Jeśli film fabularny może pełnić rolę pamiętnika, to Debiutanci niewątpliwie pozwalają na takie odczytanie. Od samego początku mamy tu do czynienia z narracją pierwszoosobową i, czy tego chcemy czy nie, musimy przez dziewięćdziesięciominutową chwilę spojrzeć na świat oczami trzydziestoośmiolatka (Ewan McGregor), którego życie komplikuje się w ciągu zaledwie kilku tygodni. Nie jest to jednak perspektywa, którą łatwo zrozumieć i zaakceptować. Olivier jest bowiem paradoksalną mieszanką Piotrusia Pana – który właśnie wrócił z Nibylandii i nie do końca wie, gdzie teraz mogłoby znajdować się centrum jego rzeczywistości i czy kiedykolwiek spotka na swojej drodze anielsko cierpliwą Wendy, potrafiącą zainteresować go realnym światem – oraz muminkowego Włóczykija, zawsze trzymającego się na dystans wobec innych ludzi (stworzeń) i ciągle samotnie wędrującego nieznanymi ścieżkami. Jedynym przyjacielem Oliviera wydaje się Arthur, piesek (wyrażający własne zdanie!), który skomleniem domaga się obecności swojego pana i chyba właśnie dzięki tak sugestywnym znakom nie pozwala mu siebie porzucić. Bohater sam przyznaje, że nie wierzy w możliwość stworzenia trwałej więzi z drugą osobą i dlatego nie walczy o żadną relację. Jak możemy się domyślić, jedyny interesujący związek łączył go z matką (świetna Mary Page Keller) i w każdej kobiecie szuka choć cząstki jej nietuzinkowej osobowości (w filmie świadczy o tym choćby scena w samochodzie, która, jak dowiadujemy się później, stanowi odtworzenie jednego ze wspomnień Oliviera o matce). Los (przeznaczenie, opatrzność czy cokolwiek innego) udowodni mu jednak, że nawet w skrzętnie wykreowanej samotni znajdzie się otwór, przez który prędzej czy później wejdzie inny człowiek.
Pierwsza rysa w szczelnym murze samotności Oliviera pojawia się wówczas, gdy jego siedemdziesięciopięcioletni ojciec, żonaty przez długie czterdzieści cztery lata, oświadcza, że jest gejem oraz, że przekonanie to nie jest jedynie wytworem starczej demencji, gdyż od pewnego czasu ma młodego kochanka. Paradoksalnie wydaje się, że jest to pierwszy moment w relacji ojcowsko-synowskiej, gdy ojciec zaczyna funkcjonować w świadomości Oliviera jako żywy, realny człowiek, a nie abstrakcyjny koncept. Kolejna wiadomość – ojciec ma nieoperacyjnego raka płuc – sprawia, że mężczyzna będzie musiał zmierzyć się z sytuacją, której nigdy wcześniej nie doznał. Kolejne stadia choroby starszego pana stanowią więc dla Oliviera rodzaj swoistego aktu poznania: poznania, czym jest troska i lęk o drugiego człowieka, co oznacza współodczuwanie i współczucie, czym jest bliskość i czułość.
Opowieść o relacji tych dwojga to jedna z najlepiej i najmniej banalnie przedstawionych historii o narodzinach niełatwego uczucia, jakie miałam przyjemność oglądać na ekranie. Gdy spotykają się po raz pierwszy, on jest przebrany za Freuda (cudowna ironia!), a ona udaje jego pacjentkę. Ponieważ ma zapalenie krtani i nie może mówić, odgrywa przed Olivierem subtelny rodzaj pantomimy (fantastycznie zagranej) i chyba nieprzypadkowo jej strój przypomina rozpoznawalny kostium Charliego Chaplina. W zachowaniu Anny widać groteskę, która z jednej strony przejawia się poprzez nieokiełznaną zabawę, przeciwstawiającą się obowiązującym regułom, ale z drugiej, od początku wydaje się być podszyta jakimś skrywanym dramatem. Tak jest w istocie, gdyż życie Anny niewiele różni się od losu Oliviera (strach, poczucie wyalienowania, skomplikowana relacja z ojcem i piętno wiecznej ucieczki od trwałego związku z drugą osobą). W pewnym momencie kobieta mówi nawet, że są oni tacy sami. Czy mimo ciężkiego bagażu doświadczeń, który oboje dźwigają, uda się im więc po prostu istnieć wspólnie? Nie, nie jest to pytanie, które ma za zadanie zwrócić uwagę czytelnika tego tekstu. To pytanie, które do samego finału zadaje Mike Mills, umiejętnie prowadząc widza po meandrach kruchych uczuć zagubionych bohaterów.
Największą zaletą filmów Millsa są świetne scenariusze, zazwyczaj własnego autorstwa, ujęte w wielogłosową i doskonale skomponowaną strukturę narracyjną. Zapowiedź tej szczególnej narracji widać już w pierwszym, krótkometrażowym filmie Millsa pt. Architecture of Reassurance. Pozornie jest to opowieść o dziewczynce, która szuka idealnego domu (przestrzeń mieszkania czy domu w każdym filmie reżysera ma nieprzypadkowe znaczenie) i opowiada o tych poszukiwaniach. Poprzez konfrontację jej głosu z głosami (obiektywnymi?) innych bohaterów oraz komentarzami porcelanowych figurek (rodzaj chóru tragicznego?) Mills udowadnia jednak widzowi, że w jego opowieści nic nie jest oczywiste. Nie wiadomo przecież, czy bohaterka nie jest współczesną Alicją z Krainy Czarów, albo czy nie choruje na schizofrenię. Trudno też stwierdzić, czy Mills przedstawia sytuację rzeczywistą, zabarwioną groteską, czy jednak przenosi widza w świat fantastyczny. W kolejnym, dokumentalnym filmie opowiadającym o chłopcach-gazeciarzach z amerykańskiego przedmieścia (The paperboys) głos w pełni zostaje oddany bohaterom – nastoletnim chłopcom, ich znajomym, rodzinie. Reżyser zdaje się nie porządkować tego materiału, nie zapowiada, nie tłumaczy, czasami jedynie zadaje pytania, pozwalając na spontaniczny rozwój interesującej polifonii. W Thumbsucker natomiast tylko pozornie mamy do czynienia z obiektywną, linearną narracją. Wiele informacji jest bowiem przez bohaterów „podsłuchiwanych”, „wymyślanych”, niektóre pochodzą z krążących plotek. Ten „dodatkowy” strumień narracyjny zdecydowanie rozbija zasadniczy trzon narracji i znów sugeruje, by zastanowić się, czy aby nie mamy do czynienia z filmem, który nie jest tylko pseudoedukacyjną (sic!) opowieścią o nastoletnim „ssaczu kciuka”, chorym na ADHD (jest taka scena, gdy Justin w myślach „zrzuca z nieba” niepotrzebne rzeczy i trudno się oprzeć wrażeniu, że pobrzmiewa tu echo słynnej „żabiej plagi” z Magnolii Paula Thomasa Andersona, a w filmie takich aluzji można znaleźć więcej).
Debiutanci są kwintesencją mistrzowsko poprowadzonej, wielogłosowej narracji. Olivier jest głównym narratorem i tworzy osobliwy pamiętnik, sowicie okraszony zdjęciami, ilustrującymi przeszłość jego rodziców. Swojej historii nie opowiada jednak chronologicznie i linearnie, tworzy raczej mozaikę, w której równoległe przeplatają się wątki związane z chorobą ojca i późniejszą znajomością z Anną. Co więcej, zdarzenia i odczucia, których nie potrafi ująć słowami, odzwierciedla w postaci zabawnych rysunków – projektów na koszulki, kubki itd. (pracuje jako grafik). Innym głosem narracyjnym są inteligentnie wplatane w fabułę komentarze wspomnianego pieska Arthura (czy też samego Oliviera, który po prostu chce je przypisywać zwierzęciu). Dzięki tej polifonii reżyser przedstawia nam świat swojego bohatera z różnych perspektyw, podważając też jego zakorzenienie w myśleniu racjonalistycznym. Groteskowość, ironia i niejednoznaczność ontologiczna filmowej rzeczywistości to, w moim odczuciu, najbardziej rozpoznawalne i najciekawsze cechy stylu Millsa, które sprawiają, że za każdym razem oglądamy utwór niepokojący, inteligentnie zabawny i poruszający.
Na zakończenie refleksja quasi-marketingowa. Gdy przegląda się komentarze internautów dotyczące Debiutantów, najczęściej trafia się na stwierdzenie, że film Millsa to kolejna „propaganda gejostwa”. Szkoda nawet wysiłku na mówienie, że to wpisy krzywdzące i głupie, zwłaszcza, że mnie zastanawia kwestia zupełnie inna: czy naprawdę tak trudno zauważyć, że to nie homoseksualizm jest głównym tematem filmu, tak jak Thumbsucker nie opowiada wyłącznie o problemie nadpobudliwości? Oczywiście nie mam zamiaru udawać, że wątek gejowski w tym filmie nie istnieje. Tym jednak film Millsa różni się od produkcji poświęconych zagadnieniu odmiennej orientacji z ostatnich lat (Samotny mężczyzna, Monster, Tajemnica Brokeback Mountain, The Kids Are All Right), że tu homoseksualizm tak naprawdę nie jest problemem. Jest to normalny stan rzeczy i – wreszcie – w ten sposób chce i może go traktować ojciec Oliviera. Faktyczny problem tkwi natomiast w nieumiejętności zaufania drugiej osobie, w samotności, w braku akceptacji dla własnych słabości, zagubieniu w plątaninie oczekiwań, namiętności i rozczarowań – niezależne od płci i od orientacji seksualnej.
Mike Mills nakręcił ponoć Debiutantów na podstawie własnych przeżyć. To jemu, pięć lat przed śmiercią, ojciec miał oświadczyć, że jest homoseksualistą. Jakkolwiek zdumiewająca na pierwszy rzut oka wydaje się ta historia, podczas oglądania trudno w nią nie uwierzyć. Chciałabym widzieć więcej takich „męskich pamiętników” na dużym ekranie.
Debiutanci (Beginners)
scenariusz i reżyseria: Mike Mills
zdjęcia: Kasper Tuxen
grają: Ewan McGregor, Mélanie Laurent, Christopher Plummer, Goran Višnjić, Mary Keller
kraj: USA
rok: 2010
czas trwania: 105 min
premiera: 15 lipca 2011 (Polska), 11 września 2010 (świat)
Gutek Film
Rozmowa z Christopherem Plummerem
Za seans dziękujemy Kinu Pod Baranami