Rewelacyjny zespół dziecięcych aktorów wciela się w podwórkową paczkę A.D. 1979, zaangażowaną w kręcenie chałupniczej Nocy żywych trupów na tytułowej taśmie super-8. Opętany rozbuchaną reżyserską wizją tłuścioch imieniem Charles (Riley Griffiths) zawiaduje jedną z najśmieszniejszych filmowych ekip, jakie kiedykolwiek mogliśmy oglądać na ekranie. Pirotechnik Cary (Ryan Lee) ma obłęd w oczach i aparat na (wiecznie odsłoniętych) króliczych zębach; grający główną rolę Martin (Gabriel Basso) jest fizycznie największy i mentalnie najbardziej strachliwy; wreszcie rezolutny wrażliwiec Joe (Joel Courtney) to domorosły geniusz charakteryzacji (z rzędu tych, co to później zmieniają się w Spielbergów i Abramsów).

Super 8 – podobnie jak Księga Rodzaju – rozpoczyna się na dobre w momencie, kiedy Charles werbuje kobiecą gwiazdę swej „superprodukcji”: szkolną piękność w osobie czternastoletniej Alice (Elle Fanning). Jej udany debiut zbiega się ze spektakularnym wykolejeniem nocnego pociągu towarowego, które z jednej strony zaspokaja z nawiązką marzenie Charlesa (i Abramsa) o „widowiskowości”, a z drugiej uruchamia fabułę dotyczącą uwięzionego na Ziemi od 1958 roku kosmity.

Jeśli najdoskonalszym wcieleniem kina nowej przygody był Spielbergowski E.T. (1982), to nie będzie żadnym nadużyciem posłużenie się tym filmem jako miarą dla Super 8. I tu, i tam psychologicznym centrum jest dziecko pozbawione jednego z rodziców i zatroskane o swój status w świeżo przeformułowanej rodzinie. Mały Eliot musiał sobie radzić z odejściem ojca i odnajdywał jego substytut w koledze z podwórka odległego o dobrych kilka planet. Joe z nowego filmu traci matkę w koszmarnym wypadku przemysłowym, który resetuje dlań czas tak w przenośni, jak i dosłownie (pierwsze ujęcie filmu to fabryczna tablica, na której ktoś zeruje liczbę dni, jakie upłynęły od ostatniego wypadku przy pracy).



Joe nosi przy sobie srebrny wisiorek, stanowiący talizman matczynej obecności.
Ojciec chłopca reprezentuje prawo i porządek – jest szeryfem industrialnej mieściny – ale nie daje chłopcu ani czułości, ani „spojrzenia”, które sprawiłoby że ten „poczułby, że istnieje” (słowa chłopca). Także Alice, w której Joe jest zabujany po uszy jeszcze zanim zdążymy ją zobaczyć na ekranie, żyje w rodzinie pozbawionej matki, z zapijaczonym i użalającym się nad sobą ojcem – odpowiedzialnym pośrednio za śmierć matki Joe’go. Cała logika filmu pracuje w ten sposób, by w ostatniej scenie oziębli rodziciele przytulili swe spragnione ciepła dzieci w obliczu unoszącego się w górę statku kosmicznego – obraz znany z E.T., ale i z Bliskich spotkań trzeciego stopnia (1978).

Fatalną wadą Super 8 jest przeładowanie scenariusza, sprawiające że film zdaje się szukać tematu przez cały czas projekcji, mimo że ten leży tuż pod nosem – tyle że nie zostaje należycie zdramatyzowany. Wątek kosmity, któremu armia amerykańska od dwudziestu lat uniemożliwia powrót na jego planetę, z jednej strony jest źródłem wizualnych fajerwerków, a z drugiej sprawia wrażenie odseparowanego od dziecięcych bohaterów w sposób zabójczy dla całości filmu. W E.T. tytułowy bohater także chciał „wrócić do domu”, a siły policyjno-militarne także chciały mu to utrudnić. A jednak w tamtym filmie reprezentowane przez wojsko zagrożenie, pozaświatowy gość i świat dziecięcych bohaterów przynależały do jednej i tej samej linii narracyjnej. Tutaj przez ponad godzinę dostajemy przeplatankę scen zapierającej dech w piersiach rozwałki, dziecięcych „małych dramatów” i postępującej zbiorowej histerii, punktowanej demonicznymi obrazami bezdusznych oficjeli – ale wszystkie te płaszczyzny istnieją osobno; nie stapiają się w jedną dramatyczną całość.

Kiedy pod koniec filmu następuje konfrontacja Joego z kosmitą, rozczarowanie jest ogromne, bo pęknięcie filmu staje się widoczne w całej okazałości. Z jednej strony Joe wypowiada na głos przesłanie Super 8: „Złe rzeczy się zdarzają, ale trzeba żyć dalej”. Z drugiej jednak wypowiada je w pustkę, bo kosmiczny potwór Abramsa nie zdążył zaistnieć w naszej świadomości jako postać. Twórcy czekali z rewelacją fabularną tak długo, że w pewnym sensie przestała się ona liczyć (nie pomaga też wygląd potwora, całkowicie bylejakiego w swej muskularnej pozaświatowości, i nie wywołującego absolutnie żadnej reakcji emocjonalnej, kiedy w końcu patrzymy w jego digitalne, puste ślepia).

Film ma wyraźne centrum psychologiczne, ale nie ma żadnego centrum dramaturgicznego. Sceny następują po sobie i część z nich jest bardzo atrakcyjna,  ale nie zostają one przez siebie przemnożone, tak by budować jednolity efekt. Kiedy w osiemdziesiątej bodaj minucie chłopcy wrzeszczą pośród ogólnej apokalipsy: „Dlaczego oni strzelają?”, widz ma ochotę przyłączyć się do tego pytania. Kiedy Alice zostaje porwana przez potwora, jej długa nieobecność w filmie w zasadzie nie jest odczuta przez widza jako brak.

Napięcie między opowiadaniem a techniką filmową było tematem wyprodukowanego przez Abramsa Projektu: Monster (2008) i pozostaje ważną warstwą Super 8, flirtującego z urokami filmowej niedoskonałości w sposób dość schizofreniczny. Pod napisami końcowymi dostajemy całość amatorskiej produkcji młodocianych bohaterów, dopieszczonej dodatkowo (nałożonym post factum) dźwiękiem terkoczącego projektora filmowego. Zdjęcia Larry’ego Fonga są usiane malowniczymi załamaniami światła, zazwyczaj rozpoznawanymi jako sygnał amatorszczyzny, a tu spożytkowanymi w funkcji pomysłowej stylizacji. Wszystko to – włącznie z cudownie bogatą w szczegóły scenografią – stanowi rusztowanie dla wspaniałej narracji, która jednak nie nabiera pod batutą Abramsa prawdziwego oddechu.

Super 8 jest filmem nie tyle złym, co niespełnionym. Dla wielu z nas może być to boleśniejsze nawet, niż gdyby Abrams nakręcił zwykłego knota. O ile w Star Treku (2009) udało mu się osiągnąć organiczną jedność wszystkich elementów, wywołującą ciarki na plecach (przynajmniej u piszącego te słowa), o tyle Super 8 jest jak polski podwórkowy krezus sprzed dwóch dekad: ma najlepsze zabawki „z Zachodu”, ale o prawdziwiej frajdzie mowy nie ma, bo instrukcję obsługi wydrukowano po chińsku. Fajnie miga i strzela, ale emocje i tak większe przy starym dobrym berku.



Super 8

scenariusz i reżyseria: J.J. Abrams
zdjęcia: Larry Fong
muzyka: Michael Giacchino
grają: Kyle Chandler, Elle Fanning, Joel Courtney, Gabriel Basso, Noah Emmerich, Amanda Michalka i inni
kraj: USA
rok: 2011
czas trwania:  112 min
premiera: 17 czerwca 2011 r. (Polska), 10 czerwca 2011 r. (USA)
UIP

Michał Oleszczyk – krytyk filmowy, absolwent filmoznawstwa UJ. Publikuje w „Kinie” i na blogu Ostatni fotel po prawej stronie. Autor książki Gorycz wygnania: Kino Terence’a Daviesa i współautor (z Kubą Mikurdą) wywiadu-rzeki Kino wykolejone: Rozmowy z Guyem Maddinem. W 2010 roku, nakładem Korporacji Ha!art, ukazała się książka Trzynasty miesiąc. Kino braci Quay, w której można się zapoznać się z obszerną rozmową Michała Oleszczyka i Kuby Mikurdy z braćmi Quay. Fragment wywiadu – do przeczytania tutaj.

Tekst pochodzi z blogu Autora