie książki i jej tematów. Ale jednocześnie zachowaliśmy całkowitą otwartość w odkrywaniu nowych przestrzeni i kontekstów, w swobodnym ich dodawaniu lub usuwaniu, zgodnie z wymogami filmu.
Jak opisałby Pan styl tego filmu?
To bardzo ambitny styl. Misja kadrowego zaczyna się jako tajemniczy, trzymający w napięciu, thriller, wzorowany na filmie Chinatown. Następnie zmienia się w rodzaj społecznej komedii, aby stać się typowym filmem drogi, w którym zdarzyć się może wszystko.
Czy przedstawiona w Misji kadrowego historia odzwierciedla aktualną sytuację obcokrajowców zatrudnionych w Izraelu?
Ten film opowiada o tym, jak to jest, gdy człowiek czuje się obcy w kraju, w którym żyje. To jest obraz, opowiadający o sytuacji obcokrajowców nie tylko w Izraelu, lecz na całym świecie. To historia o samotności, zranieniu, poczuciu, że życie toczy się gdzieś poza tobą oraz o radzeniu sobie z nowym, czasami wrogim, a czasami dziwnym światem. To również opowieść o wykluczeniu. Izraelskie media rozpisują się ostatnio o tym, że nie powinniśmy wykluczać innych, skoro sami kiedyś zostaliśmy wykluczeni. Ale życie wygląda inaczej.
Czy ten film odzwierciedla Pana osobiste obserwacje?
Podobnie jak w przypadku głównego bohatera tego filmu, moje życie to misja, rodzaj podróży. Towarzyszyłem mu w filmie przez cały czas i mogę powiedzieć, że jego historia jest w zasadzie również i moją historią. Ale można równie dobrze rzec, że jestem dziennikarzem, chłopcem, wdowcem, konsulem… To oznacza, że w każdym filmie, który robię, staram się wczuć w sytuację moich bohaterów. Z jednej strony zapewniam im przestrzeń, a z drugiej wtłaczam w nich własne doświadczenie. To naprawdę cudowny proces.
Czy ten film odnosi się do ponadczasowej problematyki?
Tak. Zawsze staram się być trochę lokalny i trochę uniwersalny. Kluczem do filmowego sukcesu jest brak obaw w podejmowaniu spraw dotyczących własnego kraju. Oczywiście ważne jest również posiadanie odpowiedniej wrażliwości i świadomość, co się chce przekazać widzom.
Co jest dla Pana wyznacznikiem kultury imigrantów?
Samotność i strach. A także nieskończona chęć przynależności, bycia częścią społeczności.
Jaką rolę pełni w filmie Rumunia?
To ojczyna Julii. Tajemnica dla kadrowego. Nowy świat dla nas, choć z drugiej strony miejsce, które każdy z nas zna.
Czy jest jakaś nić, która łączy Pana filmy?
Każdy kadr, każdy moment w jednym moim filmie, jest powiązany z innymi filmami.
Czy jednym z takich ogniw jest humor?
Zawsze się do niego odwołuję. W życiu można iść rano na pogrzeb, potem wrócić do domu i obejrzeć w telewizji komedię, śmiejąc się do rozpuku. Misja kadrowego jest w gruncie rzeczy opowieścią o tragicznej historii, ale opowiedzianą zabawnie, bo to jest również film drogi. Może niektórzy ludzie są szczęśliwi oglądając filmy, które przez trzy godziny nie dają im wytchnienia, ale prawdopodobnie są to osoby, które nigdy się nie śmieją. Śmiech pozwala otworzyć się na świat.
Czy można określić Pana kino mianem politycznego?
Słowo polityczny jest bardzo skomplikowane i wielowymiarowe. Gdy tłumaczę, że moje filmy nie są polityczne, ludzie śmieją i przytakują. A więc jeśli moje kino jest jednak polityczne, to jest również demokratyczne. Mam własny punkt widzenia, ale staram się przedstawiać dany temat z różnych perspektyw. Chcę zachować szczerość, co oznacza, że muszę pokazywać dobre i złe strony po to, aby widz sam podjął decyzję. Chcę być wolny i robić to, na co mam ochotę. Tak długo, jak nie poddam się jednym obowiązującym zasadom w filmie, będę w stanie opowiadać za każdym razem dobre historie. W kinie najbardziej interesuje mnie świadomość tego, co dzieje się wokół mnie, bez względu na to, czy ma to coś wspólnego z polityczną, społeczną, czy prywatną sferą. Najważniejsze jest, aby po prostu zachować szerszy kontekst.
Czy uważa Pan siebie za izraelskiego reżysera?
Postrzegam siebie jako produkt Izraela. Izrael jest tam, gdzie mieszkam i pracuję. Mieszkam w Tel Awiwie, ale pracuję z ludźmi z różnych stron świata. Zdecydowałem się mieszkać tu, a nie w Hollywood, co wcale nie wyklucza, że chcę być rozumiany tak w Izraelu, jak i w Japonii, czy Wielkiej Brytanii.
Z jakimi wyzwaniami, wiązał się dla Pana ten film?
Z temperaturą minus 20 stopni Celsjusza. Ze śniegiem i jednopasmowymi drogami. Prawdę mówiąc to wszystko nie stanowiło jednak problemu, bo rozpierała mnie energia i w zasadzie mogłem się rozebrać w każdych warunkach… Ale tak na serio – największym problemem był dla mnie skromny budżet, z jakimi musiałem się borykać, jak również długie czekanie na odpowiedź ze strony różnych funduszy w Izraelu, Niemczech, Francji i Rumunii. Poza tym kręcenie filmu w nowym i nieznanym kraju też nie jest proste. Ale naprawdę warto było podjąć te wyzwania.
Z czym kojarzy się Panu Misja kadrowego?
Z realizmem, miłością do bohaterów tego filmu, byciem blisko akcji i ludzi, podróżą, klasycznym filmem drogi. No i z humorem, który jest zawsze dla mnie bardzo istotny i stanowi ważne narzędzie mojej pracy. Podróż tytułowego kadrowego z Jerozolimy do Rumunii była również moją własną podróżą. Chciałem opowiedzieć o niej w jak najbardziej przekonywujący sposób. Zależało mi na zlikwidowaniu granicy pomiędzy widzem a filmowym obrazem. Ten film miał być przekonywujący pod względem fizycznym, jak również psychologicznym i emocjonalnym.
Czy trudno było stworzyć film, który jest koprodukcją czterech krajów: Izraela, Rumunii, Francji Niemiec?
To klasyczna koprodukcja. Niemcy i Francja były już zaangażowane w moje poprzednie filmy. Rumunia była nową, ale miłą, niespodzianką.
Jaki jest obecnie status izraelskiego kina, również w kontekście Palestyny?
W ostatnich latach izraelski przemysł filmowy stał się na międzynarodowym rynku jednym z najbardziej interesujących. Mam na myśli takie filmy, jak: Walc z Baszirem, Muzycy z wizytą i moje dwa filmy: The Syrian Bride oraz Drzewo cytrynowe oraz kilka innych. Ludzie zaczęli zauważać, że izraelskie kino porusza silne tematy, ma dobrych filmowców i solidny, choć niewielki, przemysł filmowy. Budżety stały się coraz większe z uwagi na koprodukcje z krajami europejskimi. Obawiam się jednak, że jeśli chodzi o Palestynę, to trudno mówić o dobrych relacjach.
Jakie są Pana odczucia i nadzieje związane z obecną rewolucyjną sytuacją na Bliskim Wschodzie?
Mam nadzieję, że doprowadzi ona do pokoju i lepszego życia ludzi w tym rejonie.
Jakie są Pana filmowe inspiracje?
Cokolwiek robię, zawsze inspiruję się tymi samymi filmami, które widziałem kilka lat temu: Zwierciadłem, Chinatown, Pięcioma łatwymi utworami, Towarzyszami broni Renoira oraz Amerykańskim przyjacielem Wendersa. Co łączy te filmy z Misją kadrowego? Niewiele, a zarazem wszystko.
Jakie są Pana plany na przyszłość?
Właśnie skończyłem nowy film zatytułowany Playoff, z udziałem Danny’ego Hustona. Kręciłem go w Niemczech. Film opowiada o Żydzie – ofierze Holokaustu, który po 40 latach wraca do Niemiec jako trener narodowej drużyny koszykówki. Dlaczego? No właśnie szukam odpowiedzi na to pytanie…
Eran Riklis – ur. w 1954 roku w USA, gdzie spędził dzieciństwo. Jako trzynastolatek dostał od ojca kamerę, którą nakręcił swój pierwszy film. W dzieciństwie chciał zostać muzykiem, malarzem, grafikiem lub komikiem, ale w efekcie zdecydował się na reżyserię. Ukończył Beaconsfield National Film School w Wielkiej Brytanii. W 1984 roku wyreżyserował pierwszy film zatytułowany On a Clear Day You Can See Damascus – polityczny thriller oparty na prawdziwej historii. Siedem lat później powstał Cup Final, doceniony przez międzynarodową krytykę filmową. Film pokazano na kilku międzynarodowych festiwalach filmowych, w tym na MFF w Berlinie i w Wenecji. Z kolei wyreżyserowany w 1993 Zohar okazał się być wielkim hitem w Izraelu. W 1999 roku nakrecił Vulcano Junction – hołd złożony rock and rollowi. Dwa kolejne filmy: The Syrian Bride i Drzewo cytrynowe uznano za jedne z najciekawszych propozycji współczesnego kina izraelskiego. Riklis jest również autorem krótkometrażówek, reklam oraz seriali telewizyjnych. Mieszka w Tel Awiwie. Jest żonaty i ma dwoje dzieci.
Fimografia:
2011 – Playoff
2010 – Misja kadrowego (The Human Resources Manager)
2010 – A Soldier and a Boy
2008 – Drzewo cytrynowe (Lemon Tree aka Etz Limon)
2004 – The Syrian Bride
2002 – Pituy
2002 – Ha – Masa’it
2002 – Vegvul Natan
1999 – Volcano Junction (aka Tzomet volkan)
1995 – Sipurey Efraim
1993 – Straight Ve-La’inyan
1993 – Zahar
1991 – Final Cup
1984 – On a Clear Day You Can See Damascus (aka B’Yom Bihar Ro’im et Dameshek)
Źródło: materiały prasowe dystrybutora filmu - Against Gravity