Etiopki to trzeci album wydany na polskim rynku, a piąty w ogóle traktujący o przygodach marynarza pozbawionego linii szczęścia na dłoni. W przeciwieństwie do poprzednich albumów – Ballady o słonych morzach i Na Syberii – w Etiopkach zebrano cztery krótsze historie, w których Corto zapuszcza się na kontynent afrykański. Mają one mniejszy ciężar faktograficzny i historiozoficzny, a są bardziej uniwersalne. To wciąż opowieści o wielkiej przygodzie w egzotycznych krainach, w której odbija się ta Prattowska ciekowość świata. Autor do przygodowej konwencji podchodzi z dystansem i szacunkiem. Jak zawsze unika sztampy, lubi łamać schematy, puścić oczko dla czytelnika. Jego opowieści pozbawione są irytującego infantylizmu, a przy tym są staroświeckie, w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Dalekie od przejażdżki filmowym rollercoasterem w guście Piratów z Karaibów czy Kina Nowej Przygody w stylu Indiany Jonesa.

Przypadkom Corto znacznie bliżej do książek jego ulubionych literatów pisarzy: Jacka Londona, Josepha Conrada, Hermana Melville`a czy Roberta L. Stevensona, nieco mniej do Tomasza Morusa od Utopii. Ci, którzy w młodości zaczytywali się Szklarskim, na wylot znają Wyspę Skarbów czy Robinsona Crusoe, nie tylko odkryją w komiksie Pratta tego samego ducha przygody, ale także zobaczą, że Corto dorósł wraz z nimi. W Etiopkach próżno szukać eskapizmu, typowego dla komiksów przygodowych. Te cztery historie, choć pełne realizmu i niebanalnego humoru, są nasycone jakąś tajemniczą metafizyką. Da się w nich usłyszeć echa szekspiryzmu, szczególnie w zamiłowaniu bohaterów do przemocy, rozchwianiu emocjonalnym i ich przywiązaniu do zemsty. Pratt, przemierzając wraz z Corto oceany i obce lądy, przygląda się temu dziwnemu zwierzęciu, jakim jest człowiek. I może to banalnie brzmi, ale przekonajcie się sami, jak sugestywnie i z pozoru mimochodem Prattowi udaje się dotknąć czytelnika. Przypomnieć mu o tych "pytaniach przeklętych", o rzeczach najważniejszych, które zostają w głowie długo po lekturze. To udaje się tylko największym…

Niewątpliwe Hugo Pratt mistrzem komiksu jest i basta! Pewnie dzisiaj album wydany w 1972 roku nie robi takiego wrażenia jak czterdzieści lat temu, ale to nie dlatego, że się zestarzał. Po prostu następcy Pratta, z Frankiem Millerem na czele, garściami czerpali z jego dorobku i bardzo sumiennie odrobili jego lekcje. Prattowska swoboda w prowadzeniu narracji, graficzny montaż kadrów czy metody budowania napięcia i oddawana emocji to są dzisiaj komiksowe normy. Jednak wciąż jego ekspresyjność, specyficzny surowy liryzm, którym subtelnie nasyca swoje ilustracje, pozostają nie do podrobienia. Mam wielką słabość do klasycznego, komiksowego stylu Alexa Raymonda czy Miltona Caniffa, a Pratt w prostej linii jest spadkobiercą tej estetyki.

Nie wspomniałem jeszcze o unoszącym się nad Etiopkami nastroju nostalgii, o wyśmienitych, skrzących się humorem dialogach, fantastycznie nakreślonych bohaterach, nieobecności Rasputina i wielu innych walorach Corto Maltese. Pozostawiam wam przyjemność ich odkrywania.


Corto Maltese: Etiopki

Hugo Pratt
Tłum.: Monika Gurgul
Post
01/2008