Muszę przyznać, że nie należę do największych fanów twórczości epigonów Gaimana, literacko żerujących na jednym z jego największych komiksowych dzieł. Fabularny przepis na _Furie_ jest podobny do tego, jaki został zastosowany w innych spin-offach _Sandmana_ – w pobocznych seriach _Lucyfer_ i _Śnienie_ czy albumie _Śmierć_. W rozgrywki między nieśmiertelnymi istotami, bóstwami i innymi stworzeniami, znanymi z literackiego dorobku ludzkości, zostaje mimowolnie, ale nie do końca przypadkowo, wplątany człowiek. Mike Carey sięgając do helleńskich mitów przedstawia konflikt pomiędzy Kronosem, który próbuje przechytrzyć ścigające go tytułowe Furie, boginie zemsty, stojące na straży prawa społecznego. Kluczową rolę w planach tytana, który zabił własnego ojca, odgrywa właśnie Lyta Hall, próbująca ułożyć sobie życie po stracie syna, będąca ziemskim wcieleniem gniewu Pań Łaskawych.
Dramat z udziałem tych bohaterów rozgrywa się we współczesnej scenerii Aten, gdzie świat rzeczywisty przenika się z antycznymi wierzeniami i krainą Śnienia.

_Furie_ czyta się bardzo sprawnie, historia poprowadzona jest składnie i dynamicznie, choć bez większych fajerwerków. Te 96 stron znamionuje solidny warsztat scenarzysty, który ma na swoim koncie takie tytuły, jak fatalne _Boże, zachowaj królową_ czy niezłego _Hellblazera_. W żadnym jednak momencie _Furie_ nie wybijają się ponad mocną przeciętność, nie mówiąc już o poziomie gaimanowskiego _Sandmana_. To zupełnie inna liga. Niestety, oprawa wizualna nie jest mocną stroną _Furii_ i nieco odstaje poziomem od opowiadanej historii. Rysownik John Bolton, znany polskiemu czytelnikowi z malarskich i niemal fotorealistycznych ilustracji do _Hellraisera_, _Ksiąg Magii_ czy _Baśni: Z 1001 nocy Królewny Śnieżki_, tym razem się nie popisał. W swojej pracy zwyczajnie przesadził w korzystaniu ze zdjęć. Grafika momentami wygląda bardzo sztucznie, niektóre malarskie obróbki zdjęć wykonane są kiepsko i niedbale.

Jeśli chodzi o polską edycję to nie można mieć większych pretensji do Egmontu, któremu ostatnimi czasu przytrafiło się kilka edytorskich wpadek. Przekładowi Pauliny Braiter, oprócz jednej czy dwóch nieporęczności, trudno jest coś zarzucić. Tym razem Białostockie Zakłady Graficzne niczego nie popsuły i jakość wydania komiksu jest wysoka. Dodajmy, że przy całkiem przystępnej cenie.

_Furii_ nie muszę rekomendować fanom twórczości Neila Gaimana i miłośnikom Morfeusza, wszak to głównie do nich skierowana jest ta pozycja. Innym, którzy chcieliby zapoznać się z _Furiami_ polecam najpierw lekturę oryginalnej serii, dzięki czemu przygoda z utworem Carey`a i Boltona będzie miała odpowiednią wymowę i będzie pełniejsza. Bo w gruncie rzeczy to całkiem niezłe czytadło.


Sandman Przedstawia: Furie
Mike Carey, John Bolton
Tłum.: Paulina Braiter
Egmont
05/2009