Mark Wastell/Lasse Marhaug - Kiss of Acid
Spotkanie dwóch temperamentów artystycznych. Z jednej strony kojarzony ze sceną „New London Silence” Mark Wastell, skupiony na eksplorowaniu ciszy i jej okolic, z drugiej postać ikoniczna dla norweskiego noisu, często radykalnego w swej formie – hiperaktywny Lasse Marhaug. Podejście do materiału dźwiękowego Brytyjczyka można określić mianem redukcjonizmu, o czym świadczy jego decyzja o ograniczeniu używanego instrumentarium – obecnie gra przede wszystkim na metalowym idiofonie, 32 calowym tam-tamie. Natomiast produkcje Norwega są bardzo eklektyczne, w jego bogatej dyskografii znaleźć można rozmaite zastosowania hałasu oraz innych elektronicznie generowanych dźwięków.

Praca nad wspólnym albumem przebiegała w dwóch etapach: najpierw została zarejestrowana solowa sesja Wastella na tam-tam, następnie materiał trafił do Marhauga, który go przearanżował oraz dograł własne partie. W powstałym nagraniu nie głośność decyduje o jego intensywności, a subtelnie budowane napięcie. Zaczyna się od ledwo słyszalnych, stłumionych odgłosów wybrzmiewających gongów. Gdy w tle dudnienie stopniowo ulega zagęszczeniu, na pierwszym planie pojawiają się drobne szumy. W okolicach siódmej minuty następuje pierwsza niespodzianka – spod falującej magmy dobiega zniekształcony strzęp melodii, przypominający zasłyszany fragment ścieżki dźwiękowej z horroru.
Alessandro Bosetti - Royals
Alessandro Bosetti w swoich kompozycjach, przybierających często formułę słuchowisk, podejmuje kwestie związane z lingwistyką. Wsłuchuje się w brzmienie języków, których nie rozumie (Zwolfungen), koncentruje na dźwiękach nieartykułowanych lub też wydobywa z ukrycia głosy upośledzonych (Il Fiore della Bocca) a następnie przekształca je, tnie i skleja na nowo. Na albumie wydanym przez Monotype Włoch kontynuuje osobliwe studia nad fonetyką. Wykorzystuje muzyczne narzędzia, porusza się na granicy sound poetry, kameralistyki i elektroniki.

We wszystkich trzech utworach wychodzi od studyjnej rejestracji poezji i potocznej mowy, by wskazać na naturalną melodyjność wypowiedzi oraz na rytmiczność składni. Bosetti zafascynowany śpiewnością języka podkreśla tę wartość dodając instrumentacje – fortepian i saksofon sopranowy „przedrzeźniają” brzmienie ludzkiego głosu. Innym razem poprzez manipulację nagraniami stopniowo zrównuje mowę z szumem. Równocześnie bawi się znaczeniami, z lekkością dekonstruuje sensy. W sposób pośredni nawiązuje do słynnej sentencji Gertrudy Stein: „Rose is a rose is a rose is a rose”. Stosuje repetycje i tworzy tautologizmy, w ten sposób sygnalizuje paradoksalność aktu mowy, procesu nazywania. Wykoncypowana całość, odwołująca się do tekstów Becketta czy W.G. Sebalda oraz językoznawstwa, przynosi satysfakcję nie tylko na poziomie intelektualnym, ale i zmysłowym. Zreprodukowany na okładce obraz autorstwa Kati Heck, przedstawiający quasi-erotyczną scenę z udziałem pięciu kobiet, można potraktować jako obietnicę przyjemności. I rzeczywiście, po umieszczeniu płyty w odtwarzaczu pierwsze dźwięki zaskakują swoją melodyjnością, czy wręcz „piosenkowością”, a niektóre partie można bez problemu zanucić – to rzadkie w przypadku muzycznego eksperymentu.
Lionel Marchetti - Une Saison
Pierre Schaeffer, Pierre Henry, Luc Ferrari to klasycy musique concrète, francuskiej specjalności przeznaczonej dla smakoszy dźwięku. Michel Chion, teoretyk i praktyk zasłużony dla tego kierunku, w eseju dołączonym do albumu stawia Lionela Marchettiego na równi z klasykami, gdyż jak powiada, jego dzieła cechuje „pełnia i doskonałość, zamysł tyleż tajemniczy, co przejrzysty”. Kompozycje zebrane na podwójnym albumie Une Saison dają pogląd na twórczość utalentowanego Francuza.

Wydane wcześniej utwory, zestawione obok siebie, składają się na konceptualnie spójną całość. Motywem przewodnim jest tu natura, a konkretnie jej efektowne wytwory, wszystko, co powoduje u poetów bezradność, wymyka się opisowi. Na monochromatycznych fotografiach we wkładce sylwetka ludzka przedstawiona jest na tle monumentalnych szczytów górskich, gęstego lasu, czy rwącego potoku. Postawa modela przywołuje postać ze słynnego obrazu okresu romantyzmu, Wędrowca nad morzem mgły Caspara Davida Friedricha. Marchetti misternie buduje wielowątkowe struktury, w których łączy kilka perspektyw. Raz dźwięki są słyszane „z pierwszej osoby” (mikrofon rejestruje kroki autora w śniegu, wypowiadane przez niego słowa), innym razem obecność człowieka jest niesłyszalna, do głosu dochodzi natura (brzmienia wodospadu i lodowca). Dzięki takim zestawieniom kompozytor buduje pełen niuansów obraz fantastycznej przestrzeni, stworzonej z elementów istniejących realnie. Wykreowanym światem rządzi kapryśna logika – jego fizyka bywa zbieżna z tą znaną (kamień wpada do wody – słyszymy chlupot), jednak chwilę później zasady się zmieniają. Słuchanie muzyki konkretnej najlepszym ćwiczeniem wyobraźni!
